Policjanci zatrzymali mężczyznę, który w jednym z wrocławskich lokali miał sprzedawać dopalacze. Trafił do policyjnego aresztu, a drzwi do sklepu zaplombowano. Sprzedawca jest już na wolności, a okoliczni mieszkańcy nie mają wątpliwości: handel dopalaczami w tym miejscu znowu kwitnie.
Policjanci w środę, 30 marca, zatrzymali sprzedawcę i mężczyznę, który kupował dopalacze. Pierwszy z nich trafił do policyjnego aresztu, a kupującemu postawiono zarzuty. Funkcjonariusze zabezpieczyli wtedy blisko 200 sztuk dopalaczy, a także nielegalne automaty do gier i gotówkę.
- To efekt wspólnych działań przeprowadzonych przez wrocławskich policjantów, pracowników inspekcji sanitarnej oraz funkcjonariuszy służby celnej - poinformował asp. szt. Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji.
Sanepid wydał decyzję o zakazie wprowadzania do obrotu środków znalezionych podczas przeszukania lokalu.
"Trzeba podać kod i można wejść do środka"
22-latek jest już na wolności. Jak informuje "Gazeta Wrocławska", kilka godzin po zaplombowaniu lokalu znów zaczęto tam sprzedawać dopalacze.
- Kręcą się tu jacyś mężczyźni w kapturach, a do sklepu wystarczy zadzwonić i drzwi otwierają. Podobno trzeba tylko podać jakiś specjalny kod, żeby dostać się do środka - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 kobieta mieszkająca w okolicy, która pragnie zachować anonimowość.
Policja przyznaje, że zdarzają się przypadki otwierania zamkniętych punktów sprzedaży dopalaczy. Czy tak jest i w tym przypadku, nie potwierdzają. - Ta sprawa nie jest jeszcze zamknięta, nadal prowadzimy czynności - tłumaczy jedynie Petrykowski.
We wtorek 5 kwietnia na miejscu również pojawili się policjanci. - To prewencyjne działania, które prowadzimy cały czas - informuje Petrykowski.
22-latek czeka na zarzuty
Ze wstępnych badań wynika, że oferowane tam produkty zawierały substancje zabronione.
- Czekamy jeszcze na ostateczną opinię biegłych. Dlatego też 22-letni sprzedawca nie usłyszał zarzutów. Jeśli biegli potwierdzą, że w produktach są substancje zakazane, usłyszy zarzuty za handel narkotykami. Jeśli nie, sanepid będzie mógł nałożyć na niego karę do 1 mln zł za handel środkami, które nie są zakazane, ale zagrażają życiu lub zdrowiu - tłumaczy Petrykowski.
Autor: mir/gp / Źródło: TVN24 Wrocław, Gazeta Wrocławska
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław