"Czyn godny najwyższego potępienia", "akt zbezczeszczenia miejsca kaźni", "gwałt na miejscu świętym dla naszej pamięci narodowej" oraz "niewiarygodna rzecz" - to komentarze rządzących na temat kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z bramy muzeum Auschwitz-Birkenau. Premier Donald Tusk polecił niezwłoczne wyjaśnienie sprawy. Ministerstwo Kultury za pomoc w odnalezieniu napisu wyznaczyło nagrodę w wysokości 100 tys. złotych.
Do kradzieży doszło w nocy z czwartku na piątek. Oświęcimscy funkcjonariusze zgłoszenie o zdarzeniu dostali o godzinie 5:30 od pracowników straży muzealnej.
Profesjonalna kradzież?
Jak powiedział rzecznik małopolskiej Dariusz Nowak, wiele wskazuje, że kradzież została profesjonalnie przygotowana. Złodzieje metalowy napis z jednej strony odkręcili, z drugiej wyrwali z zawiasów. - Musieli też mieć ze sobą drabinę, bo nie ma innej możliwości, by wspiąć się na bramę - wyjaśnił rzecznik.
Potem z konstrukcją ważącą kilkanaście kilogramów pokonali ponad 400 metrów, rozcięli drut kolczasty w podwójnym ogrodzeniu i przez półmetrową dziurę w betonowym płocie wydostali się na drogę. W tym miejscu policyjny pies zgubił trop. - Tablica została najprawdopodobniej załadowana do jakiegoś pojazdu - zaznaczył Nowak.
Problem z monitoringiem
To miejsce jest pilnowane, ale niezależnie od tego, jak byśmy chronili tę tablicę, taka rzecz mogłaby się zdarzyć. Ta kradzież to haniebny czyn. Mam nadzieję, że intensywne działania policji, które są w tej chwili prowadzone, zostaną zakończone powodzeniem
Również rzecznik muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu Jarosław Mensfelt, uważa że ktoś, kto dokonał kradzieży dobrze znał teren. Jest tutaj spora liczba przeszkolonych strażników, którzy patrolują teren, jest on też monitorowany.
- Pamiętajmy, że był środek nocy. Prawdopodobnie złodzieje znali rozkład patroli i monitoringu - powiedział Mensfelt. I dodał: - Niezależnie od tego, jak byśmy chronili tę tablicę, taka rzecz mogłaby się zdarzyć. Ta kradzież to haniebny czyn. Mam nadzieję, że intensywne działania policji, które są w tej chwili prowadzone, zostaną zakończone powodzeniem.
Nieoficjalnie wiadomo, że policja ma pewien problem - mimo znajdujących się na terenie obozu kamer, nie ma nagrań z monitoringu. Jest on bowiem prowadzony on-line. Muzeum nie stać bowiem na rejestrowanie obrazu. Wymagałoby to bowiem także lepszego oświetlenia terenu, a te pochodzi z lat 40. ubiegłego wieku.
Rano na bramie zawieszono kopię napisu.
Prezydent "wstrząśnięty i oburzony"
Jestem wstrząśnięty i oburzony kradzieżą dokonaną dzisiaj w nocy na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Skradziono rozpoznawalny na całym świecie symbol cynizmu i okrucieństwa hitlerowskich oprawców oraz męczeństwa ich ofiar. To czyn godny najwyższego potępienia. prezydent Lech Kaczyński
W związku z kradzieżą napisu prezydent Lech Kaczyński wydał specjalne oświadczenie. "Jestem wstrząśnięty i oburzony kradzieżą dokonaną dzisiaj w nocy na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Skradziono rozpoznawalny na całym świecie symbol cynizmu i okrucieństwa hitlerowskich oprawców oraz męczeństwa ich ofiar. To czyn godny najwyższego potępienia" - napisał.
"Proszę, by uczyniono wszystko, co konieczne dla wykrycia i ukarania sprawców. Apeluję do wszystkich Rodaków, którzy mogą pomóc organom ścigania w odnalezieniu skradzionej tablicy. Naszym wspólnym zadaniem jest przywrócić ją miejscu, w które jest wpisana, a z którego dziś została siłą wydarta" - można przeczytać dalej.
"Surowa kara dla złodziei"
Także premier Donald Tusk wyraził nadzieję, że uda się szybko znaleźć sprawców. Szef jego kancelarii Tomasz Arabski powiedział, że premier polecił ministrowi spraw wewnętrznych podjęcie pilnych działań, by niezwłocznie wyjaśnić sprawę kradzieży napisu "Arbeit macht frei".
Z kolei minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, kradzież napisu z Auchwitz-Birkenau nazywa "haniebnym wyrazem braku poszanowania pamięci więzionych i zamordowanych tam osób".
"Jestem tym faktem przybity i zszokowany. Polskie władze zrobią wszystko, by schwytać i osądzić sprawców kradzieży. Ten akt zbezczeszczenia miejsca kaźni i śmierci milionów ludzi musi budzić odrazę. Ktokolwiek się go dopuścił, musi ponieść surową karę. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zrobi wszystko, by pomóc w prowadzeniu dochodzenia" - podkreślił w swoim oświadczeniu Zdrojewski.
Ten akt zbezczeszczenia miejsca kaźni i śmierci milionów ludzi musi budzić odrazę. Ktokolwiek się go dopuścił, musi ponieść surową karę Bogdan Zdrojewski
Izrael i Żydzi zszokowani
Swoje oburzenie zniknięciem napisu podczas spotkania z polskim premierem wyraził również prezydent Izraela. Szimon Peres oświadczył, że obywatele Izraela i Żydzi na całym świecie są "głęboko zaszokowani" incydentem w Auschwitz.
- Państwo Izrael i cały naród żydowski zwracają się o podjęcie niezbędnych kroków w celu pojmania przestępców i przywrócenia napisu na miejsce - powiedział.
Peres dodał, że ten napis "ma głębokie znaczenie historyczne zarówno dla narodu żydowskiego, jak i dla całego świata, i przypomina o ponad milionie Żydów zamordowanych w tym obozie".
"Gwałt na pamięci narodowej"
Władysław Bartoszewski, pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego oświadczył w piątek, że "kradzież historycznego napisu "Arbeit macht frei" znad bramy wejściowej do byłego niemieckiego obozu Auschwitz powinna w katolickiej Polsce budzić powszechne oburzenie". "Podobnie jak gdyby zbezczeszczony został klasztor na Jasnej Górze" - napisał w oświadczeniu Bartoszewski.
Według niego, kradzież ta "stanowi gwałt na miejscu świętym dla naszej pamięci narodowej". "Brama ta wiodła bowiem do obozu Auschwitz I, w którym od początku istnienia przebywali przede wszystkim polscy więźniowie polityczni - podkreślił.
"To plaga"
- To zaginięcie, to niewiarygodna rzecz. Do tej pory nie było chyba tak zuchwałej kradzieży w podobnym miejscu, które dla wielu ludzi jest przecież święte. To kradzież nieprzypadkowa, bardzo dobrze zorganizowana - komentuje Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Jak dodaje, w Polsce różnego rodzaju kradzieże, "choć nie tak zuchwałe", w miejscach pamięci narodowej zdarzają się coraz częściej. - To staje się powoli swojego rodzaju plagą - ocenia.
Oburzenie z powodu tego, co się stało wyraził też polski MSZ. Jak powiedział wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, kradzież "tego szczególnego symbolu obozu zagłady" jest aktem oburzającym, niezależnie z jakich powodów nastąpiła.
Znak pamięci
O odnalezienie skradzionego napisu zaapelował również Międzynarodowy Komitet Auschwitz. - Ten napis i sam obóz będą opowiadać o tym, co się wydarzyło, także wtedy, gdy my, którzy przeżyliśmy, już nie będziemy mogli o tym mówić - powiedział przewodniczący organizacji Noach Flug.
Komitet podkreślił ponadto, że napis przypominał nie tylko o cierpieniach więźniów, ale także o ich oporze. Komitet wyraził nadzieję, że środki bezpieczeństwa w muzeum Auschwitz zostaną zaostrzone.
Napis - symbol
Napis "Arbeit macht frei" powstał w ślusarni obozu Auschwitz-Birkenau. Litery wycinał jeden z więźniów - Jan Liwacz, mistrz kowalstwa artystycznego. Charakterystyczne jest to, że literka "B" w słowie "Arbeit" umieszczona jest do góry nogami. Wielu odczytuje to do dziś jako "ukryty" znak oporu więźniów. Najprawdopodobniej jednak literę "odwrócono" przez pomyłkę.
Co ciekawe, tablica zniknęła z bramy obozu tuż po jego wyzwoleniu. Radzieccy żołnierze przygotowali ją do wywiezienia na wschód, ale za butelkę bimbru strażnik pilnujący tablicy wydał ją byłemu więźniowi Eugeniuszowi Nosalowi. To on, razem z przypadkowo spotkanym furmanem, ukryli napis w miejskim magistracie.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.Michael Mingucci/sxc.hu/ małopolska policja