"Krzysieńku kochany, nie umiem cię pożegnać. Mówię do zobaczenia"

kowalewski
Pogrzeb Krzysztofa Kowalewskiego
Źródło: TVN24
Uroczyste pożegnanie Krzysztofa Kowalewskiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, odbyło się w Kościele Środowisk Twórczych przy placu Teatralnym w Warszawie. W czasie pogrzebu przemawiali przyjaciele artysty: Wiktor Zborowski i Marta Lipińska.

Zmarłego żegnała rodzina, m.in. żona Agnieszka Suchora i córka Gabriela, przyjaciele, aktorzy i współpracownicy - wśród nich Andrzej Zieliński, Marian Opania, Olga Lipińska, Maja Komorowska, Anna Seniuk, Borys Szyc, Piotr Gąsowski, Marcin Troński. Adwokat Krzysztof Stępiński, przyjaciel Kowalewskiego, mówił, że był on obdarzony nieprawdopodobną delikatnością. - W życiu nie spotkałem człowieka równie delikatnego, rozumiejącego, ciepłego, otwartego – mówił.

Pisarka Magda Dudzińska, która znała Kowalewskiego około 50 lat, podkreślała: - Krzyś Kowalewski był człowiekiem życzliwym i szlachetnym, jeżeli wyrażał krytyczne opinie, to w delikatny sposób. Wspominała, że Kowalewski nie zmieniał poglądów ani sposobu bycia i umiał słuchać. - Był jednym z najautentyczniejszych ludzi, jakich w życiu znałam. Miał tony wiernych fanów, którzy cytowali teksty jego filmowych ról i młodych wielbicieli oglądających go na okrągło w komórkach – dodała.

W trakcie uroczystości pogrzebowych aktor Wiktor Zborowski wspominał m.in. pierwsze spotkanie z Krzysztofem Kowalewskim, do którego doszło w 1969 roku w warszawskiej PWST podczas zajęć szermierki. - Zajęcia prowadził pan prof. Sławomir Lindner, a jego asystentem był Krzysztof Kowalewski. Po zajęciach poprosił nas, abyśmy chwilkę zostali. Krzysiek do każdego podszedł, wyciągnął grabulę ze słowami: "Krzysiek jestem". Nawet nie wyobrażacie sobie, jak pękaliśmy z dumy, że ten oto nasz wykładowca przechodzi z nami, pierwszoroczniakami, na "ty" (...). Krzysiek był po imieniu ze wszystkimi studentami w Szkole Teatralnej, bo miał taki obyczaj. Tym pięknym obyczajem osiągnął nie tylko naszą miłość, ale także to, że wszystkie egzaminy z tejże szermierki to były maleńkie arcydzieła naszej sprawności, bo nie chcieliśmy w żadnym stopniu zawieść – powiedział.

Aktor podkreślił także, że od Krzysztofa Kowalewskiego usłyszał kiedyś, że szkoła nie nauczy nikogo zawodu, ale jeśli potraktuje się ją poważnie, przygotuje studentów do uprawiania zawodu, którego będą uczyć się całe życie. - To były dla mnie bardzo ważne słowa, a szczególnie istotne, że powiedział to nie ten wielki Krzysztof Kowalewski, tylko trochę starszy od nas kolega z 10-letnim stażem, ale wtedy jego kariera dopiero raczkowała – zaznaczył.

Zborowski podkreślił, że Krzysztof Kowalewski był wybitnym aktorem, obdarzonym niesłychaną siłą intensywności przekazu, niesłychaną wszechstronnością, niezwykłym zupełnie talentem, a przy tej swojej wielkości, wybitności był niesłychanie koleżeński" i miał ogromny autorytet. - Zostaniesz na zawsze w naszych sercach, pamięci, w uśmiechu, jaki będzie się zawsze pojawiał na wspomnienie Ciebie. Pozostaniesz jako przecudowny kumpel, fenomenalny aktor i dobry, mądry człowiek – podsumował.

"Stworzenie takiej roli jak Sułek, to było coś nadzwyczajnego"

Aktora żegnała także Marta Lipińska, aktorka, jego wieloletnia partnerka sceniczna, radiowa i filmowa. - Krzysieńku, tak zawsze zwracałam się do Ciebie. Przez ponad 40 lat spotykaliśmy się przy pracy na wszystkich możliwych polach naszego zawodu, przede wszystkim w teatrze, w radio, w filmie, w telewizji i przy nagraniach. Oczywiście teatr był najważniejszy. Ten nasz nie za duży Teatr Współczesny na Mokotowskiej 13 był kuźnią twoich wspaniałych ról. Właściwie nie ról, a kreacji, ponieważ w tym teatrze miałeś możliwość przebywania w najlepszym towarzystwie, najwspanialszych autorów. Począwszy od Szekspira, a skończywszy na naszym, uwielbianym przez nas Mrożku – mówiła Lipińska.

Podkreśliła, że praca z Kowalewskim była czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. - Wiem, że to się już nigdy nie zdarzy – przyznała. - Po prostu twoja lojalność w stosunku do autora, w stosunku do kolegów, budowanie przedstawienia na najbardziej uczciwym poziomie po prostu jest czymś wyjątkowym – oceniła aktorka.

Nawiązując do roli Sułka, w którą Kowalewski wcielał się w słuchowisku radiowym "Kocham pana, panie Sułku" autorstwa Jacka Janczarskiego, powiedziała, że "stworzenie roli takiej jak Sułek, przy pomocy tylko głosu, to było coś nadzwyczajnego". - To była kreacja stworzona przy pomocy głosu taka, że ludzie wiedzieli, jak Sułek wygląda, gdzie jest w danej chwili, czy kocha, czy nie kocha, co porabia, jakie ma myśli, jakie ma poglądy – powiedziała Lipińska.

Emilian Kamiński:
Emilian Kamiński: na takim człowieku jak Krzysztof ludzie powinni się wzorować, jak należy traktować innych
Źródło: TVN24

"Krzysieńku kochany, nie umiem cię pożegnać"

Wzruszona dodała, że powinna się pożegnać, ale nie potrafi. - Paradoksalnie ta pandemia cholerna przychodzi mi z pomocą, ponieważ nie chodzimy do teatru, teatr jest zamknięty, a tam bym chciała go spotykać i spotykałabym go co chwilę. Widziałabym go, jak idzie przez parking, zawsze lekko spóźniony, ale pewnym krokiem, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy, z błyskiem w cudownych, niebieskich oczach, które masz po nim Gabrysiu (córka Kowalewskiego – przyp. PAP), i mówi: "sorry, korki". Nie mogę się z Tobą pożegnać, jeszcze długo mi będziesz towarzyszył właściwie codziennie w tym wszystkim, co nas łączyło – mówiła Lipińska.

Oceniła, że to była niebanalna przyjaźń. - Przyjaźń, która nie potrzebowała naszych kontaktów co chwilę, co tydzień, dziesiątki telefonów. Nic takiego nie było między nami, ale jak już był telefon, to był na pewno niekonwencjonalny i niezdawkowy – nie takie zwykłe "co słychać", albo "jak się czujesz" – zdradziła Lipińska.

Dodała, że łączyły ich poglądy. - Nasze poglądy na otaczający nas świat, na naszą Polskę kochaną, gdzie wkurzały nas podobne rzeczy. On wtedy potrafił puścić soczystą wiązankę, ja troszkę się podciągnęłam ostatnio, ale nie jestem w stanie mu sprostać. W każdym razie bardziej wolę to, niż rzucać kapciem w telewizor. Tak tego robić, jak Krzyś, nikt nie potrafi i nie będzie potrafił. Krzysieńku kochany, nie umiem cię pożegnać. Mówię do zobaczenia – powiedziała.

grabowski
Andrzej Grabowski o Krzysztofie Kowalewskim: był i wielkim człowiekiem i wielkim aktorem
Źródło: TVN24

Niezapomniane role Kowalewskiego

Krzysztof Kowalewski zmarł w 6 lutego w wieku 83 lat.

Urodził się 20 marca 1937 roku. Ukończył warszawską PWST. Był synem znanej przedwojennej aktorki Elżbiety Kowalewskiej. Zagrał około 100 ról filmowych w polskich filmach i serialach. Na dużym ekranie zadebiutował w 1960 roku niewielką rolą w "Krzyżakach" w reżyserii Aleksandra Forda. Aktor zdobył również uznanie publiczności za rolę Zagłoby w ekranizacji "Ogniem i mieczem" w reżyserii Jerzego Hoffmana (1999).

Największą popularność przyniosły mu jednak postacie komediowe. Wystąpił między innymi w filmach: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" (1978), "Miś" (1980), "Rodzina Leśniewskich" (1980), "Wyjście awaryjne" (1982), "C.K. Dezerterzy" (1985), "Nowy Jork – czwarta rano" (1988), "Rozmowy kontrolowane" (1991), "Nic śmiesznego" (1995), a ostatnio – w filmie "Ryś" Stanisława Tyma (2007) i "Sercu na dłoni" (2008, reż. Krzysztof Zanussi).

Kowalewski jest również znany słuchaczom radiowym jako Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku radiowym autorstwa Jacka Janczarskiego "Kocham Pana, Panie Sułku".

W 2017 roku był nominowany do Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego w kategorii Najlepszy aktor za film "Ja i mój tata" (2017).

Czytaj także: