Jak co roku, firma doradcza Deloitte wspólnie z serwisem Targeo.pl przygotowała raport o korkach w Łodzi, Wrocławiu, Krakowie, Katowicach Poznaniu, Gdańsku i Warszawie. Składa się z wyliczeń dotyczących skali i kosztów stania w korkach oraz mapy "wąskich gardeł".
Jak to wygląda w Warszawie? Na podstawie danych z serwisu Targeo Traffic i urządzeń GPS w 80. tysiącach pojazdów, analitycy wyliczyli, że miesięcznie, na dziesięciokilometrowym odcinku tracimy 9 godzin i 21 minut. To o 29 minut mniej, niż rok wcześniej. Więcej tracą tylko kierowcy z Krakowa (9:30), gdzie sytuacja w ciągu roku pogorszyła się aż o 2 godziny i 57 minut.
Rano szybciej, po południu wolniej
Na potrzeby badania stworzono tzw. korkometr - wskaźnik pokazujący opóźnienie w stosunku do przejazdu bez utrudnień na odcinku 10 km. Okazuje się, że od 2010 roku, w Warszawie wskaźnik ten zmalał dla szczytu porannego (z 14,7 do 13,7 minut w godzinach 7:30 - 9:30) ale wzrósł w szczycie popołudniowym (z 12,6 do 13,9 min w godzinach 15 - 18).
Z załączonych do raportu map wynika, że najbardziej korkuje się al. Prymasa Tysiąclecia w rejonie dw. Zachodniego, okolice budowy II linii metra (pl. Zawiszy, Towarowa), Wybrzeże Helskie na wysokości zoo, al. Krakowska oraz ulice Idzikowskiego i Poleczki (na mapie nie widać jednak m.in. Białołęki czy okolic węzła Marsa). Korkowały się też okolice budowy węzła Łopuszańska, oddanego do ruchu 31 grudnia zeszłego roku.
Łączna długość "wąskich gardeł" w stolicy wzrosła z 8,5 km do 30,2.
Czas to (utracony) pieniądz
Koszt korków wyliczono biorąc pod uwagę czas, liczbę aktywnej zawodowo ludności, cenę paliwa, wysokość wynagrodzeń (medianę), współczynnik aktywności ekonomicznej oraz odsetek korzystających z komunikacji zbiorowej i indywidualnej. Na tej podstawie, dla każdego miasta stworzono "modelowego kierowcę".
Policzono koszt dla podatnika i - biorąc pod uwagę przychody z tytułu VAT i akcyzy - dla budżetu państwa. Nie uwzględniono natomiast kosztów związanych emisją spalin czy wypadkami drogowymi.
Najwięcej w skali roku tracą kierowcy z Warszawy: 1,44 miliarda złotych. Dalej są mieszkańcy Poznania (534 miliony) i Krakowa (422 miliony). W stosunku do poprzedniego roku pogorszyła się sytuacja mieszkańców Katowic i Poznania. W pozostałych miastach była poprawa. W Warszawie jednak tylko symboliczna: 205 tysięcy złotych w skali całego miasta.
Niestety, w przeliczeniu na pojedynczego kierowcę, warszawskie korki zdrożały o 77 rocznie i pochłaniają najwięcej w Polsce: 4389 złotych. Średnia krajowa to 2811 złotych, a najmniej korki kosztują w Katowicach: 1396 złotych. Tam jednak nastąpił największy wzrost (katowiczanie płacą o 285 więcej niż w 2010 roku). W Krakowie korki staniały za to aż o 755 złotych rocznie w przeliczeniu na kierowcę.
W Warszawie "modelowy kierowca" płaci za korki około 80 proc. jednej miesięcznej pensji (rok temu: 83 proc.). W Katowicach wciąż tylko 35 proc. (wzrost z 32 proc.).
Traci też gospodarka
Na tym nie koniec wniosków z raportu. Zdaniem autorów, budżet państwa zyskał około 500 milionów złotych na podatkach od benzyny spalonej w korkach. Rok temu było to 560 milionów. Ogólny koszt korków dla gospodarki to aż 3,1 mld złotych (0,2 proc. PKB).
Siedem miast ustawiono też w rankingu, przyjmując, że Katowice są na pierwszym miejscu (najmniej wąskich gardeł, najniższy koszt w stosunku do pensji, najmniejszy korkometr). Porównując wszystkie te parametry ustalono, że w Łodzi sytuacja jest 3,8 raza gorsza. W Poznaniu - 5,3 raza. W Warszawie, która spadła z piątego na siódme miejsce, jeździ się 10,6 raza wolniej i drożej niż w Katowicach.
roody