Kar dożywocia zażądał w piątek prokurator dla dwóch mieszkańców woj. świętokrzyskiego, oskarżonych o zabójstwa pięciu osób i usiłowanie zabicia kolejnych dwóch. Ofiary wywodziły się z kręgu właścicieli, współwłaścicieli i pracowników kantorów.
Media określały oskarżonych mianem "gangu zabójców". Sprawcy zbrodni byli wyjątkowo brutalni: najpierw strzelali do ofiar, a dopiero potem sprawdzali, czy mają pieniądze.
Prokurator chce dożywocia, obrona uniewinnienia
Prokurator domagał się także w piątek, by oskarżeni Tadeusz G. i Wojciech W. mogli ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po upływie 30 lat i zostali pozbawieni praw publicznych odpowiednio na 10 i 8 lat. Dla rodzin ofiar wnosił o zasądzenie kilkunasto- lub kilkudziesięciotysięcznych odszkodowań.
Według obrońców "ich wniosek mógł być tylko jeden" – o uniewinnienie. Tego samego domagali się oskarżeni. Z uwagi na to, że część procesu toczyła się z wyłączeniem jawności, sąd na wniosek prokuratora i obrońców wyłączył jawność wystąpień końcowych. Wyrok zostanie ogłoszony w przyszłym tygodniu.
Mieli schemat działania
Krakowska prokuratura oskarżyła Tadeusza G., Wojciecha W. i Jacka P. o zabicie w latach 2005-2007 pięciu osób: w Kraśniku, Tarnowie, Myślenicach i Piotrkowie Trybunalskim oraz o usiłowanie zabicia dwóch kolejnych w Sosnowcu i w Piotrkowie Trybunalskim.
Według aktu oskarżenia sprawcy działali według ustalonego schematu. Tadeusz G. planował zabójstwa, obserwował teren, poznawał zwyczaje ofiar, dostarczał broń i zapewniał wspólnikom możliwość opuszczenia miejsca zbrodni. Jacek P. i Wojciech W. brali udział w obserwacji i to oni oddawali śmiertelne strzały z broni wyposażonej w tłumiki. Czyszczeniem i przygotowywaniem broni zajmował się Jacek P., który przerabiał ją tak, by nie można było jej zidentyfikować.
Podczas żadnego z napadów sprawcy nie żądali od ofiar pieniędzy ani nie pytali, czy je posiadają. Bywało, że ofiary nie miały gotówki. Pieniądze ukradli tylko w Kraśniku (70 tys. zł) i Myślenicach (ok. 164 tys. zł). Łup był dzielony po równo.
"Zdemoralizowani w najwyższym stopniu"
W lipcu 2010 r. krakowski sąd skazał Tadeusza G. i Wojciecha W. na kary dożywocia, a Jacka P. na 15 lat pozbawienia wolności. Sąd uznał, że Jacek P. spełnił warunki określone w ustawie do nadzwyczajnego złagodzenia kary, dlatego wyrok w jego przypadku nie mógł być inny. P. już w śledztwie przyznał się, złożył wyjaśnienia, wyraził skruchę i przeprosił pokrzywdzonych.
Jednocześnie sąd podkreślił, że Tadeusz G. i Wojciech W. są sprawcami zdemoralizowanymi w najwyższym stopniu, dla których życie ludzkie nic nie znaczy i że w czasie całego procesu nie wyrazili żalu ani skruchy.
Wyroki uchylane z powodów formalnych
Od tego wyroku apelowała prokuratura i obrońcy dwóch oskarżonych. W grudniu 2011 r. sąd apelacyjny uchylił wyroki dożywocia w stosunku do Tadeusza G. i Wojciecha W. i sprawę skierował do ponownego rozpoznania przez sąd okręgowy. Wyrok dla Jacka P. utrzymał w mocy, pozbawiając go dodatkowo praw publicznych na 6 lat.
Apelacje rozpoznawane były na trzech rozprawach z wyłączoną jawnością; za zamkniętymi drzwiami sąd uzasadniał również wyrok. Z informacji uzyskanych w źródłach sądowych wynika, że głównym powodem uchylenia wyroku były kwestie formalne.
Tadeusz G. w 2013 r. został prawomocnie skazany na karę 25 lat więzienia za potrójne zabójstwo trojga obywateli Ukrainy we wrześniu 1991 roku w podkieleckiej Cedzynie. Dzięki pozostawionym na miejscu śladom genetycznym został zidentyfikowany jako sprawca tej zbrodni po 18 latach, w toku śledztwa dotyczącego zabójstw właścicieli kantorów.
Autor: wini / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Małopolska Komenda Policji