Zamiast pod prawdziwymi piramidami, początek urlopu musieli spędzić pod plakatami z lazurową wodą i piaszczystymi plażami, przy lotniskowym biurze podróży. Siedemdziesiąt osób czekało 9 godzin we Wrocławiu na samolot do Egiptu.
- Ciągle nie mieli żadnych informacji dla nas o tym, o której wylecimy. Po kilku godzinach w końcu nas odprawili, ale okazało się że nie oznacza to dla nas końca czekania - mówi Łukasz. - Za bramkami musieliśmy odsiedzieć kolejne dwie i pół godziny. Łącznie czekamy już dziesięć godzin - żali się.
Początek urlopu na lotnisku
Kłopoty pasażerów zaczęły się we wtorek rano.
- Zdenerwowałam się, myślałam że to już koniec wakacji - mówiła pani Arleta, która miała popołudnie spędzić już w egipskim Sharm el Sheikh. - Rano dowiedziałam się, że loty są zawieszone, ale biuro podróży zapewnia, że polecimy, mimo że trzeba będzie czekać - mówiła.
- Co my na to możemy poradzić? - pytał bezradnie Łukasz.
- Tego typu sytuacje zdarzają się w Polsce coraz częściej, mam nadzieję że ktoś w końcu wyciągnie z tego wnioski. To niemiłe zaskoczenie - dodawał Paweł.
9 godzin czekania
Siedemdziesięciu niedoszłych pasażerów OLT Express koczowało więc na wrocławskim lotnisku. Z bagażami i nadzieją, że uda się jeszcze we wtorek wylecieć. Niektórzy na lotnisku byli już rano. Godzina wylotu przesuwała się kilkakrotnie. Pierwotnie mieli wylecieć o godz. 15.00, udało się dopiero o 22.00.
Autor: bieru/par
Źródło zdjęcia głównego: TVN Wrocław