We wtorek jeleniogórski sąd miał rozpatrzyć czy były właściciel wyburzonej przędzalni w Mysłakowicach może poddać się karze, którą wcześniej uzgodnił ze śledczymi. Jednak przed posiedzeniem sądu prokurator wycofał się z zawartych ustaleń. Po tym jak nagłośniliśmy sprawę w tvn24.pl, niespodziewanie stanął po stronie konserwatora zabytków. – Sprawiedliwość musi być sprawiedliwością – grzmi konserwator.
Prace przy rozbiórce XIX-wiecznej przędzalni zakładów lniarskich "Orzeł" rozpoczęły się w styczniu 2014 roku. Mimo protestów konserwatora zabytków, który nie wydał zgody na rozbiórkę z okazałej przemysłowej zabudowy została tylko jedna ściana boczna. Reszta została wyburzona, a teren jest otoczony siatką.
Dogadał się ze śledczymi
W międzyczasie sprawa trafiła do prokuratury. Jednak wydawało się, że były już właściciel obiektu nie poniesie kary adekwatnej do swojego czynu. Wszystko dlatego, że śledczy z Jeleniej Góry porozumieli się z byłym właścicielem obiektu co do wymiaru kary. Mężczyzna miał dobrowolnie poddać się karze 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata i zapłacić nawiązkę w wysokości 7 tys. złotych. - Czy kara jest niska? Co ja pani poradzę, że dla pani, to jest dziwne. Dla mnie nie jest – mówił pod koniec kwietnia tvn24.pl Adam Kurzydło, prokurator rejonowy z Jeleniej Góry. Takim rozwiązaniem oburzony był konserwator zabytków i miłośnicy wiekowych obiektów.
Prokurator się wycofał i nie komentuje
Jednak przed wtorkowym posiedzeniem sądu sytuacja się zmieniła. – Prokurator wycofał się z wniosku o załatwienie sprawy w trybie konsensualnym i przyłączył się do aktu oskarżenia. Dlatego we wtorek miał rozpocząć się proces karny, ale nie pojawił się na niej oskarżony ani obrońca. Sąd nie dostał też potwierdzenia wezwania na rozprawę – informuje Andrzej Wieja, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.
Dlaczego prokurator wycofał się ze swojego wcześniejszego stanowiska? – Nie będę tego komentował. Wszelkie oświadczenia składane są na sali sądowej – ucina Kurzydło.
Zadowolony konserwator
Taki obrót sprawy ucieszył jeleniogórskiego konserwatora zabytków, który jest gotowy na sądową batalię. – Jesteśmy oskarżycielem posiłkowym. Dostarczymy dowody świadczące o naszej racji. Mam nadzieję, że wyrok będzie adekwatny do tego bardzo poważnego czynu, który bezpowrotnie zniszczył cenny zabytek. To nie może być bagatelizowane. Sprawiedliwość musi być sprawiedliwością – grzmi Wojciech Kapałczyński.
Cenny zabytek
Zburzona przędzalnia była jednym z najcenniejszych obiektów w kompleksie zakładów lniarskich. Zakłady w Mysłakowicach ufundował Fryderyk Wilhelm II, władca Prus. Budowa przędzalni rozpoczęła się w 1839 roku, a już 5 lat później produkcja ruszyła. W czasach biedy i kryzysu zakład w Mysłakowicach zatrudniał bezrobotnych tkaczy z Kotliny Jeleniogórskiej.
To właśnie na tym zakładzie wzorowano powstające później fabryki lnu w Niemczech i Polsce. Supernowoczesne, w XIX wieku, żeliwne podpory i żeliwna konstrukcja miały ograniczyć zagrożenie pożarowe. W latach największego prosperity pracowało tu około 3 tys. osób. Później nadeszły ciężkie czasy dla przemysłu lniarskiego. W 2010 roku syndyk ogłosił upadłość zakładów. "Orzeł" został wykupiony przez nowych właścicieli. W jednym z budynków wciąż się tka i wykańcza materiały.
Chciał zapobiec niebezpieczeństwu?
Z byłym już właścicielem terenu i części wyburzonego obiektu nie udało nam się skontaktować. W styczniu, w rozmowie z lokalnym portalem nj24.pl, mężczyzna nie zgadzał się zarzutami konserwatora zabytków i zaprzeczał jego wersji. Twierdził wtedy, że rozbiórki nie przerwał, bo dokumentu z nakazem nigdy nie otrzymał. Poza tym, jego zdaniem, obiekt groził zawaleniem, a on musiał temu niebezpieczeństwu zapobiec.
Za zniszczenie zabytku z premedytacją grozi do 5 lat więzienia. Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbędzie się 10 czerwca.
Zabudowania zakładu lniarskiego "Orzeł" znajdują się w Mysłakowicach:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Truchanowicz