Przejazd alpejską drogą, na której doszło do tragicznego wypadku z udziałem pielgrzymów, jest możliwy wyłącznie na podstawie stosownego zezwolenia. Polski autokar wymaganego prawem dokumentu nie posiadał - informuje agencja Associated Press.
Trasa, na której doszło do wypadku należy do najniebezpieczniejszych we Francji (zginęło już tam, nie licząc polskich ofiar, około 200 osób). Obowiązuje tam zakaz ruchu ciężarówek i autobusów, amiejscowy prefekt wymaga, by pojazdy, które chcą jechać tym 8-kilometrowym odcinkiem alpejskiej drogi miały potrójny system wspomagania hamulców zapobiegający ich przegrzaniu, i stosowne zezwolenie.
Jak podaje agencja Associated Press - powołując się na francuskich strażaków - polski autobus nie miał takiego zezwolenia.
Wymóg wprowadzono po podobnym wypadku z udziałem pielgrzymów, do którego doszło w tym miejscu w latach 70 ubiegłego wieku. Stojący przy alpejskiej drodze drogowskaz zakazuje wjazdu ciężarówkom i autobusom powyżej ośmiu ton. Co więcej - jak podaje niemiecka agencja dpa - dla ciężkich pojazdów zorganizowano dobrze oznakowany objazd.
Zbigniew Oleś, kierowca z Lyonu, który wielokrotnie podróżował alpejską drogą podkreśla, że jest ona bardzo niebezpieczna. – Autobusy, które tamtędy jadą muszą mieć potrójny system hamulcowy. A kierowcy powinni mieć duże doświadczenie – mówi Oleś.
Francuskie stacje telewizyjne pokazały mieszkańców z okolic miejsca wypadku, którzy opowiadali, jak niebezpieczne jest to miejsce. Pokazano też kamienną tablicę upamiętniającą ofiary wypadków w tymże miejscu.
Minister Transportu zapowiedział kontrolę u przewoźnika, który udostępnił autokar, czyli w firmie Caban. Ma do niej dojść w poniedziałek. Według ministra transportu Jerzego Polaczka, przewoźnik ten był już wielokrotnie karany mandatami.
Kontrolę przeprowadzi Inspekcja Transportu Drogowego - Sprawdzimy tę firmę kompleksowo - zarówno dokumenty przewozowe, jak i czas pracy kierowców - sprecyzował Alvin Gajadhur rzecznik Głównego Inspektora Transportu Drogowego.
Kontrola ma się rozpocząć w poniedziałek. Inspekcja może nałożyć na przewoźnika karę finansową w maksymalnym wymiarze do 30 tys. zł.
- Jeżeli firma rażąco narusza przepisy lub te naruszenia się powtarzają wtedy możemy wystąpić do organu, który wydał licencję o jej cofnięcie - powiedział rzecznik Inspekcji.
Właściciel autokaru Robert Caban powiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Podkreśla, że pojazd był sprawny, a przed wyjazdem na pielgrzymkę przeszedł "gruntowny przegląd" w Niemczech. Caban zapewnił, też że w jego firmie czas pracy kierowców jest rygorystycznie przestrzegany.
Źródło: TVN24, PAP, Wprost
Źródło zdjęcia głównego: TVN24