Ubezpieczenie domu i na życie było pomysłem żony, a nie moim - przekonywał niedługo przed zatrzymaniem Dariusz P. Podejrzany o podpalenie domu z rodziną w środku, zapewniał dziennikarzy "Superwizjera" i "Uwagi" TVN, że nie ma absolutnie nic wspólnego z pożarem.
Dziennikarze "Superwizjera" i "Uwagi" TVN byli jedynymi, którym udało się porozmawiać z Dariuszem P. przed zatrzymaniem. Odnaleźli go w pobliżu domu jego nowej partnerki.
"Nie rozumiem tego pojęcia logowania"
W zeznaniach złożonych w śledztwie Dariusz P. twierdził, że w czasie pożaru był w pracy. Ustalono jednak, że telefon mężczyzny logował się w pobliżu domu, gdy wybuchł pożar.
Pytany przez dziennikarzy, co tam robił o tej porze, Dariusz P. odpowiedział: - W warsztacie byłem. Zaprzeczył, by był w pobliżu domu, gdy wybuchł pożar. - Poza tym też nie rozumiem tego pojęcia logowania. Jak telefon leżał w warsztacie to jest coś.... (...) Mówię panu z całą odpowiedzialnością, że to jest niemożliwe - dodał.
"Chciałbym wiedzieć, kto to zrobił"
Śledczy podejrzewają, że motywem zbrodni mogły być problemy finansowe i chęć uzyskania pieniędzy z polisy na życie. Ustalono, że Dariusz P. ubezpieczył siebie i żonę na trzy tygodnie przed pożarem. W wypadku śmierci Joanny miał dostać około miliona złotych. Mężczyzna tłumaczył w rozmowie z dziennikarzami, że na pomysł ubezpieczenia wpadła jego żona. - To był pomysł tak naprawdę jej, nie mój - powiedział. Przyznał również, że dom ubezpieczył "przede wszystkim od pożaru", a nie np. również kradzieży. - Kradzież, wie pan. Dom był zabezpieczony, co tam miało być. Nie mieliśmy takich rzeczy wartościowych, żeby miały być ubezpieczone od kradzieży - przekonywał. Na koniec rozmowy powiedział: - Chciałbym wiedzieć na sto procent, czy było podpalenie, czy to był po prostu nieszczęśliwy wypadek. A jeżeli było podpalenie, to chciałbym wiedzieć, kto to, po prostu, zrobił.
Autor: nsz//gak / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN