Protest rozpoczął się o 8 rano na placu Zawiszy. Rano nie jeździły tam tramwaje ani samochody. Policja blokowała ruch na dojazdach do placu, na przykład na Grójeckiej kierowała auta na objazdy już na wysokości Wawelskiej. W korku stali więc kierowcy, którzy do centrum miasta chcieli dojechać Grójecką od strony Ochoty i Alejami Jerozolimskimi od strony Pruszkowa. Ciasno było też na Trasie Łazienkowskiej i Prymasa Tysiąclecia. - Słychać dźwięki klaksonów, jest duże zamieszanie - mówił Artur Węgrzynowicz z tvnwarszawa.pl.
- Jest kilkuset protestujących, mają biało-czerwone flagi, a kilka osób kamizelki odblaskowe - relacjonował Węgrzynowicz. Dodał, że na miejscu znajdowało się wielu policjantów. - Do rolników dołączyli taksówkarze, którzy protestują przeciwko nielegalnym przejazdom - informował.
Ewa Gawor, szefowa stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, powiedziała, że dzięki rozmowom warszawskich urzędników z przedstawicielami organizatorów zgromadzenia udało się wynegocjować deklarację "pokojowego charakteru manifestacji" oraz wcześniejsze zakończenie protestu. Według początkowych zapowiedzi miał trwać aż do godziny 18.
Jak wynika z relacji naszego reportera, przed godziną 10 największe utrudnienia były na Grójeckiej, Wawelskiej, Kopińskiej, ale też w alei Jana Pawła II i na Trasie Łazienkowskiej. - Zakorkowane są największe ulice otaczające plac Zawiszy, korkują się też uliczki przyległe - relacjonował Węgrzynowicz.
Z kolei niewielkie natężenie ruchu można było zaobserwować na Marszałkowskiej czy na placu Konstytucji. Normalny ruch był także na Wisłostradzie, w Alejach Jerozolimskich na odcinku od mostu do ronda Czterdziestolatka, a także w okolicach ronda Dmowskiego. - Wygląda na to, że na drogach nieprzylegających do placu Zawiszy ruch jest mniejszy niż zwykle - komentował reporter.
Przemarsz na rondo Dmowskiego
O godzinie 11:30 - a nie, jak zapowiadali, o 13 - protestujący ruszyli w stronę ronda Dmowskiego, co sprawiło, że sytuacja na stołecznych ulicach znów się skomplikowała. Utrudnień można się było spodziewać przede wszystkim w alei Jana Pawła II, alei Niepodległości, na Marszałkowskiej i na moście Poniatowskiego. Równo o godzinie 13 rolnicy dotarli do miejsca przeznaczenia.
Według zapowiedzi tam mieli protestować do godziny 16. Jednak jak informuje policja, przed godziną 14 oficjalne zgromadzenie zostało rozwiązane. Jak zaznacza stołeczna policja, przerodziło się ono w "spontaniczny protest".
- Mamy informację, że idą chodnikami przed Sejm - powiedziała po godzinie 14 Edyta Adamus z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji.
Około godziny 14.30 rolnicy ustawili się przy budynku parlamentu od strony ulicy Wiejskiej. Mieli ze sobą transparenty, flagi Polski, włączyli również syreny. Na miejscu była policja.
Okolice Sejmu nie były ostatnim przystankiem na trasie przemarszu. Około godziny 15 manifestacja ruszyła dalej. Przez plac Trzech Krzyży i ulicę Żurawią rolnicy przeszli pod Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Nie zostali wpuszczeni do ministerstwa
Protestujący chcieli zostawić w resorcie rolnictwa pismo do ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Nie zostali jednak wpuszczeni.
- Tak naprawdę zastanawiam się, czy my z człowiekiem, który nazywa nas dnem intelektualnym, rozmawiać powinniśmy - bo to jest taka zasadnicza sprawa - powiedział przed Ministerstwem Rolnictwa Michał Kołodziejczak, lider AGROunii.
W środę przed południem w Przysieku koło Torunia minister rolnictwa odniósł się do manifestacji rolników w Warszawie. - Część organizacji rolniczych nie chce rozmawiać, nie chce się podzielić z innymi swoją wiedzą, być może dlatego, że tej wiedzy nie mają ich przedstawiciele. Oni uważają, że wszyscy mają z nimi rozmawiać na kolanach. Już nie chcą rozmawiać z ministrem rolnictwa. Odbyłem kilka rozmów z przedstawicielami protestujących i muszę stwierdzić wielką pustkę intelektualną - stwierdził minister.
Przed siedzibą ministerstwa lider protestujących deklarował, że rolnicy mimo wszystko będą chcieli rozmawiać z ministrem rolnictwa.
- Postaramy się jeszcze raz podjąć próbę namówienia ministra na rozmowę, chociaż na kolana przed nim padać nie będziemy. Będziemy chcieli wejść do biura podawczego i zostawić informację, którą tutaj ze sobą przynieśliśmy - powiedział Kołodziejczak. - Czy jest taka możliwość? Nie wiem, bo szwadron policji nie pozwala nam przejść dalej - dodał.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak powiedział PAP, że w przypadku rolników protestujących pod gmachem Ministerstwa Rolnictwa można mówić o "zgromadzeniu spontanicznym", które policja zabezpiecza. - Naszym zadaniem jest przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa. Z tego zadania się wywiązujemy, a decyzje odnośnie do wejścia na teren danego obiektu i liczby osób podejmuje zarządca terenu - wyjaśnił.
"Serdecznie przepraszamy"
Jak przyznał lider AGROunii Michał Kołodziajczak: "Wszystkich warszawiaków serdecznie przepraszamy, ale niestety nie możemy inaczej".
- To jest, można powiedzieć, ostatni taki symboliczny protest, który robimy maksymalnie najmniejszym nakładem ludzi, żeby pokazać, jak niewiele osób trzeba, żeby zrobić utrudnienia - stwierdził. Dodał, że protest nie jest robiony z premedytacją - Tylko po to, żeby ludzie mogli zrozumieć to, o czym my mówimy. Nasz rynek jest zamknięty przez kilka osób, które nie chcą wprowadzenia odpowiednich zmian. Tak samo dzisiaj manifestacja zgłoszona na 2000 osób utrudnia życie całej Warszawie - dodał.
Wtórował mu Robert Marciniak, należący do AGROunii. - Rząd oferuje nam duże dofinansowania. Ale tak naprawdę z czego mamy je spłacić, jeżeli nie mamy wypracowanego zysku? - pytał.
Po godzinie 10 na placu Zawiszy i w innych miejscach protestujący uruchomili syreny, których dźwięk miał, według organizatorów, symbolizować "płacz polskiej wsi nad demolką rządu, który biernie przygląda się wyniszczaniu polskich gospodarstw rodzinnych przez wielkie korporacje".
Protestujący domagali się m.in. nałożenia na sklepy wielkopowierzchniowe obowiązku oferowania do sprzedaży produktów rolno-spożywczych z minimalnym udziałem 51 proc. produktów pochodzenia i produkcji krajowej, graficzne znakowanie produktów rolno-spożywczych flagą kraju pochodzenia, nałożenia na Rosję embarga na sprzedaż do Polski węgla kamiennego - do czasu zniesienia przez ten kraj ograniczeń w eksporcie polskich owoców i warzyw.
Żądali też uzdrowienia samorządu rolniczego i wprowadzenia reformy izb rolniczych, audytu rolniczych związków zawodowych i funduszy promocji żywności oraz reformy tych instytucji, wprowadzenie ustawowego zakazu komercjalizacji ujęć wody oraz potraktowanie wody jako strategicznego surowca do produkcji żywności, a także podjęcia natychmiastowej interwencji państwa w celu uratowania rynku trzody chlewnej.
PAP/ab/r/pm
Protest rolników na placu Zawiszy