Niepełnosprawni sportowcy mają swoje święto. Codzienność nie wygląda jednak tak różowo. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na siedzibę Komitetu Paraolimpijskiego. Mieści się w jednej z warszawskich kamienic, na czwartym piętrze, bez windy.
Do siedziby Komitetu żaden niepełnosprawny sportowiec się nie dostanie. Do tego potrzebuje windy, której brak. - Oni chyba istnieją, bo muszą, a przy sukcesach chcą się nagle promować i pokazywać, że istnieją. Tak naprawdę nie robią nic dla sportowców niepełnosprawnych - oskarża Dominik Wietrak, prezes warszawskiego klubu rugby na wózkach "Four Kings".
Pod prąd
"Pod górę" niepełnosprawni mają nie tylko przed wejściem do takich instytucji jak Komitet Paraolimpijski. Narzekają też na piętrzącą się biurokrację. - Większość energii zużywamy na sprawy rozliczeniowe, a nie na pracę z zawodnikami - podkreśla Krzysztof Kwapiszewski, prezes klubu sportowego niepełnosprawnych "Start" w Warszawie.
Problemem ma być też sposób dystrybucji pieniędzy na przygotowanie zawodników. Bo, jak przekonują ludzie znający branżę, pieniądze są. - Te warunki muszą się zmienić, bo inaczej za cztery lata w Rio Polacy nie przywiozą trzydziestu paru medali - zaznacza prezes Startu Poznań Romuald Schmidt.
Autor: mn//kdj/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24