Specjalistyczna karetka z lekarzem na pokładzie została skierowana do małego dziecka, które potrzebowało pomocy. Przed blokiem doszło do kolizji, a krótko potem do awantury. Dziecko zostało odwiezione do szpitala przez inną karetkę.
Sytuacja miała miejsce we wtorkowe popołudnie na Różanej, przy skrzyżowaniu z Kazimierzowską.
Przed jeden z bloków na sygnale podjechał ambulans. Po chwili doszło do drobnej kolizji. Stojącą karetkę "zahaczyło" inne auto. Kierująca nim kobieta wybiegła z samochodu.
- Kierowca karetki początkowo odebrał tę sytuację tak, jakby kierująca samochodem terenowym usiłowała uciec z miejsca kolizji. Okazało się, że była nią matka dziecka, do którego wezwano ratowników. Śpieszyła się, żeby dotrzeć do mieszkania - opisuje Artur Węgrzynowicz, reporter tvnwarszawa.pl.
Wniosek o ukaranie
Nasz reporter dodaje, że na miejsce została wezwana policja. W związku z tym, ratownicy poprosili dyspozytora o przysłanie kolejnej karetki.
- Postawa ratowników nie spodobała się rodzicom, którzy domagali się natychmiastowego przewiezienia dziecka do szpitala. Na ulicy doszło do awantury. Ojciec dziecka zarzucił ratownikom, że karetka i jej zarysowanie są ważniejsze niż zdrowie dziecka - relacjonuje nasz reporter.
Po około 20 minutach na Różanej zjawił się drugi ambulans, tym razem z podstawowym zespołem ratowników na pokładzie. Dziecko, pod opieką matki, zostało nim przewiezione do szpitala. - Na miejscu została załoga specjalistycznej karetki, by wyjaśnić sprawę z policją - dodaje Węgrzynowicz.
- Kierująca land roverem była trzeźwa. Wniosek o ukaranie sprawcy kolizji zostanie skierowany do sądu - informuje Ewa Szymańska-Sitkiewicz z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji.
"Policja musi być wezwana za każdym razem"
Zapytaliśmy rzeczniczkę Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Medycznego o postępowanie w takich sytuacjach. Chcieliśmy wiedzieć, czy ratownicy faktycznie powinni wezwać na miejsce drugą karetkę i czekać na przyjazd policji. - Taką mamy procedurę. Policja musi być wezwana za każdym razem - wyjaśnia Elżbieta Weinzieher. I dodaje, że ta sama zasada obowiązuje w przypadku wzywania drugiej karetki. - W czasie zderzenia obrażenia mogą też odnieść ratownicy. Działamy dwutorowo, taka procedura funkcjonuje u nas od lat - precyzuje.
Rzeczniczka nie chciała się odnieść do sytuacji, do której doszło we wtorek na Różanej. Opisała nam jedynie procedury postępowania.
Wynika z nich także, że jeśli do kolizji dochodzi w pobliżu miejsca, do którego wezwano ambulans, a stan pacjenta wymaga natychmiastowej interwencji, zespół rusza do pacjenta. - W takiej sytuacji w karetce zostaje tylko kierowca. Policja musi wtedy poczekać na taki zespół, zanim rozliczy kolizję. W tym czasie na miejsce dojeżdża druga załoga - dodaje rzeczniczka.
Zaznacza też, że na sposób postępowania w takich sytuacjach nie wpływa skala zniszczeń wywołanych zdarzeniem. Oznacza to, że nawet jeśli na karetce nie są widoczne poważne uszkodzenia, taki pojazd nie może zająć się przewożeniem pacjenta.
Potwierdza to także policja. - Funkcjonariusze muszą wykonać swoje czynności na miejscu i zadecydować o dopuszczeniu pojazdu do ruchu - wyjaśnia Szymańska-Sitkiewicz.
Zderzenie z karetką na Różanej
kk/pm