Dziura na Szaserów, która "zapracowała" już na miano "atrakcji turystycznej" z nawigacji już zniknęła, teraz usuwają ją również z jezdni. Po artykule tvnwarszawa.pl i materiale "Polska i Świat" TVN24, urzędnicy na poważnie zajęli się tym drogowym problemem.
Na początku tygodnia pisaliśmy o dziurze w jezdni przy Szaserów 40.Dwa miesiące okazały się zbyt krótkim okresem, by dziura zniknęła, ale dostatecznie długim, żeby dorobiła się własnego oznaczenia w Google Maps. Opisano ją tak: "Grochowska dziurą na ul. Szaserów - bez właściciela".
"Atrakcja turystyczna" stolicy zdobyła ponad 50 opinii i całe pięć gwiazdek. Mieszkańcy śmiali się z absurdu, a drogowcy i urzędnicy nie mieli też pewności, kto powinien ją załatać. Dlaczego? Bo pod jezdnią znajdował się kanał nieujęty w dokumentach i z nieustalonym właścicielem.
"Relikt sprzed kilkudziesięciu lat"
Mimo to, słynna dziura odchodzi w przeszłość. W środę na Szaserów pojechał reporter tvnwarszawa.pl Tomasz Zieliński, który na miejscu zastał ciężki sprzęt i pracowników zajętych naprawianiem jezdni. - Faktycznie, to miejsce zostanie naprawione. We wtorek odbyła się komisja wszystkich zainteresowanych sprawą stron i jak ustalono, że ten kanał jest reliktem sprzed kilkudziesięciu lat. Nie ma dokumentacji, nie ma właściciela - mówi nam Mikołaj Pieńkos z Zarządu Dróg Miejskich.
I dodaje: - Trzeba podjąć doraźne działania, żeby problem rozwiązać. Prace potrwają kilka dni, a naszym zadaniem, jako ZDM-u, będzie odtworzenie nawierzchni po pracach naprawczych.
"Różne rzeczy znajdują się pod ziemią"
Co ciekawe, jeszcze we wtorek drogowcy twierdzili, że dziura - owszem - jest ich, ale nie należy do nich to, co jest w dziurze. Dlatego nie zaczęli naprawy wcześniej. - Nie możemy zasypać ziemią tej dziury, ponieważ może okazać się, że komuś wybije woda kilkaset metrów dalej - tłumaczył wówczas Pieńkos.
Drogowcy mieli szukać właściciela podziemnej instalacji. - Zarząd Dróg Miejskich twierdzi, że wszystkie cieki wodne należą do Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, ale MPWiK się wypiera. I teraz naprawdę przyglądamy się przerzucaniu dokumentów - opowiadał Andrzej Opala, rzecznik Pragi Południe.
Reporter TVN24 zapytał, czy dzielnica nie może najpierw dziury załatać, a później szukać właściciela? - Możemy, ale jesteśmy zmuszeni do gospodarnego wydawania środków publicznych - stwierdził Opala.
Dopytywał też rzeczniczka ZDM, czy stolica Polski nie wie, co ma pod ziemią? - Różne rzeczy znajdują się pod ziemią. Nawet jeżeli wiemy, co się tam znajduje, to nie zawsze wiemy, kto tym zarządza - odparł Pieńkos.
Przez kilka tygodni urzędnikom nie udało się ustalić, kto jest właścicielem infrastruktury pod drogą. - Jest to niezręczna sytuacja i nie chciałbym, żeby takie sytuacje się zdarzały - przyznał rzecznik drogowców.
Łukasz Wieczorek, mp/b