Dyrektor gimnazjum nie ewakuował szkoły mimo sygnału, że w budynku jest bomba – alarmuje „Dziennik Wschodni”.
Zgłoszenie o rzekomej bombie w budynku Gimnazjum nr 10 przy ul. Wajdeloty w Lublinie odebrała w środę straż pożarna. – Młody człowiek zadzwonił o godz. 7.50 – mówi Michał Badach ze straży.
Strażacy powiadomili policję. Kwadrans później na Wajdeloty zjawił się policjant z komisariatu, technik z komendy i przewodnik z psem wyszukującym ładunki wybuchowe.
– Ale dyrektor gimnazjum stwierdził, że nie zarządzi ewakuacji – informuje Witold Laskowski z Komendy Miejskiej Policji. – Tłumaczył, że szkoła ma własną ochronę, a telefon na pewno jest głupim żartem. Policjanci początkowo nie mogli nawet przeszukać gimnazjum. – Wiem, że dyrektor twierdzi, że wpuścił nas do środka, ale nie da się tak nazwać negocjacji w gabinecie – mówi Laskowski.
Przewodnik z psem wrócił do komendy. Pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. – Dopiero po dwóch godzinach został wpuszczony do budynku – mówi Laskowski. W trakcie przeszukania uczniowie nadal byli w szkole. Jedynie ci, którzy mieli lekcję w sprawdzanej właśnie sali wychodzili na korytarz. W południe okazało się, że bomby nie ma.
Policja jest oburzona zachowaniem dyrektora. A Urząd Miasta przyznaje, że Szabłowski złamał procedury. – Jeżeli był alarm, czy to złośliwy, czy też nie, to powinna być zarządzona ewakuacja. To za duże ryzyko wielkich strat, także w ludziach – stwierdza Jerzy Ostrowski, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego w lubelskim Ratuszu.
Dyrektor wyląduje teraz na dywaniku w magistracie – zapowiada „Dziennik Wschodni”.
Źródło: "Dziennik Wschodni"