10-latek został porwany, a jego rodzice dostali żądanie okupu. Zapłacili, by ich syn wrócił do domu. Prawie rok później policjanci zatrzymali parę podejrzaną o uprowadzenie chłopca. - Możemy śmiało powiedzieć, że porywacz miał plany, żeby uprowadzić kolejne dziecko - poinformował w poniedziałek komendant Centralnego Biura Śledczego Policji insp. Kamil Bracha. Podkreślił, że kolejnemu przestępstwu udało się zapobiec dzięki pracy policjantów.
Komendant główny policji Jarosław Szymczyk poinformował, że 18 stycznia do policji dotarła informacja o porwaniu w centrum Krakowa 10-letniego chłopca idącego rano do szkoły.
- To był początek niezwykle intensywnych działań i zaangażowania najlepszych funkcjonariuszy garnizonu małopolskiego, a także Centralnego Biura Śledczego Policji. Od tego momentu kilkuset najlepszych funkcjonariuszy w całym kraju pracowało nad tym, aby uwolnić dziecko, aby dziecko bezpiecznie powróciło do swoich rodziców. Te działania się udały po finalizacji przekazania sprawcom okupu. Dziecko 23 stycznia zostało uwolnione, trafiło do swoich rodziców - relacjonował szef policji.
Od tego momentu, jak powiedział Szymczyk, praca policji zmierzała do ustalenia sprawców przestępstwa.
Przetrzymywany w "bulwersujących warunkach"
- Dzisiaj efekt jest taki, że zatrzymaliśmy osobę podejrzaną o dokonanie tego przestępstwa, jest to 50-letni mieszkaniec Krakowa, wraz z nim zatrzymana została jego partnerka życiowa, która również usłyszała zarzuty dotyczące uprowadzenia 10-latka oraz zażądania i odebrania okupu. Wykonaliśmy cały szereg czynności procesowych, które pozwoliły nam na zebranie materiału dowodowego i pokazanie przebiegu całego zdarzenia - powiedział szef policji. Dodał, że szczególnie bulwersujące były warunki, w jakich przez pięć dni przetrzymywano chłopca.
- Każde przestępstwo bulwersuje, każde przestępstwo jest godne potępienia, ale jeśli przestępstwo dotyka dziecka, to dla policjantów jest to szczególny powód intensywnej, ciężkiej i skutecznej pracy - podkreślił Szymczyk.
"Planowali kolejne porwanie"
Szef Centralnego Biura Śledczego Policji poinformował, że w działania zmierzające do uwolnienia dziecka brało udział "w kulminacyjnym momencie 300 funkcjonariuszy, nie tylko z policji" - także z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Żandarmerii Wojskowej. Bracha dodał, że polska policja korzystała też z pomocy funkcjonariuszy niemieckich oraz FBI, "którzy również specjalnie do tej sprawy przyjechali na nasz teren i wspomagali nas w pewnych kwestiach, żeby przybliżyć miejsce ukrywania się czy miejsce przebywania sprawcy tego uprowadzenia". Zaznaczył, że w akcji wykorzystano specjalnie szkolone psy.
Porywacz - jak tłumaczył szef CBŚP - stosował metody, dzięki którym niszczył dowody przestępstwa, m.in. ładunki zapalające podwieszone w samochodach przygotowanych do uprowadzania. - Taki ładunek ujawniliśmy w samochodzie, którym było uprowadzone dziecko. Kolejny ładunek ujawniliśmy w kolejnym samochodzie, który był przygotowany do kolejnego uprowadzenia - dodał.
Autor: wini/ec / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Komenda Główna Policji