Zrabowane kwoty i zuchwałość bandytów szokują. Największe skoki na kasę w historii Polski

Zuchwałość bandytów zadziwia. Zrabowali miliony, nie wszystlkich udało się zatrzymać

Trwają poszukiwania konwojenta, który przed miesiącem ukradł w podpoznańskim Swarzędzu 8 mln złotych. Funkcjonariusze publikują wizerunek mężczyzny i proszą o pomoc w jego poszukiwaniach. Była to jedna z najbardziej spektakularnych kradzieży w historii Polski. Przypominamy te, które wstrząsały opinią publiczną - kiedy szokowały zrabowana kwota, sposób działania bandytów czy niesłychana wręcz brutalność. Nie wszyscy z tych złodziei stanęli przed sądem i nie wszystkie pieniądze udało się odzyskać.

Stanisław Antoni Cichocki, ps. "Szpicbródka" był znanym włamywaczem Ilustrowany Kuryer Codzienny - 1932 rok, nr 248

To mógł być skok stulecia. Syn stróża pokrzyżował plany "Szpicbródki"

Prekursorem wielkich skoków na polskie banki był kasiarz Stanisław Cichocki, ps. Szpicbródka. Ten doświadczony włamywacz w grudniu 1929 r. próbował obrabować Bank Polski w Częstochowie.

Słynny "Szpicbródka" kupił nawet sąsiadujące z placówką mieszkanie, planował bowiem wybić dziurę w ścianie. Nie zdążył. Pierwszą próbę pokrzyżował mu syn nocnego stróża, który przyszedł do ojca z kolacją. Drugiej nie podjął, bo kończyły mu się pieniądze. Okradł jubilera i wpadł. Został aresztowany. Gdyby mu się udało, byłby to najprawdopodobniej największy skok na bank w Europie. Szacuje się, że łupem grupy "Szpicbródki" mogło paść wtedy nawet 30 mln złotych, co dzisiaj byłoby rekordową kwotą ponad 300 mln złotych! (przyjmując, że współczesne 10 złotych to złotówka w latach 30. XX wieku). To byłby nie tylko zdecydowanie największy napad w historii Polski, ale też jeden z największych na świecie.

Szanowani obywatele obrabowali bank

W 1962 r. w Wołowie grupa szanowanych obywateli miasta okradła oddział Narodowego Banku Polskiego. Mechanik, bankier, rymarz i taksówkarz dokonali największego skoku na bank w historii PRL. Złodzieje obezwładnili strażnika, przebili dziurę w suficie, by z piwnicy dostać się do środka skarbca stojącego na parterze, i rozwiercili drzwi. Po kilku godzinach ze skarbca zniknęło ponad 12,5 mln złotych. Po rabusiach w placówce pozostały zgliszcza: połamane drzwi kasy pancernej, kupa gruzu i... porozrzucane wszędzie woreczki z bilonem. Na jego zabranie złodzieje nie mieli sił - był za ciężki. Sprawę przez ponad miesiąc badali śledczy z całej Polski. Rozwiązać mogli ją szybciej, bo uciekających mężczyzn zauważył sąsiad jednego z nich. "Masz tu pieniądze i trzymaj język za zębami. Pamiętaj, gdybyś chciał gadać, co może czekać ciebie i twoją rodzinę" - zagroził Józef S. Ostatecznie w rozwikłaniu zagadki pomogła żona jednego ze złodziei. - Okazało się, że kobieta bez wiedzy swojego małżonka uszczknęła sobie banknot, by zrobić zakupy - przypomina Andrzej Manasterski, historyk i regionalista. Milicjanci odzyskali ponad 11,5 mln złotych. Złodzieje wydali tylko niewielką część gotówki. Resztę spalili, bo bali się podejrzeń. Członkowie nieformalnej grupy przed sądem zeznawali: przywódca grupy Mieczysław F. nas terroryzował, wzięliśmy w tym udział ze strachu. Jednak sąd nie uwierzył w te tłumaczenia. Po trwającym kilkanaście dni procesie i przesłuchaniu 52 świadków zawyrokował: dożywocie dla pięciu członków grupy. Później wyroki zamieniono na kary 25 lat więzienia.

F. miał zmusić swoich kompanów siłą do udziału w skoku na bankSłowo Polskie - 08.12.1962

Czytaj więcej na ten temat

Sąd zdecydował. Rabusie zostali skazani na dożywocieSłowo Polskie - 16.12.1962

"Dżentelmeni" z Poznania obejrzeli film i obrabowali pocztę

Inspiracją do skoku może być scenariusz filmowy. Tak było w przypadku napadu na konwój na poznańskiej Wildzie sprzed pół wieku. Łupem bandytów padło 1,2 mln złotych.

11 listopada 1964 r. przed budynek poczty przy ul. Dzierżyńskiego (dziś 28. Czerwca 1956 r.) podjechał ambulans pocztowy. Z nysy wysiadł jeden z konwojentów i udał się do budynku po worek, w którym znajdowało się 700 tys. złotych. Dwóch pozostałych pilnowało samochodu, w którym już było pół miliona złotych. Kiedy inkasent wracał do samochodu, na podwórze poczty wbiegło trzech uzbrojonych napastników. Wyrwali mu worek z 700 tys. i pobiegli do ambulansu po resztę łupu. Padły strzały. Jeden z konwojentów został raniony w udo. Pracownicy poczty, słysząc hałas, zaczęli wybiegać na ulicę, a napastnicy uciekać. Dwóch z nich wsiadło do taksówki stojącej za rogiem ulicy, trzeci, z workiem z pieniędzmi i bronią w ręku, uciekał ulicą. Gonił go kierowca ambulansu, krzycząc: "milicja, łapać ich!". W sukurs przyszli mu trzej nastolatkowie z Wildy. Gdy bandyta mijał w biegu 14-letniego Mariana Siudzińskiego, ten podstawił mu nogę. Jego kolega Bogumił Zaraś od razu rzucił się, by obezwładnić złodzieja. Podczas szamotaniny broń wystrzeliła i raniła Siudzińskiego. Rabusia udało się jednak zatrzymać i przekazać milicji. Pozostali napastnicy uciekli taksówką do Lasku Dębińskiego. Tam wysiedli z auta, żądając od taksówkarza wydania kluczyków. Gdy sprawcy oddalili się od samochodu, taksówkarz wyjął zapasowy zestaw kluczyków i pojechał na milicję.

Ulica Dzierżyńskiego w Poznaniu w 1962 r.cyryl.poznan.pl

Ujęty rabuś, Jan E. (19 lat), zeznał na komendzie, że napadu wraz z nim dokonali Zbigniew R. (25 lat) i Ryszard K. (27 lat). Obaj pracowali w fabryce Cegielskiego. Zatrzymano ich jeszcze tej samej nocy. Jak przyznali, inspiracją był dla nich grany akurat w poznańskich kinach film "Liga dżentelmenów". Sąd skazał ich na dożywotnie więzienie, najmłodszego ze złodziei - na 12 lat.

Strzały w stolicy i 10 tys. warszaw na celowniku milicji

To, co spotkało rabusiów z Poznania, nie odstraszyło innych. Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1964 r. pod Dom pod Orłami przy ul. Jasnej w stolicy - placówkę Narodowego Banku Polskiego - podjechała warszawa. Przewoziła ponad 1,3 mln ówczesnych złotych - przedświąteczny utarg Centralnego Domu Towarowego - pod eskortą kasjerki i dwóch konwojentów. Zanim cała trójka z olbrzymim worem pieniędzy dotarła do drzwi banku, padły strzały. Postrzelony konwojent upadł twarzą w śnieg. Chwilę później znów strzelano. Od ran zmarł konwojent Stanisław Piętka. Drugi w stanie ciężkim trafił do szpitala. Napastnicy uciekli razem z łupem.

W śledztwie nie pomogły portrety pamięciowe, manekiny z papier-mâché ani sprawdzenie ponad 10 tys. warszaw. Sprawców nigdy nie zatrzymano, a kradzież obrosła legendami. Według jednej z opowieści bandytów zatrzymano i przykładnie ukarano, ale opinia publiczna nie mogła się o tym dowiedzieć. Dlaczego? Bo byli to milicjanci lub funkcjonariusze SB.

Ulica Jasna w WarszawieNarodowe Archiwum Cyfrowe

Zrabowali 50 mln, została po nich tylko jawa

Najbardziej spektakularny napad w PRL-u miał miejsce 14 kwietnia 1988 r. w Otwocku. Dwóch napastników zrabowało wówczas 50 mln złotych (przeciętna pensja wynosiła wtedy około 200 tys. zł).

Napad trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund. Bandyci obserwowali miejsce rabunku, dokładnie prześledzili kwoty przepływające przez bank, godziny i miejsca pobierania pieniędzy. Konwój nie należał do najlepiej chronionych - składał się z kasjerki i kierowcy, którzy poruszali się prywatnym maluchem - a jego trasa biegła przez centrum miasta do siedziby banku. Naprzeciw niego znajdował się przystanek PKS, skąd przestępcy wcześniej mogli swobodnie obserwować miejsce napadu. Na tym przystanku w dniu przestępstwa znajdowali się także jedyni świadkowie zdarzenia.

Napastnicy przemyśleli wszystko dokładnie - na warszawskiej giełdzie kupili za gotówkę, bez spisywania umowy motocykl Jawa 350 i dwa samochody. Dlaczego akurat motocykl? Miało to związek z trasą ucieczki biegnącą przez wąskie ulice Otwocka i prędkością, jaką mogła rozwinąć maszyna.

W dniu napadu rabusie jechali motocyklem niemal całą trasę za maluchem. Dopiero na ostatnim odcinku wyprzedzili samochód i czekali na konwój przed bankiem. Tam jeden z napastników wyrwał teczkę z pieniędzmi kasjerce, padły też strzały w kierunku pracowników banku - oboje zostali ranni.

Na nogi postawiono wszystkie jednostki milicji w województwie. Przestępcy po ryzykownej ucieczce motocyklem przesiedli się jednak do samochodów, zmieniając przy okazji ubrania. Następnie podzielili między siebie pieniądze oraz spalili plany i notatki. Policja znalazła jedynie pojazdy, którymi poruszali się przestępcy, ustalono także, z jakiej broni strzelano do pracowników. Napastników nie udało się znaleźć do dziś.

Po 25 latach sprawę umorzono, a motocykl wyciągnięto z policyjnego depozytu i wystawiono na licytację. Jego nowy właściciel dopiero po czasie poznał historię maszyny. W lutym tego roku ponownie wystawił go na sprzedaż.

Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedaż
Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedażTVN Turbo / X-news

Odcięli telefony w trzech miastach, by ukraść wypłaty

10 sierpnia 1993 r. w Swarzędzu pod Poznaniem trzech napastników zrabowało 5,2 mld złotych (po denominacji 520 tys. zł). Skradzione pieniądze przeznaczone były na wypłaty dla pracowników Swarzędzkiej Fabryki Mebli. To była najgłośniejsza kradzież na początku lat 90. Sprawcy, przygotowując się do niej, przeprowadzili nawet próbny napad, w którym nie skradli ani złotówki.

Za akcję odpowiada grupa Waldemara M., wówczas 38-letniego właściciela warsztatu samochodowego. Przygotowując się do skoku, kupili oni samochód identyczny z tym, jakiego używała wynajęta firma ochroniarska, oraz broń i stroje podobne do uniformów konwojentów. Dzień przed napadem skontaktowali się z agencją ochrony i podając się za pracowników fabryki, przełożyli odbiór pieniędzy na następny dzień. Jeszcze tego samego dnia uszkodzili kable telefoniczne, by uniemożliwić fabryce kontakt z właściwą firmą ochroniarską. Odcięli oni od telefonów w sumie trzy miasta: Swarzędz, Pobiedziska i Kostrzyn Wlkp.

W dniu przestępstwa przewieźli pracowników fabryki do banku. Po odbiorze pieniędzy napastnicy obezwładnili ich, zrabowali pieniądze i porzucili w lesie. Samochód podpalili. Zatrzymano ich 2 września, odzyskując część pieniędzy. Sprawcy zostali skazani na osiem lat i siedem lat więzienia. W sumie musieli zapłacić także 300 mln zł grzywny, a także pokryć koszty naprawy uszkodzonych kabli telefonicznych.

Kilka miesięcy obserwacji i ponad milion łupu

W listopadzie 1995 r. w Warszawie grupa znanego gangstera z mafii pruszkowskiej Marka Cz. "Rympałka" dokonała rekordowego napadu na konwój. Przestępcy zrabowali sumę 1,2 mln złotych, a ich skok nazywano w mediach napadem stulecia. Ludzie gangstera przez kilka miesięcy przed akcją sumiennie sprawdzali, kiedy, gdzie i w jaki sposób dowożone są pieniądze z banku do przychodni na warszawskim Ursynowie.

Rabusie ukradli cztery samochody, dwa z nich posłużyły im do zablokowania nadjeżdżającego konwoju. Kolbami rozbili szyby samochodu konwojentów, a ochroniarzy wyciągnęli z samochodu i kazali im leżeć twarzą do ziemi. Wyciągnęli torby z pieniędzmi z bagażnika i pojechali na odległy o kilkaset metrów parking. Następnie przesiedli się do samochodów zaparkowanych na miejscu poprzedniego wieczoru. Siedem osób biorących udział w napadzie dojechało finalnie na miejsce spotkania z organizatorami - "Rympałkiem", Jerzym W. ("Żaba"), Jarosławem S. ("Masa"). Marek Cz. podzielił pieniądze, po czym każdy odjechał w swoją stronę.

W 1998 r. "Rympałek" został skazany na 10 lat za kierowanie gangiem. "Masa" jest dziś najsłynniejszym polskim świadkiem koronnym. "Żaba" w 1997 r. miał odpowiadać przed sądem z wolnej stopy, ale uciekł i ukrywał się w Bułgarii, gdzie go zatrzymano. W 2004 r. skazany został na trzy lata i osiem miesięcy więzienia.

Skusili się na sałatkę i usnęli. Zniknął milion dolarów

W styczniu 1999 r. cała Polska żyła historią konwoju, który został okradziony na trasie z Wrocławia do Poznania. W środku lasu, kilkadziesiąt kilometrów od planowanej trasy, znaleziono trzech nieprzytomnych konwojentów. Z ich aut zniknął niemal milion dolarów.

W trakcie śledztwa okazało się, że niedługo po opuszczeniu przez konwój siedziby banku samochody zatrzymały się na jednym z wrocławskich parkingów. Tu konwojenci, na swoją zgubę, zjedli warzywną sałatkę. Trzech mężczyzn straciło przytomność jeszcze przed wyjazdem z Wrocławia. - My zostaliśmy, a ich ani pieniędzy nie ma - mówił wtedy jeden z "uśpionych" konwojentów. Dwaj pozostali, Cezary S. i Jarosław S., zniknęli z gotówką.

Głównym dowodem w sprawie były sałatki. Trafiły do Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. To właśnie tam sprawdzano, czy żywność mogła zawierać substancje, przez które mężczyźni stracili przytomność. Okazało się, że tak. Dosypano do nich środków nasennych. Panowie S. dojechali ze swoim łupem do Niemiec. Ukryli się w wynajętym wcześniej mieszkaniu. Policja znalazła ich w Monachium. "Zrabowany milion to największa kwota, jaką kiedykolwiek ukradziono w Polsce" – informowali w styczniu 2000 r. dziennikarze "Faktów" TVN.

Napad na konwój w 1999 roku
Napad na konwój w 1999 rokuArchiwum TVN
W lesie, obok tej drogi, znaleziono samochód i trzech nieprzytomnych ochroniarzyArchiwum TVN

Bank nie dostał odszkodowania, bo konwojenci zjechali ze swojej trasy. To było złamaniem podstawowej zasady przewożenia pieniędzy. W kwietniu 2000 r., po kilku miesiącach procesu, zapadł wyrok: 12 lat więzienia dla głównych oskarżonych, 5-letni zakaz wykonywania zawodu i obowiązek zwrócenia zrabowanych pieniędzy.

- Posiadali broń, której mieli prawo użyć wobec ewentualnych napastników, którzy wyciągną rękę po chronione przez nich mienie. Tę rękę jednak sami wyciągnęli, skuszeni zdobyciem fortuny - uzasadniała swoją decyzję wrocławska sędzia Lidia Chojeńska. Rok później sąd apelacyjny zmniejszył karę. Jarosław S. i Cezary S. zostali skazani na 11 lat więzienia. Gotówki do tej pory nie udało się odzyskać.

Zabili cztery osoby, zrabowali 100 tys. i kupili złote łańcuchy

Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transport
Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transportArchiwum TVN

3 marca 2001 r. trzej mężczyźni wpadli do oddziału Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie i brutalnie zamordowali ochroniarza i trzy kasjerki. Z kasy skradli 100 tys. złotych. Napad wstrząsnął opinią publiczną, a doświadczeni śledczy byli zszokowani tym, co zobaczyli w placówce banku. - Krew wszędzie pływała po podłodze - wspominał w 2011 r. Marek Dyjasz, były szef wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji.

- W swojej historii pracy nie spotkałem się z takim bezwzględnym zabójstwem. Z drugiej strony wiem z kronik policyjnych, że takiego zabójstwa w Warszawie nie było - opowiadał w rozmowie z reporterem magazynu "Czarno na Białym" Dariusz Janas, były rzecznik stołecznej policji.

Okazało się, że jeden ze sprawców pracował jako ochroniarz w filii banku. To on tego dnia miał sprawować straż w placówce. Trzej dwudziestokilkulatkowie, którzy stali za napadem, określani byli przez wszystkich jako "normalne chłopaki". "Chłopaki", wcześniej niekarani, z banku ukradli 100 tys. złotych. Pieniądze wydali prawie natychmiast. Kupili m.in. złote łańcuchy i skórzane kurtki. Z ich relacji wynikało, że większość kwoty wydali na dyskoteki i alkohol. Gdy wpadli w ręce śledczych, nie okazywali skruchy. Jak określali policjanci, zachowywali się raczej jak "gwiazdy filmowe", a nie jak ludzie z wyrzutami sumienia. - W szoku podeszłem do każdej i walnąłem w głowę. Tą walnąłem, tą walnąłem i tą walnąłem - mówił jeden z zabójców podczas wizji lokalnej.

Mężczyźni zostali skazani za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Wszyscy dostali dożywocie. Ten, który strzelał, będzie mógł ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po 40 latach pobytu za kratkami.

Zobacz reportaż "Czarno na Białym" o najbardziej krwawym i brutalnym polskim napadzie na bank

Podali się za konwojentów i odebrali ponad 5 mln

W 2010 r. Krzysztof B. i Paweł P., podszywając się pod konwojentów, wyłudzili prawie 5,5 mln złotych z jednej z wrocławskich sortowni. Dzienniki pisały wtedy o "napadzie stulecia". Krzysztof B. wraz ze wspólnikiem podjechali pod sortownię pieniędzy samochodem łudząco podobnym do tego, którego używała firma ochroniarska. Mieli na sobie stroje konwojentów. Legitymowali się fałszywymi dokumentami. Z sortowni pobrali 5,5 mln złotych. Pierwotnie gotówka miała trafić do jednego z wrocławskich banków. Przekręt fałszywych konwojentów wyszedł na jaw po godzinie. Właśnie wtedy pod sortownię przyjechał konwój po te same pieniądze.

Śledczy ustalili, że na dowodzie bankowym widniało nazwisko prawdziwego pracownika firmy ochroniarskiej. Tego dnia miał on jednak wolne. Swoich dokumentów nigdy nie zgubił.

Mężczyźni zostali zatrzymani przez policję w grudniu 2012 r. Okazało się, że B. to były policjant. Ze służby odszedł 10 lat przed napadem. Pieniędzy do tej pory nie odnaleziono. Sprawców napadu w grudniu 2014 r. skazano na 10 lat więzienia.

Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionów
Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionówTVN24 Wrocław

Pocięte gazety wymienił w banku na 1,5 mln euro

W 2011 r. spektakularnego skoku na kasę dokonano w Warszawie. Oszust wcześniej założył konto dla swojej fikcyjnej firmy, posługując się fałszywymi dokumentami. Skorzystał ze specjalnego rachunku, przy którym przedsiębiorcy mogą korzystać z tzw. wrzutni całodobowych. To ona zapewniła mu dostęp do wielkich pieniędzy. Wrzutnia działa w ten sposób, że wpłaca się przez nią pieniądze, a bank przelewa kwoty na konta klientów, przeliczając je dopiero po pewnym czasie.

Mężczyzna zadeklarował wpłatę w wysokości 1,5 mln euro, jednak w środku zamiast pieniędzy umieścił pocięte kawałki papieru. Kiedy bank dowiedział się o oszustwie, było już za późno - przestępca zniknął.

Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądze
Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądzeArchiwum TVN 24

Wszedł w nocy do banku i wyniósł blisko pół miliona

Ukraść pół miliona złotych tak, by nikt się nie zorientował? Taka sztuka udała się złodziejowi z Gorzowa Wielkopolskiego. Do banku wszedł tuż przed Bożym Narodzeniem w 2014 r. Zamaskowany mężczyzna wpisał kody dostępu do systemu alarmowego, wziął kilka paczek pieniędzy z wrzutni, ponownie uzbroił alarm i wyszedł z budynku. Z banku zniknęło prawie 500 tys. złotych, jednak przez blisko miesiąc nikt nie zauważył, co się stało. Bank zorientował się, że gotówki brakuje, dopiero gdy miała zostać przelana na konta klientów.

Przedsiębiorcy, którzy zostawiali pieniądze we wrzutni, nie stracili ich, jedynym poszkodowanym w tej sprawie jest bank. Tożsamości złodzieja do dzisiaj nie udało się ustalić.

Czytaj więcej na ten temat

Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotych
Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotychTVN24 Poznań

Policja puka do drzwi, złodzieje rozpruwają bankowy sejf

Do kuriozalnej kradzieży doszło w maju tego roku w Będkowie (woj. łódzkie). W nocy złodzieje wykuli dziurę w ścianie na zapleczu placówki banku, weszli do środka i ukradli 600 tys. złotych. Nie przeszkodziła im nawet obecność policji. Jak to możliwe?

W budynku co prawda włączył się alarm, policja otrzymała zgłoszenie od firmy ochroniarskiej, a funkcjonariusze pojawili się przed bankiem, sprawdzili drzwi i przez osiem minut kręcili się w pobliżu ogrodzenia banku, jednak potem odjechali. Co najważniejsze nie sprawdzili przed odjazdem, co się działo na zapleczu placówki. Dlaczego? Rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka tłumaczyła, że nie mieli takiej możliwości i musieli obserwować teren zza płotu.

O kradzieży właściciele banku dowiedzieli się dopiero w poniedziałek, dwa dni po rabunku. Śledztwo w sprawie włamania prowadzi prokuratura. W komendzie powiatowej policji w Tomaszowie Mazowieckim ruszyło postępowanie, które ma wyjaśnić, czy funkcjonariusze odpowiednio zachowali się pod placówką. Policja nie wyklucza, że podczas włamania dziura w ścianie była zastawiona kontenerem na śmieci tak, żeby nie budzić podejrzeń osób z zewnątrz.

Czytaj więcej na ten temat

Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. zł
Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. złTVN 24

Podał fałszywe dane, nosił rękawiczki i zniknął z 8 mln

Najświeższa sprawa to kradzież 8 mln złotych, do jakiej doszło 10 lipca w podpoznańskim Swarzędzu. Trzech konwojentów miało zrobić objazd po bankomatach w celu uzupełnienia gotówki. Pierwszy przystanek mieli w jednym z banków w Swarzędzu właśnie. Dwaj konwojenci weszli do środka. Trzeci został w samochodzie i nagle odjechał. Zagłuszył sygnał GPS. Wkrótce odnaleziono w lesie auto - wewnątrz dokładnie wyczyszczone chlorem. Konwojenta ani pieniędzy nie było. Zniknęło prawie 8 mln złotych. Czytaj więcej na ten temat

Zobacz materiał "Faktów" TVN:

Autor: Tamara Barriga, Filip Czekała, Karolina Kozicka / Źródło: TVN 24

Pozostałe wiadomości

Jak na wiadomość o ucieczce Marcina Romanowskiego na Węgry zareagowali przedstawiciele jego obozu politycznego? Według Mai Wójcikowskiej niektórzy "trochę przecierali oczy i nie ukrywali zdziwienia". - Mam wrażenie, że Romanowski jednak trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka - przyznał Konrad Piasecki. Według relacji Agaty Adamek politycy wcześniej związani z Funduszem Sprawiedliwości obawiali się, że gdyby Romanowski był teraz w Polsce, mógłby powiedzieć "za dużo".

Marcin Romanowski uciekł na Węgry. "Trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka"

Marcin Romanowski uciekł na Węgry. "Trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka"

Źródło:
TVN24

Premier Słowacji Robert Fico spotkał się na Kremlu z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Wieczorem szef słowackiego rządu przekazał w mediach społecznościowych, że odbyli "długą rozmowę", a Putin "potwierdził gotowość Moskwy do kontynuowania dostaw gazu na Zachód i Słowację". Ukraina zapowiedziała, że nie przedłuży wygasającego wraz z końcem roku kontraktu, który zezwala na tranzyt gazu przez jej terytorium.

Robert Fico "po długiej rozmowie" z Putinem na Kremlu

Robert Fico "po długiej rozmowie" z Putinem na Kremlu

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, PAP

Jedna z pięciu ofiar piątkowego ataku w Magdeburgu to dziewięcioletni Andre. "Niech mój mały miś znowu lata dookoła świata" - napisała w pożegnalnym wpisie w mediach społecznościowych jego matka. Hołd zmarłemu dziewięciolatkowi oddała też lokalna straż pożarna. Chłopiec należał do jej dziecięcego oddziału.

"Był z nami tylko dziewięć lat". Matka żegna syna, który zginął na jarmarku

"Był z nami tylko dziewięć lat". Matka żegna syna, który zginął na jarmarku

Źródło:
BBC, Bild, Sky News

Nie wiem, co ulęgło się w głowie przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, to rzecz niezrozumiała - stwierdził w "Faktach po Faktach" w TVN24 Wojciech Hermeliński, były przewodniczący PKW. Odniósł się w ten sposób do działań sędziego Sylwestra Marciniaka, który domaga się podjęcia ponownej uchwały w sprawie pieniędzy dla Prawa i Sprawiedliwości.

Wprowadzanie uchwały "drzwiami kuchennymi". Hermeliński: to niedopuszczalne

Wprowadzanie uchwały "drzwiami kuchennymi". Hermeliński: to niedopuszczalne

Źródło:
TVN24

Premier Albanii Edi Rama zapowiedział wprowadzenie blokady na popularną aplikację TikTok - poinformował Reuters. Nowe przepisy mają zacząć obowiązywać od stycznia 2025 roku. TikTok domaga się wyjaśnień od albańskich władz.

Zapowiedź zakazu popularnej aplikacji. "Zablokujemy dla wszystkich"

Zapowiedź zakazu popularnej aplikacji. "Zablokujemy dla wszystkich"

Źródło:
Reuters

Pod hasłem "tekstylia" kryje się wiele. Po pierwsze odzież - to oczywiste. Ale także buty, dywany, firany, pościel czy koce. Zużyte i wyrzucane, lądowały do tej pory w pojemnikach na odpady zmieszane. Od nowego roku to się zmieni.

Nowa kategoria śmieci od pierwszego stycznia

Nowa kategoria śmieci od pierwszego stycznia

Źródło:
Fakty TVN

Dzieci czekają na przeszczep serca w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Warszawie. Podłączone do sztucznej komory mogą tylko czekać na organ od zmarłego dawcy - takie serce, które będzie pasowało. Przeszczepów w klinice jest coraz więcej, ale potrzeby są duże.

Trójka dzieci, trzy potrzebne serca. "Chciałbym, żeby w nowy rok weszły już z nowymi sercami"

Trójka dzieci, trzy potrzebne serca. "Chciałbym, żeby w nowy rok weszły już z nowymi sercami"

Źródło:
Fakty TVN

Samolot z dziesięcioma osobami na pokładzie rozbił się i uderzył w sklep w centrum turystycznej miejscowości Gramado na południu Brazylii. Jak podały władze, nikt z pasażerów nie przeżył.

Samolot spadł na sklep

Samolot spadł na sklep

Źródło:
Reuters

Pogoda na Boże Narodzenie. Przed świętami lokalnie dosypie jeszcze trochę śniegu, czy jednak wystarczy go, by utrzymał się do Wigilii? Sprawdź najnowszą aktualizację świątecznej prognozy pogody.

Przed samymi świętami spadnie śnieg. Czy pozostanie z nami na dłużej?

Przed samymi świętami spadnie śnieg. Czy pozostanie z nami na dłużej?

Źródło:
tvnmeteo.pl

Członek Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz ujawnił w TVN24, że otrzymał e-mail z informacją, że przewodniczący PKW Sylwester Marciniak "zarządził tryb obiegowy podjęcia uchwał", wśród których ma się znajdować uchwała w sprawie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS. Kalisz zgodził się, że jest to próba podjęcia uchwały "tylnymi drzwiami" przez przewodniczącego PKW. Sprawę komentowali politycy PSL, KO, a także szefowa kancelarii prezydenta.

PKW "najwyraźniej chce dopchnąć kolanem możliwość finansowania Prawa i Sprawiedliwości"

PKW "najwyraźniej chce dopchnąć kolanem możliwość finansowania Prawa i Sprawiedliwości"

Źródło:
TVN24

Amerykańska aktorka Blake Lively oskarżyła Justina Baldoniego, swojego partnera z planu "It Ends with Us" i jednocześnie reżysera tego filmu, o szereg niestosownych zachowań. Aktorka twierdzi również, że mężczyzna, wspólnie ze studiem, które wyprodukowało film, zorganizował przeciwko niej kampanię oszczerstw. Prawnik studia stanowczo temu zaprzeczył, nazywając twierdzenia aktorki "całkowicie fałszywymi i oburzającymi".

Improwizowane pocałunki, "plan odwetu" i kampania oszczerstw. Blake Lively oskarża reżysera

Improwizowane pocałunki, "plan odwetu" i kampania oszczerstw. Blake Lively oskarża reżysera

Źródło:
BBC, New York Times, Variety

IMGW wydał ostrzeżenia meteorologiczne. W południowej Polsce noc przyniesie opady śniegu i silne podmuchy wiatru. Sprawdź, gdzie będzie szczególnie niebezpiecznie.

IMGW ostrzega. Nocą miejscami będzie niebezpiecznie

IMGW ostrzega. Nocą miejscami będzie niebezpiecznie

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Wielu zagranicznych internautów zachwyciła znajdująca się w Polsce świecąca w ciemności ścieżka rowerowa, na której w nocy jakoby widać odwzorowane gwiazdy i gwiazdozbiory. Jak się okazuje, w kraju mamy takiego rodzaju drogę dla rowerów, ale nie wygląda tak spektakularnie.

Świecąca w ciemności ścieżka rowerowa w Polsce? Prawdziwa tak nie wygląda

Świecąca w ciemności ścieżka rowerowa w Polsce? Prawdziwa tak nie wygląda

Źródło:
Konkret24

Zaparkował na torach tramwajowych i - jak ustalili strażnicy miejscy - poszedł prawdopodobnie na pobliski bazar. Tramwaje nie mogły przejechać swoją trasą, co doprowadziło do paraliżu komunikacyjnego. Kiedy po ponad pół godzinie kierowca wrócił do auta, czekały tam już służby. Mężczyzna dostał trzy tysiące złotych mandatu, którego nie przyjął.

Zaparkował na torach tramwajowych. "Doprowadził do paraliżu komunikacyjnego"

Zaparkował na torach tramwajowych. "Doprowadził do paraliżu komunikacyjnego"

Źródło:
TVN24

W poniedziałek oddamy do użytku odcinek drogi ekspresowej S7, dzięki czemu Warszawa i Kraków uzyskają bezpośrednie połączenie - informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Podróż między miastami ma trwać około 2,5 godziny, czyli prawie o połowę krócej niż gdy jeżdżono starą krajową "siódemką" przez Radom i Kielce.

Odejście od XIX-wiecznego traktu. Podróż do stolicy niemal o połowę krótsza

Odejście od XIX-wiecznego traktu. Podróż do stolicy niemal o połowę krótsza

Źródło:
PAP, GDDKiA

Naukowcy z Katedry Warzywnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu opracowali innowacyjną szklarnię, a w zasadzie cieplarnię bąbelkową, która zapewni wzrost plonu i pomoże zmniejszyć ilość wykorzystanej energii. W hodowli owoców i warzyw pomóc ma piana z mydła.

Owoce i warzywa w... bańkach mydlanych. Innowacyjne rozwiązanie poznańskich naukowców

Owoce i warzywa w... bańkach mydlanych. Innowacyjne rozwiązanie poznańskich naukowców

Źródło:
tvn24.pl

Premier Węgier Viktor Orban nie po raz pierwszy realizuje skrupulatnie politykę Władimira Putina w Unii Europejskiej, ponieważ uderza w fundamenty wspólnoty - ocenił w "Kawie na ławę" w TVN24 europoseł PSL Krzysztof Hetman, komentując kwestię azylu politycznego dla posła PiS Marcina Romanowskiego. Europoseł Konfederacji Stanisław Tyszka mówił, o "zdziecinnieniu polskiej polityki, która sprowadza się do relacji interpersonalnych w tym przypadku między Tuskiem a Orbanem, którzy byli kiedyś kumplami, pokłócili się w tym momencie i robią sobie na złość".

"Romanowski może być kartą przetargową" w negocjacjach Orbana z Komisją Europejską

"Romanowski może być kartą przetargową" w negocjacjach Orbana z Komisją Europejską

Źródło:
TVN24, PAP

Po trzech miesiącach prac konserwacyjnych turyści odwiedzający Rzym znów mogą oglądać słynną fontannę di Trevi w pełnym blasku. Wprowadzono jednak limit osób, które mogą jednocześnie przed nią przebywać. Na razie to eksperyment.

Fontanna di Trevi po nowemu

Fontanna di Trevi po nowemu

Źródło:
PAP

Sprawca piątkowego ataku w Magdeburgu, w wyniku którego zginęło pięć osób, a ponad 200 zostało rannych, został oskarżony o popełnienia morderstwa i usiłowania zabójstwa - poinformowała w niedzielę niemiecka policja. Niemiecki Federalny Urząd do spraw Migracji i Uchodźców przekazał, że otrzymał ostrzeżenie o pochodzącym z Arabii Saudyjskiej mężczyźnie już pod koniec lata 2023 roku za pośrednictwem mediów społecznościowych. W wyniku zamachu zginął 9-letni chłopiec oraz cztery kobiety w wieku od 45 do 75 lat.

Ostrzeżenie otrzymali półtora roku temu. W piątek zabił pięć osób

Ostrzeżenie otrzymali półtora roku temu. W piątek zabił pięć osób

Źródło:
PAP, Reuters

Posłanka Magdalena Filiks z KO napisała, że "w Szczecinie i w Gdańsku i wielu innych miejscach doszło w ostatnich latach do takich sytuacji" jak w piątek w Magdeburgu, gdzie w wyniku zamachu i wjechanie autem w tłum zginęło pięć osób, a rannych zostało ponad 200. Tyle że, wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku miały zupełnie inny charakter.

Filiks: wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku jak zamach w Magdeburgu. Nie można porównywać

Filiks: wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku jak zamach w Magdeburgu. Nie można porównywać

Źródło:
Konkret24

Niezwykle ciepła grudniowa aura właśnie dobiegła końca. Czego możemy się spodziewać w święta Bożego Narodzenia i w sylwestra? Sprawdź długoterminową prognozę temperatury na 16 dni, przygotowaną przez prezentera i synoptyka tvnmeteo.pl Tomasza Wasilewskiego.

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Źródło:
tvnmeteo.pl

Agencja Reutera opublikowała nagranie, pokazujące moment uderzenia drona w 37-piętrowy wieżowiec w rosyjskim Kazaniu. Wideo pochodzi z portali społecznościowych. Według strony ukraińskiej, bezzałogowiec uderzył w budynek w wyniku działania rosyjskiego systemu walki radioelektronicznej i obrony powietrznej.

Dron uderza w wieżowiec. W Kazaniu "zatrzęsły się żyrandole"

Dron uderza w wieżowiec. W Kazaniu "zatrzęsły się żyrandole"

Źródło:
NV, Tatar-Inform, Kommiersant, tvn24.pl

Przez pół wieku przepisy chroniły wilki na naszym kontynencie, teraz znów będzie można do nich strzelać. Ale póki co - nie w Polsce. Komisja Europejska uchyliła wprawdzie furtkę do polowań na wilki, ale polski rząd deklaruje, że nie zamierza na razie z niej korzystać. Na ten moment więc wilk pozostaje w naszym kraju zwierzęciem pod ścisłą ochroną.

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

Źródło:
tvn24.pl

Przeniósł nie tylko stolicę z Krakowa do Warszawy, ale też stolicę Puszczy Białowieskiej ze starej do nowej Białowieży. Mowa o królu Zygmuncie III Wazie, który wybudował zapomniany dziś dwór myśliwski, po którym jedyną pamiątką są rosnące w jego miejscu dęby. Archeolodzy odkryli właśnie XVI-, XVII- i XVIII-wieczne cegły, które były częścią fundamentów jednego z budynków wchodzących w skład założenia dworskiego.  

Gomułka bał się, że Sowieci zabiorą ten kawałek Polski. Tajemnica dębów odkryta w Białowieży

Gomułka bał się, że Sowieci zabiorą ten kawałek Polski. Tajemnica dębów odkryta w Białowieży

Źródło:
tvn24.pl
Nie ma demokracji bez czytania. To w języku znajdziemy odtrutkę na populizm

Nie ma demokracji bez czytania. To w języku znajdziemy odtrutkę na populizm

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Właściciel TVN - amerykański koncern Warner Bros. Discovery - rozpoczął proces sprzedaży firmy - podał w piątek Reuters. Do tych informacji odniósł się rzecznik WBD, podkreślając, że dla "Warner Bros. Discovery podczas podejmowania decyzji o sprzedaży, zachowanie niezależności newsów TVN jest priorytetem".

Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż TVN. "Zachowanie niezależności newsów priorytetem"

Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż TVN. "Zachowanie niezależności newsów priorytetem"

Źródło:
Reuters, tvn24.pl
"Archipelag" księdza Michała O. jak willa plus. Tylko 20 razy bardziej

"Archipelag" księdza Michała O. jak willa plus. Tylko 20 razy bardziej

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski dotarł do Ukrainy medycznym kamperem, który będzie działał jak mobilny szpital. Możliwe będzie w nim między innymi przeprowadzanie zabiegów chirurgicznych - poinformował w niedzielę portal Vatican News.

Papież poświęcił, kardynał zawiózł

Papież poświęcił, kardynał zawiózł

Źródło:
PAP

Przed nami czas, kiedy nikt nie powinien być sam i kiedy nikt nie powinien być głodny. Już w weekend rozpoczęły się wigilie dla osób w kryzysie bezdomności, samotnych i ubogich. Od 28 lat miejscem spotkań jest Rynek Główny w Krakowie. To już 28. Wigilia Jana Kościuszki, krakowskiego restauratora. To wydarzenie łączy ludzi o wielkich sercach, by wspólnie pomóc i stworzyć chociaż namiastkę świąt Bożego Narodzenia.

Wielka mobilizacja przed świętami. Akcje dla osób potrzebujących w całej Polsce

Wielka mobilizacja przed świętami. Akcje dla osób potrzebujących w całej Polsce

Źródło:
Fakty po Południu TVN24