Kobieta straciła smartfona w komunikacji miejskiej. Mąż i ojciec pokrzywdzonej namierzyli kieszonkowca przed supermarketem. Jak przekazała policja, wsiedli do jego auta i grozili mu maczetą, wymuszając oddanie telefonu. Gdy go odzyskali, zażądali "zadośćuczynienia".
Podkomisarz Robert Koniuszy z komendy rejonowej zaznaczył, że sprawa miała niecodzienny przebieg. - Najpierw policjanci przyjęli zawiadomienie o kradzieży smartfonu, której miał się dopuścić nieznany sprawca. Kobieta straciła urządzenie w trakcie podróży środkami komunikacji miejskiej. Było to ewidentne działanie kieszonkowca - opisywał policjant.
Do komisariatu przyszli pokrzywdzona i jej 30-letni mąż. - Towarzyszył jej też 49-letni ojciec, którego przeszłość wskazywała na to, że zdarza mu się być porywczym. Był karany już za groźby karalne - zauważył podkomisarz Koniuszy.
Namierzyli telefon, wsiedli do auta, grozili złodziejowi maczetą
- Po złożeniu zawiadomienia mąż pokrzywdzonej, który jest informatykiem, wpadł na pomysł zdalnego namierzenia urządzenia przy użyciu swojego smartfona. Było ono wyłączone i nieaktywne. Mimo to, udało mu się. Trop wskazywał w okolice Radomia. Jednak sygnał nie był dokładny. Po kilkudziesięciu godzinach okazało się, że sprawca z kradzionym telefonem zatrzymał się na jednym z parkingów przed centrum handlowym na warszawskiej Ochocie - tłumaczył.
Wtedy informatyk o swoim sukcesie pochwalił się 49-letniemu teściowi. Razem pojechali do miejsca, gdzie miał znajdować się kieszonkowiec.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że 49-latek miał wsiąść do toyoty mężczyzny podejrzanego o kradzież z maczetą w ręku i grozić mu obcięciem rąk i nóg. Groźby były na tyle realne i wzbudziły obawę ich spełnienia w podejrzanym, że natychmiast zwrócił on urządzenie - podał Koniuszy. I dodał, że na tym "negocjacje" się nie skończyły i mężczyźni zażądali 3,5 tysiąca złotych zadośćuczynienia. - Mężczyzna oświadczył, że nie ma takiej gotówki. Wobec powyższego zarekwirowali jego auto. Zmusili mężczyznę do podpisania fikcyjnej umowy, że dobrowolnie sprzedał im samochód. Umowa zawarta została na kartce w notesie 49-latka. Mężczyźni powiedzieli, że zwrócą mu auto, jeśli zapłaci im 3,5 tysiąca złotych - powiedział Koniuszy.
Kieszonkowiec poczuł się pokrzywdzony, poszedł na policję
- Mimo swojego wcześniejszego czynu, mężczyzna poczuł się pokrzywdzony przez dwóch mężczyzn, którzy chcieli pomścić krzywdy bliskiej dla nich osoby. Wpadł więc na pomysł przygotowania kwoty w banknotach, które sfotografował przed wykupieniem swojego auta. Po transakcji i odzyskaniu toyoty udał się na policję, gdzie zawiadomił o wymuszeniu rozbójniczym, którego dopuścili się na nim panowie z maczetą. Kwestie wcześniejszej kradzieży smartfona zataił - przekazał policjant.
Po tym zawiadomieniu policjanci zatrzymali 49-latka i jego 30-letniego zięcia. W ich mieszkaniach funkcjonariusze znaleźli pieniądze pochodzące z wymuszenia. - Podczas ustaleń wyszło na jaw, że właściciel toyoty utrzymuje się z kradzieży kieszonkowych i przedmiotem całej sprawy stał się smartfon, którego ukradł córce jednego z zatrzymanych - zaznaczył.
- Mężczyzna nawet się nie obejrzał, jak funkcjonariusze nadali mu podwójny status. Z jednej strony był pokrzywdzonym, z drugiej sprawcą. Podobnie jak dwaj wcześniej zatrzymani mężczyźni on również został zatrzymany. W wyniku przeszukania policjanci znaleźli w jego mieszkaniu cały asortyment kradzionych portfeli, aparatów fotograficznych, telefonów komórkowych oraz innych przedmiotów pochodzących z przestępstw - podkreślił policjant, dodając, że mężczyzna usłyszał zarzuty, za które może mu grozić do pięciu lat więzienia.
Z kolei 49-letni mężczyzna i jego zięć usłyszeli prokuratorskie zarzuty wymuszenia rozbójniczego. Obu mężczyznom grożą kary do 10 lat więzienia.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KSP