W wyborach prezydenckich zagłosowało prawie 20 milionów osób. Uprawnionych w niedzielę było 30 milionów. I choć frekwencja była wysoka, to ciągle oznacza to, że 10 milionów osób do urn nie poszło. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W wyborach prezydenckich, chociaż osiągnięto rekordowo wysoką frekwencję, wciąż nie głosowało ponad dziesięć i pół miliona wyborców. Kandydaci na prezydenta Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski, którzy od rano do wieczora walczą o poparcie, także ich będą przekonywać do udziału w wyborach. - Około 15-20 procent nigdy nie chodzi do wyborów. Czyli cała reszta tych, którzy nie poszli do wyborów w pierwszej turze, jest do wyciągnięcia z domu 12 lipca – mówi politolog prof. Anna Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zadanie jednak łatwe nie jest, bo do wyborów nie poszli głównie ci, którzy w pierwszej turze swojego kandydata nie mieli. - Nigdy nie było tak, żeby te obozy były tak wyraźnie podzielone i możliwy jest kolejny rekord frekwencji – ocenia politolog prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie jest jednak powiedziane, że taka motywacja do udziału w wyborach wystarczy.
"Młodzi zdecydują o wyniku wyborów drugiej tury, jeśli dalej będą tak mobilizowani"
To, co wiadomo po pierwszej turze, to że najrzadziej głosowali seniorzy. Tu przyczyną mogą być kwestie zdrowia i bezpieczeństwa w czasie epidemii. Dlatego, zdaniem ekspertów, kluczową rolę w tych wyborach mogą odegrać młodzi. - Młodzi zdecydują o wyniku wyborów drugiej tury, jeśli dalej będą tak zmobilizowani – uważa psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński.
A młody wyborca to wyborca, który najczęściej wybiera albo kandydata nowego, albo takiego, który z polityką kojarzy się najmniej. Albo tego, który startuje przeciwko systemowi. - Te osoby na przykład mogą pójść zagłosować i skreślić obu kandydatów. Tylko pytanie, czy komuś w upale, w środku wakacji, jeżeli ma takie poglądy, czy będzie mu się chciało wyjść z domu i zagłosować w drugiej turze – zwraca uwagę prof. Anna Pacześniak.
Ale wyborca Konfederacji z 2019 roku nie zawsze głosował na Krzysztofa Bosaka. Kolejnymi wyborami byli Szymon Hołownia, Rafał Trzaskowski i Andrzej Duda. - Największym problemem dla kandydatów są rozgorączkowani zwolennicy, którzy podejmują akcje, wysyłają komunikaty, które zrażają wyborców umiarkowanych dużo bardziej niż ich samych zagrzewają do boju – podkreśla prof. Jarosław Flis.
"Znacznie trudniej jest zachęcić wyborców niż ich zniechęcić"
Na ostateczny wybór niezdecydowanych jednak nie zawsze ma wpływ to, co prezentują kandydaci. - Ten kandydat, któremu opinia publiczna wróży zwycięstwo, spowoduje efekt, który się nazywa "last-minute swing", czyli zmobilizuje do przyłączenia się do opinii publicznej tych, którzy są jeszcze niezdecydowani – twierdzi prof. Janusz Czapiński.
Dlatego szczególnie na ostatniej prostej miejsca na błędy po prostu nie ma. Prof. Jarosław Flis zwraca uwagę, że "znacznie trudniej jest zachęcić wyborców, niż ich zniechęcić". - Pytanie, kto jest w stanie bardziej zniechęcić nieswoich wyborców i być może to jest kluczowe dla wyników wyborów – dodaje politolog.
Niegłosujących częściowo udało się już przyciągnąć w pierwszej turze. Pierwszym wyborem tych, którzy wcześniej nie głosowali, był Szymon Hołownia, drugim - Rafał Trzaskowski. Na kolejnych miejscach są Krzysztof Bosak i Andrzej Duda. Pytanie, czy jest szansa, że do urn pofatygują się po raz drugi? - Moim zdaniem zechcą się pofatygować, ponieważ wreszcie do Polaków dotarło, że są to najważniejsze wybory po 1989 roku – przekonuje prof. Janusz Czapiński. W 2015 roku w wyborach prezydenckich w drugiej turze do urn poszło niecałe dwa miliony więcej wyborców niż w turze pierwszej.
Źródło: TVN24