Bokser Tomasz Adamek po decydującej rozmowie rozstał się wczoraj z Bogusławem Bagsikiem. Mistrz świata mało znaczącej federacji IBO wagi junior ciężkiej postanowił kontynuować karierę pod własnym szyldem Boxing Team Adamek ze wsparciem finansowym ze strony Polsatu.
– Promotor nie miał mi już nic do zaoferowania. Nie chciałem dłużej tkwić w tym ślepym zaułku, ze wspaniałych planów nic nie wychodziło. Postanowiliśmy się więc pożegnać i rozwiązać umowy. Oczywiście pozostały do uregulowania jeszcze kwestie finansowe za galę w katowickim Spodku. Nie tylko wobec mnie, ale przede wszystkim wobec innych zawodników, którzy brali w niej udział – stwierdził Adamek.
Pięściarz jest przekonany, że wsparcie finansowe ze strony Polsatu pozwoli mu na kontynuowanie kariery na wysokim poziomie. – Planujemy już galę z moim udziałem. Odbędzie się w Polsce, 20 lub 27 października – zapowiada były mistrz świata WBC wagi półciężkiej.
Współpraca Adamka z Bagsikiem – pod szyldem grupy 12Rounds – trwała więc krótko, w praktyce skończyła się na jednej imprezie, po której pozostały wspomnienia związane m.in. z przyjazdem Dona Kinga i walką Andrzeja Gołoty (oni także czekają na należne im pieniądze).
– Czy jestem rozgoryczony? To mocne słowo, ale na pewno liczyłem, że po przejściach z Kingiem moja kariera znów nabierze tempa. Teraz biorę sprawy we własne ręce i liczę, że wreszcie wszystko potoczy się tak, jak na to liczę. Moje cele sportowe na pewno nie uległy zmianie – kończy Adamek.
Bagsik – formalnie jako przedstawiciel szwajcarskiej firmy Ceng AG – kilka miesięcy temu za 800.000 dolarów wykupił Tomasza Adamka z rąk Dona Kinga, ale swoją obecność w otoczeniu pięściarza z Gilowic ujawnił dopiero w maju przy okazji organizowania gali „Perfect Boxing” w katowickim „Spodku”.
– Nie znam się na boksie, ale mam pomysł, jak wypromować tę dyscyplinę. Za poważną grupą promotorską muszą stać poważne pieniądze. W naszym przypadku tak właśnie jest - zapewniał Bagsik w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.
Katowicka impreza odbyła się z wielkim rozmachem: na ringu pojawił się m.in. Andrzej Gołota, a gościem honorowym był King, a Bagsik wymachiwał certyfikatem świadczącym, że jest oficjalnym przedstawicielem amerykańskiego promotora na Polskę. Zaporowa cena biletów - najtańszy kosztował 150 złotych - sprawiła, że trybuny wypełniły się w niewielkiej części.
– Nie chcę mieć tłumów, chcę wychować wiernych kibiców, których stać na to, żeby zapłacić za uczestniczenie w wielkim wydarzeniu – tłumaczył Bagsik.
Kilka dni później pojawiły się pierwsze wątpliwości: zewsząd, także od Kinga i Gołoty, napływały wieści o niezapłaconych rachunkach, a nawet o czekach bez pokrycia. Bagsik uspokajał, powtarzał, że wszystko ureguluje. Dla Adamka pieniądze były ważne, ale nie najważniejsze: z większą niecierpliwością czekał na plany dotyczące jego kariery. Były twórca Art-B sypał pomysłami, które nie miały pokrycia w rzeczywistości.
– Czuję się, jakbym siedział w zamrażarce – opowiadał Adamek. – Poszedłem na pielgrzymkę do Częstochowy. Modliłem się o to, aby spotkać ludzi, którzy wspomogą moją dalszą karierę. Brakuje mi takich, którzy traktowaliby boks jako pasję i odpowiedzialnie wykonywaliby swoje obowiązki. Widzę coraz bardziej, że w boksie zawodowym nie ma miejsca dla amatorów czy nieodpowiedzialnych dyletantów...
Cierpliwość boksera miała swoje granice, rozwód stał się faktem.
Źródło: "Dziennik Zachodni"