150 zwierząt domowych i hodowlanych, w tym 300 kilogramową świnię zabrali policjanci z domu jednorodzinnego w Zabrzu. Niektóre podrzucili sąsiedzi, a jeden z nich wezwał policję. - Właściciel przygarniał zwierzęta, a one się rozmnażały. Dbał o nie, ale hodowla go przerosła - mówi Agnieszka Żyłka, rzeczniczka policji w Zabrzu.
"Z domu na Zakopiańskiej wydobywa się potworny fetor" - takie anonimowe zgłoszenie otrzymali w poniedziałek policjanci w Zabrzu. Gdy przybyli na miejsce, zastali w starym bliźniaczym domu jednorodzinnym 113 kur, 12 królików, 6 kóz, 16 psów, 2 kaczory i świnię, a także koty.
Do domu trudno było wejść - drzwi od wewnętrznej strony blokował obornik. Jak mówi Agnieszka Żyłka, sam właściciel - 51-letni mężczyzna wchodził do siebie oknem.
Świnię i kozy trzymał w niewielkim budynku gospodarczym, reszta zwierząt mieszkała z nim w domu. Kury chodziły po meblach, starych telewizorach, komputerach - mężczyzna zbiera również śmieci. - Wszystko było w odchodach, jedynym czystym miejscem była wąska wersalka, na której spał właściciel i schody na piętro. Niektóre zwierzęta siedziały skulone w za małych klatkach - mówi Żyłka.
Króliki podrzucane przez płot
Hodowla nie pasowała do okolicy - jednorodzinnych, zadbanych domków z przystrzyżonym trawnikiem. Prawdopodobnie zaczęła się osiem lat temu - tyle miała świnia, ważąca 300 kg, którą właściciel odziedziczył po matce. - Sąsiedzi w końcu nie wytrzymali uciążliwości, pewnie ostatnie upały skłoniły ich do zgłoszenia, bo poza tym żyją w zgodzie z właścicielem zwierząt - mówi Żyłka.
Ale to również sąsiedzi 51-latka przyczynili się do rozwoju hodowli. - Wśród królików były również te miniaturowe, darowywane dzieciom na prezent. Gdy się znudziły, były podrzucane panu przez płot. On je przygarniał i w końcu przestał kontrolować hodowlę - mówi Żyłka.
Zwierzęta rozmnażały się, brudziły i nie miały co jeść, chociaż właściciel dbał o nie, jak potrafił, np. chodził po szkołach podstawowych po zlewki z obiadu. - Powiedział, że trzymał je z miłości - mówi Żyłka.
Natychmiast nakarmić psy
Gdy policjanci wraz ze strażnikami miejskimi, dwoma lekarzami weterynarii i inspektorem ochrony praw zwierząt wyłapywali w poniedziałek zwierzęta, właściciel pomagał im i, jak mówi Żyłka, był bardzo poruszony. - Zabraliśmy je na podstawie opinii lekarza weterynarii, który stwierdził, że warunki zagrażają zdrowiu i życiu zwierząt. Psy trzeba było natychmiast nakarmić - mówi Żyłka.
Akcja trwała cały dzień. Psy i króliki trafiły do schroniska dla zwierząt, kozy, kury i kaczory do gospodarstwa rolnego, z którym miasto ma umowę na podobne zdarzenia. Świnia na razie została z 51-latkiem, bo nie ma stosownych badań na nosicielstwo chorób i może stanowić zagrożenie dla innych zwierząt. Kotom się upiekło - w trakcie akcji uciekły.
- Właściciel nie ma na razie postawionego zarzutu znęcania się nad zwierzętami, zdecyduje o tym sąd po opinii biegłego, która powinna być najwcześniej pod koniec miesiąca - mówi Żyłka.
Niewykluczone, że część zwierząt będzie mogła wrócić do 51-latka.
Ogromną hodowlę zwierząt stróże prawa zlikwidowali w Zabrzu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mag/kv
Źródło zdjęcia głównego: policja