Albo ułaskawienie, albo ujawnię wszystkie szczegóły afery podsłuchowej - miał napisać Marek Falenta do prezydenta. Według "Rzeczpospolitej", która opisała ten list, skazany biznesmen przekonywał, że pomógł PiS wygrać wybory, a za odsunięcie PO od władzy obiecywano mu bezkarność. - Wszyscy zastanawiamy się, na czyje zlecenie on działał - przyznaje opozycja. Autor artykułu, dziennikarz Wojciech Tumidalski, przekonuje, że sprawę "najlepiej byłoby sprawdzić w formie śledztwa". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro robi wszystko, by słów Marka Falenty nie traktować poważnie. - Wyraz desperacji - stwierdził Ziobro, pytany o motywacje biznesmena.
Prokuratura choć od co najmniej kilku dni dysponuje listami Falenty, na razie nie podejmuje żadnych nowych decyzji. - Każda osoba skazana może mówić to, co jej ślina na język przyniesie. Dużo mamy pomówień i wymyślonych historii - powiedział minister sprawiedliwości.
"Skazany w aferze podsłuchowej szantażuje prezydenta"
Chodzi o wiosek o ułaskawienie. Według "Rzeczpospolitej" napisany do prezydenta w czasie, gdy Falenta przebywał jeszcze w areszcie w Hiszpanii. "Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie się ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły" - napisał Falenta.
"Rzeczpospolita" dotarła do listu. Dziennik pisze, że biznesmen przedstawia się w nim jako osoba lojalna wobec PiS, której obiecano bezkarność za odsunięcie Platformy od władzy.
"W hiszpańskim więzieniu 'gnije' człowiek, który wierzył w sprawę pt. Polska uczciwa i sprawiedliwa. Zrobił, co do niego należało, wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic i został okrutnie oszukany przez ludzi wywodzących się z Pana formacji" - cytuje treść gazeta.
- Skazany w aferze podsłuchowej szantażuje prezydenta - ocenił Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej.
To już kolejny wniosek Marka Falenty do prezydenta o ułaskawienie. Poprzednie nie przyniosły rezultatu.
- Wniosek jest procedowany tak samo jak wszystkie inne wnioski o ułaskawienie - poinformował Krzysztof Szczerski, szef gabinetu prezydenta.
"Najlepiej byłoby to sprawdzić w formie śledztwa"
"Już raz udowodniłem swoje możliwości. Po co to powtarzać?" - pyta biznesmen w przytaczanym liście. Pojawia się więc pytanie, czemu ma służyć ultimatum, które de facto Falenta stawia prezydentowi?
- On jest tak napisany, żeby prezydent Duda nie mógł ułaskawić autora tego listu - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Leszek Miller, były premier.
- Nawet jeśli uznać, że pan Falenta blefuje, że to jest nieprawda, że sobie coś wymyślił, to jednak najlepiej byłoby to sprawdzić w formie śledztwa. A nie odłożyć sprawę na bok i udawać, że jej nie ma - podkreślił Wojciech Tumidalski, dziennikarz "Rzeczpospolitej", autor publikacji o liście biznesmena.
W liście tym mają przewijać się bowiem nazwiska najważniejszych osób w państwie. Biznesmen twierdzi, że zielone światło do nagrywania miał mu dać Stanisław Kostrzewski, bliski współpracownik prezesa i były skarbnik PiS. Zresztą, sam Jarosław Kaczyński miał się - według Falenty - godzić na nagrywanie. A w proceder miało być zaangażowane całe obecne kierownictwo Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
- Wszyscy zastanawiamy się, na czyje zlecenie on działał - wskazuje poseł Nowoczesnej Adam Szłapka.
Opozycja chce, by na to pytanie w Sejmie odpowiedział minister sprawiedliwości, a być może także sejmowa komisja śledcza. Również na pytanie, dlaczego prokuratura Zbigniewa Ziobry chciała w trakcie procesu kary w zawieszeniu.
- Całość układa się w jedną historię, że ówczesna opozycja [za rządów PO-PSL - przyp. red.] w Polsce łamie prawo po to, żeby zmienić władzę w Polsce. To brzmi jak bardzo ponury scenariusz - zwraca uwagę Szłapka.
- To uprawdopodabnia teorię pana Falenty, że nie działał sam w sprawie afery podsłuchowej. Że miał swoich mocodawców i ci mocodawcy mogą być dzisiaj najważniejszymi osobami w kraju - wskazuje Marcin Kierwiński, poseł Platformy Obywatelskiej.
"Prokuratura musi wyjaśnić tę sprawę"
PiS próbuje utrzymać narrację, że Falencie nie można wierzyć. - Jest to taki wyraz histerii - ocenił Ziobro. Jednak kiedy nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele ujrzały światło dzienne, w PiS mówiono o "taśmach prawdy". Cytaty z nagrań służyły za elementy politycznej walki. Wtedy chętnie były przez PiS wykorzystywane. Dziś Falenta ma być niewiarygodny.
- To wygląda jak próba chwytania się brzytwy przez tonącego, ale nie zmienia to faktu, że padają takie oskarżenia i powinny być wyjaśnione - zaznacza wicepremier Jarosław Gowin, pytany o ewentualną motywację biznesmena.
- Prokuratura musi wyjaśnić tę sprawę. Dla mnie wątek próby szantażu prezydenta i obozu rządzącego wymaga wyjaśnienia - podkreśla Marek Biernacki z Platformy Obywatelskiej.
Za nagrywanie polityków skazani zostali kelnerzy i właśnie Marek Falenta. Ale ten nie zgłosił się do odbycia kary i uciekł do Hiszpanii. Tam namierzyli go polscy policjanci i kilka dni temu przewieźli do Polski.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24