Stefan W. podejrzewany o zamordowanie swojej matki i brutalne okaleczenie sąsiadki w dniu zabójstwa był na konsultacji w szpitalu, ale został wypuszczony do domu – ustaliła prokuratura. Mieszkańcy małopolskiej Florynki są w szoku. - To był normalny, spokojny chłopak - mówi sołtys wsi.
Prokuratura zabezpieczyła dokumentację medyczną 31-latka, ponieważ pojawiły się informacje, że mężczyzna od kilku lat leczył się psychiatrycznie. Śledczy sprawdzają też wątek ewentualnych zaniechań popełnionych przez lekarzy.
Jak informuje rodzina ofiary, w dniu tragedii matka Stefana W. zadzwoniła na pogotowie, by to zabrało jej syna, bo "działo się z nim coś złego". Ostatecznie jednak kobieta odwołała wezwanie, bo W. zapewnił ją, że sam zgłosi się na konsultację do swojego lekarza.
- 31-latek oraz jego brat i matka byli na takiej konsultacji. Później Stefan W. wrócił do domu, położył się spać, a później wiadomo, co się wydarzyło - relacjonuje Marta Gordziewicz, reporterka TVN24.
Ten watek również jest badany przez prokuraturę. – Tego samego dnia rano domniemany sprawca przestępstwa był na konsultacji w szpitalu w Nowym Sączu. Po rozmowie z lekarzem został zwolniony i powrócił do domu – mówi Tadeusz Cebo z Prokuratury Rejonowej w Gorlicach.
Prokurator potwierdza jednocześnie, że 31-latek usłyszy zarzut zabójstwa oraz usiłowania zabójstwa. Ten drugi jednak może ulec zmianie w zależności od stanu zdrowia rannej kobiety.
"Krzyczał, że będzie zabijał inne osoby"
Stefan W., według ustaleń policji, miał zabić 63-letnią matkę w poniedziałek w miejscowości Florynka (woj. małopolskie).
- Po jej zasztyletowaniu poszedł nago nad rzekę. Kiedy wracał, wszedł przez okno do domu sąsiadki - opisywała po zdarzeniu Gordziewicz.
Napastnik miał wtedy sięgnąć po nożyczki i zaatakować nimi 78-letnią kobietę. Ciosy zadawał w okolice głowy. Ostrze nożyczek wbił m.in. w oczy kobiety.
- Lotnicze pogotowie ratunkowe przetransportowało ją w ciężkim stanie do szpitala - mówił rzecznik małopolskiej policji młodszy inspektor Sebastian Gleń.
Napastnika ujął syn sąsiadki, a zwłoki jego matki odkryła bratowa, która przyszła do ich domu.
- Kiedy na miejsce przyjechała policja, mężczyzna krzyczał, że będzie zabijał inne osoby - dodaje Gordziewicz.
"Normalny, spokojny chłopak"
Jak przyznaje Grzegorz Karakuła, sołtys Florynki, lokalna społeczność jest wstrząśnięta tragedią. - To naprawdę spokojna rodzina, nic nie wskazywało, że może się tutaj wydarzyć taki dramat – mówi samorządowiec o rodzinie W.
Mieszkańcy nie mieli też wcześniej żadnych zastrzeżeń do zachowania Stefana W. – Normalny, spokojny chłopak. Pracował jako mechanik samochodowy i w drobnej budowlance. Problemy zdrowotne prawdopodobnie tam były, ale nic na to nie wskazywało – mówi sołtys.
Autor: wini/ ks / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24