Dres, sportowe buty, kawałek folii i dwa (w tym jeden złamany) kijki - tak przygotowany chojrak z Nysy wspinał się na Rysy. Przemoczonego mężczyznę na szlaku znaleźli skialpiniści. Początkowo odmówił przyjęcia pomocy, a gdy ją w końcu dostał, miał do nich pretensje. - Uznał, że przez nas nie mógł wejść na wierzchołek - relacjonuje turysta Leszek.
Ledwo utrzymującego równowagę turystę w foliowym płaszczu narzuconym na dres, spotkało dwóch skialpinistów na szlaku na Rysy. - Mokre ciuchy, mokre buty, uparł się żeby wdrapać się na szczyt - opowiada Leszek, jeden ze skialpinistów.
- Spotkaliśmy naszego pana, podchodząc na wierzchołek, na wysokości Buli - mówi skiaplinista. - Widzieliśmy, że ma kłopot z podejściem na szczyt. Wszedł na pole śnieżne, ślizgał się. Posiadał jedynie zestaw kijków, jeden już zdążył się złamać - dodaje. Jak podkreśla, mężczyzna stwarzał zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla innych turystów.
Nieodpowiedzialny "taternik" miał nie tylko nieodpowiedni sprzęt, ale i odzież. Pogoda nie była sprzyjająca i, jak mówi skialpinista, padał przelotny deszcz. Turyści otrzymali również komunikat o schodzącej lawinie.
"Zadzwoni po śmigłowiec"
Nieodpowiedzialny mężczyzna nie zwracał zupełnie uwagi na ich ostrzeżenia o niebezpieczeństwie jego wyprawy. - Uznał, że będzie kontynuował wyjście, najwyżej jeżeli się ściemni, to prześpi się na szczycie - relacjonuje turysta. - To był taki z jego strony szpan, że jeżeli będzie miał kłopoty to sobie zadzwoni po śmigłowiec, bo w końcu po to oni są, żeby go ściągnąć - dodaje. Później okazało się, że mężczyzna od samego rana miał rozładowany telefon. - Raczej nie zadzwoniłby po pomoc - komentuje skialpinista.
Ostatecznie turyści pomogli "taternikowi" zejść ze szlaku. - Po konsultacji z kolegami z tatrzańskiego pogotowia, uznaliśmy, że zabezpieczymy pana, wyposażymy w odpowiedni sprzęt: czekan, raki, i powoli asekurując, pilnując go przy zejściu, sprowadzimy go na wysokość Czarnego Stawu - relacjonuje Leszek.
"Byłby wstanie wejść nawet na K2"
Nieodpowiedzialny "taternik" skorzystał z pomocy i sprzętu skialpinistów. Potem jednak miał do nich pretensje. - Pan uznał, że, przez nas nie mógł wejść na wierzchołek. Zostaliśmy uznani za nowobogackich, ze sprzętem za dużo, dużo pieniążków. Stwierdził, że on też byłby w stanie wejść nawet i na K2 - relacjonuje skiaplinista Leszek.
Jak mówią ratownicy Tatrzańskiego Pogotowia Ratunkowego, przypadek nieodpowiedzialnego turysty nie jest odosobniony. - Ludzie mają wyłączone myślenie. Idą w góry w adidasach. A wysoko warunki są prawie jak w środku zimy. Ratownicy chodzą w rakach z czekanami - mówi dyżurny TOPR, Marcin Witek. - W ostatni weekend wszystkie poważne wypadki to były poślizgnięcia. Dochodzi do nich, bo ludzie mają nieodpowiednie obuwie. Trudno określić, ile w ogóle wypadków jest z powodu ludzkiej głupoty i nieprzygotowania, ale jest to zdecydowana część - dodaje.
TOPR ostrzega
Po niedzielnym wypadku, w którym dwójka turystów poślizgnęła się na śniegu i spadła z dużej wysokości, ratownicy TOPR szczególnie apelują o rozsądek. - Szlak na Rysy o tej porze ciągle jest bardzo trudny. Ci turyści nie mieli wyposażenia i ulegli nieszczęśliwemu wypadkowi - stwierdził Andrzej Górka z TOPR. - Warunki do turystyki są wymagające, część szlaków ma charakter letni, nie ma śniegu i jest ciepło. Natomiast na części szlaków zalega dosyć dużo śniegu, szczególnie na szczytach wysokogórskich. Wędrowanie tam jest trudnym wyzwaniem i wymaga dużych umiejętności - dodał.
W Tatrach, w czasie przedłużonego weekendu ratownicy TOPR interweniowali 18 razy. Polski turysta zginął na Pośredniej Grani w słowackiej części gór. Trójka polskich turystów zabłądziła, schodząc z Pośredniej Grani (2441 m n.p.m). 30-latek schodzący jako pierwszy najprawdopodobniej poślizgnął się i spadł ok. 40 metrów. Według ratowników Polacy nie byli odpowiednio przygotowani do wysokogórskiej wyprawy - nie znali terenu i nie mieli odpowiedniego sprzętu.
Autor: mmw, koko, KMK/zp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków