65 tys. zł - taką karę NFZ nałożył na wrocławski szpital, który odesłał rannego 8-latka. Chłopiec zmarł w innej placówce. Szpital przekonuje, że "dziecko i tak nie miało szans na przeżycie". I zapowiada odwołanie się od decyzji Funduszu. - Czas minął - odpowiada im NFZ.
Jak można przeczytać w oświadczeniu Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, NFZ ukarał placówkę m. in. "za brak w zespole urazowym lekarza specjalisty w dziedzinie medycyny ratunkowej".
Kontrola trwała 4 miesiące, Fundusz zdecydował się na nią po śmierci 8-letniego Bartka. Lekarze odesłali rannego chłopca do innej placówki, tłumacząc się m.in. brakami kadrowymi właśnie. CZYTAJ WIĘCEJ
Dziś te braki potwierdzają, jednak podkreślają, że nie było to niezgodne z umową z funduszem.
Chłopiec i tak by zmarł?
Jak jeszcze na zastrzeżenia NFZ odpowiadał dziś szpital?
Lekarze tłumaczą, że 8-latek był nie do uratowania. - Dziecko nie miało szans na przeżycie - przekonuje prof. Romuald Zdrojowy, prorektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
- To dziecko było w stanie wstrząsu, w takim przypadku nie powinno się go operować. Ta tragedia, ta śmierć była nieunikniona – dodaje prof. Marian Klinger.
Szpital nie miał dokumentacji chłopca?
Według przedstawicieli szpitala, leczenie chirurgiczne dzieci może odbywać się w oddziałach chirurgii dziecięcej. 8-latka nie przyjęto, ponieważ w szpitalu takiego oddziału nie ma. I dlatego chłopiec od razu powinien trafić do innego szpitala. - Nie uciekamy od odpowiedzialności, ale dziecko powinno trafić do innego szpitala - mówił dziennikarzom Piotr Pobrotyn, dyrektor kliniki.
Kolejnym błędem wskazanym przez NFZ są braki w dokumentacji. - Szpital nie okazał dokumentacji tego chłopca, mimo że został przyjęty przez dyżurujących - wyjaśnia Wioletta Niemiec, dyrektorka dolnośląskiego NFZ.
To, że lekarze 8-latka obejrzeli, widać wyraźnie na opublikowanym monitoringu. CZYTAJ WIĘCEJ
Na odwołanie za późno?
Po tym, jak sprawa 8-latka została nagłośniona, na dyżurujących wtedy lekarzy posypały się gromy ze strony resortu zdrowia i NFZ. Również rzecznik praw pacjenta zastanawiała się, czy postąpili dobrze.
- Lekarze, którzy byli wtedy na dyżurze, zostali potraktowani surowo. Dziecko nie nadawało się nawet do przeszczepu narządów. To dziecko nawet nie powinno było wyjechać z Oleśnicy [tam doszło do wypadku - przyp. red.] - wybiela ich prof. Piotr Szyber z kliniki.
Dlatego od kary szpital chce się odwołać.
- To niemożliwe, ponieważ odwołanie można złożyć w ciągu siedmiu dni od otrzymania wyników kontroli. Czas już minął - mówi dyrektorka dolnośląskiego NFZ.
Szpital zorganizował konferencję i przekazał dziennikarzom oświadczenie ws. wyników kontroli, zanim swoją konferencję zorganizował Narodowy Fundusz Zdrowia.
Co w takim razie oznacza zawarte w szpitalnym oświadczeniu "odwołanie"? Z tym pytaniem zwróciliśmy się już po obu konferencjach do rzeczniczki placówki. - Rzeczywiście, termin minął. Ale złożymy zażalenie do ministerstwa zdrowia - zmienia zdanie Monika Kowalska.
Kara dla szpitala za błędy NFZ?
- Wykazane nieprawidłowości to błędy strategiczne popełnione nie w szpitalu, a w jednostkach, którym szpital podlega - dodaje prorektor Uniwersytetu Medycznej we Wrocławiu prof. Romuald Zdrojowy.
Dyrekcja placówki uważa, że szpital nie może być karany za to, że wymogi NFZ nie są możliwe do zrealizowania. "To przepisy odstające od realiów" - można przeczytać w oświadczeniu.
I wyliczają, że na Dolnym Śląsku jest 36 lekarzy ze specjalizacją w medycynie ratunkowej, a szpitalnych oddziałów ratunkowych jest 15. "Z uwagi na bardzo niewielką ilość lekarzy medycyny ratunkowej w Polsce, niewiele szpitali będących centrami urazowymi zatrudnia taką liczbę lekarzy, by zabezpieczyć każdy zespół" - przyznają otwarcie.
I poinformowali, że wysłali pismo do ministerstwa zdrowia, aby uwypuklić problem.
- Szpital nigdy nie sygnalizował, że brakuje im specjalistów - odpiera zarzuty Niemiec.
SOR z innym kierownikiem
Jednocześnie szpital wprowadza wewnętrzne zmiany. Jak przekonuje dyrekcja, w ciągu tych kilku miesięcy usprawniono pracę SOR. Planowane są również szkolenia dla pracowników. A oddział jest w trakcie zmiany kierownika.
"Szpital wystąpił także z wnioskiem do rektora UM o utworzenie Kliniki Chirurgii Dziecięcej w ramach USK", podkreślają.
Zobacz monitoring z chwili lądowania śmigłowca:
Śledztwo w prokuraturze, lekarze zawieszeni
Do feralnego wypadku doszło we wrześniu 2014 roku. Chłopczyk został potrącony przez dwa samochody i doznał wielonarządowych obrażeń. Dyspozytor zdecydował, aby przetransportować go helikopterem do szpitala na Borowskiej. Tam lekarze dziecko obejrzeli i stwierdzili, że pomóc mu nie mogą. Dziecko zmarło w szpitalu na Weigla po półtora godzinnej reanimacji.
Na początku dyrekcja placówki nie miała nic do zarzucenia pełniącym wtedy dyżur. To zmieniło się po kilku dniach. Dyrektor lekarzy zawiesił i przyznał, że decyzja o odesłaniu chorego była błędna. Jeden z dyżurujących nie pracuje już w placówce, gdyż usłyszał wyrok w innej sprawie. CZYTAJ WIĘCEJ
W takim tonie od początku wypowiadała się rzeczniczka NFZ: - Ośrodki urazowe są po to, by umożliwić szybką diagnostykę i leczenie pacjentów m.in. tych po wypadkach komunikacyjnych. To było najbardziej odpowiednie miejsce, żeby przyjąć tego pacjenta - wyjaśniała wtedy Joanna Mierzwińska.
Sprawa swój finał znalazła w prokuraturze, trwa śledztwo.
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu