Wiemy którą prowincję Afganistanu polscy żołnierze będą wkrótce samodzielnie kontrolować. To Ghazni, prowincja bezpieczniejsza od tej, w której dziś służą nasi żołnierze - pisze "Gazeta Wyborcza".
Przejęcie jednej z prowincji Afganistanu szef polskiego MON Bogdan Klich zapowiadał już wcześniej. Ale informacja, która to prowincja, trzymana jest w tajemnicy.
Oficjalnie decyzja zostanie ogłoszona dopiero wtedy, gdy prezydent Kaczyński podpisze odpowiednie rozporządzenie. Zdaniem MON-u wzięcie odpowiedzialności za jedną prowincję oznaczać będzie wyraźniejsze niż dotąd eksponowanie biało-czerwonej flagi w operacji NATO w Afganistanie.
Ghazni, dawna stolica potężnego imperium Ghaznawidów sprzed dziesięciu wieków, nie jest głównym polem bitewnym w afgańskiej wojnie. Leżąc z dala od głównych aren wojny, a także od szlaków partyzanckich karawan z afgańsko-pakistańskiego pogranicza, Ghazni uważana jest za prowincję spokojniejszą także niż Paktika, gdzie dziś stacjonują Polacy i przez którą talibowie przeprawiają się w drodze z obozowisk w Pakistanie.
Wielkie znaczenie strategiczne Ghazni polega jednak na tym, że biegnie przez nią najważniejsza droga kraju z Kabulu do Kandaharu. Wyrównana i wyasfaltowana przez Amerykanów, uchodzi za symbol wprowadzonych przez nich nowych porządków w Afganistanie.
Objęcie Ghazni oznacza, że Polacy przestaną patrolować afgańsko-pakistańskie pogranicze, gdzie roi się od pułapek i zasadzek. W Ghazni ich najważniejszym zadaniem będzie utrzymanie bezpieczeństwa na drodze z Kabulu.
- Nowe hummery, które dostaliśmy od Amerykanów, są lepiej przygotowane na ostrzał z boku, niż na miny-pułapki - mówi podoficer, który wrócił niedawno z Afganistanu. Właśnie na takiej minie zginęło niedawno dwóch polskich żołnierzy. - Tych min w Ghazni jest zdecydowanie mniej, bo tam się jeździ po asfalcie - dodaje nasz rozmówca.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"