Politycy PiS przyznają, że wybory prezydenckie prawdopodobnie nie odbędą się w 10 maja 2020. Rządzący będą chcieli przesunąć wybory na 17 lub 23 maja - przy czym miałyby być to wybory wyłącznie korespondencyjne. Na to pozwala jednak wyłącznie ustawa, która jeszcze nie obowiązuje. Materiał Dawida Rydzka.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości wprost przyznają, że prawdopodobnie nie odbędą się w planowanym terminie. - Na 10 maja tych wyborów nie będziemy mogli przygotować ze względu na napięcie polityczne - twierdzi szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. Przygotowania do wyborów korespondencyjnych sprawdzali posłowie opozycji w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych i jednej z firm, gdzie drukowano karty wyborcze. Parlamentarzystów nie wpuszczono.
Ustawa zmieniająca formułę wyborów, co prawda nadal nie została przyjęta, ale to nie przeszkadzało rozpocząć druku dwa tygodnie temu. Z ich wysyłką rządzący jednak się wstrzymują. - Nikt nie planował od dzisiaj dostarczania, ponieważ dostarczanie pakietów może się zacząć w momencie, kiedy wejdzie w życie ustawa - mówi minister Jacek Sasin.
"Do ostatniej godziny dla PiS-u nie będzie pewne jak to głosowanie 7 maja się skończy"
Dlatego na dziś mało realne wydaje się, że będziemy głosować 10 maja. Rządzący będą chcieli przesunąć wybory na 17 lub 23 maja - przy czym miałyby być to wybory wyłącznie korespondencyjne. Na to pozwala jednak ustawa, która jeszcze nie obowiązuje i nie wiadomo, czy w ogóle będzie obowiązywała. - Do ostatniej godziny dla PiS-u nie będzie pewne jak to głosowanie 7 maja się skończy, bo tych pięciu posłów Porozumienia, którzy wraz z opozycją mogliby odrzucić ustawę, na pewno się znajdzie - mówi Marcin Makowski, publicysta "Do Rzeczy".
PiS i Porozumienie trwają przy swoim, więc przygotowywany jest plan awaryjny - wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Rządzący mieliby zignorować kontrowersyjną ustawę, nad którą obraduje teraz Senat, a zaskarżyliby inne wcześniej już uchwalone przepisy. W takiej sytuacji Trybunał przywróciłby dopiero co usuniętą możliwość głosowania korespondencyjnego dla osób powyżej 60. roku życia i przebywającym w kwarantannie oraz orzekł, że marszałek Sejmu Elżbieta Witek może przełożyć wybory bez żadnej ustawy.
Wojciech Szacki z Polityka Insight mówi, że "pomysł polegałby na tym, że Trybunał Konstytucyjny uznałby część przepisów za niezgodne z konstytucją". - Wówczas nastąpiłby powrót do stanu prawnego z wyborami mieszanymi, które mogłyby się odbyć 23 maja - wyjaśnia.
"Wariant z dymisją prezydenta był uważany za bardziej korzystny od wprowadzenia stanu klęski żywiołowej"
Jak twierdzi Onet, wyjściem może okazać się dymisja prezydenta. Andrzej Duda miałby zrezygnować z urzędu, jego obowiązki przejęłaby tymczasowo marszałek Sejmu, która zarządziłaby nowe wybory prezydenckie już w innym terminie. Andrzej Duda w mediach społecznościowych pomysł wykpił.
- Wariant z dymisją prezydenta był uważany za bardziej korzystny od wprowadzenia stanu klęski żywiołowej - mówi Andrzej Stankiewicz z Onetu. - Tego typu prace, rozważania trwały. To, co z tym PiS zrobi, to jest inna sprawa, natomiast dziś PiS nie ma jasnych odpowiedzi - dodaje.
Na razie żadne prawo się nie zmieniło i, jak pokazuje strona PKW, głosować mamy za pięć dni tradycyjnie w lokalach wyborczych - tak jakby żadnej epidemii w ogóle nie było.
Źródło: TVN24