- Do zbrodni doszło 26 kwietnia 2022 roku w wynajmowanym przez skazanego mieszkaniu przy ulicy Narutowicza w Ząbkach pod Warszawą.
- 31-letni Damian Biskupski przyszedł do lokalu wynajmowanego przez Rajmunda M., który niedługo potem zadał mu kilka ciosów siekierą w głowę, a w ustach ciężko rannego mężczyzny umieścił skarpetkę. Po wszystkim wyszedł z lokalu.
- Rajmund M. w czasie śledztwa mówił, że Biskupski przyszedł do niego, "żeby ściągnąć z niego dług" w wysokości 15 złotych. Napastnik tłumaczył, że musiał się bronić i dlatego sięgnął po siekierę. Po zadaniu ciosów wyszedł. Sąd pierwszej instancji skazał go na 25 lat więzienia za zabójstwo. Apelacja złagodziła ten wyrok.
- Sąd odwoławczy w prawomocnym rozstrzygnięciu wskazał, że kara 25 lat więzienia jest "karą wyjątkową". Nie powinna być ona - zdaniem sądu - stosowana w sytuacji przekroczenia granic obrony koniecznej.
- W pierwszej instancji wyrok trzech lat więzienia w sprawie usłyszeli też 42-letni Kamil Ch. oraz 32-letni Rafał Ż, znajomi skazanego za zabójstwo. Prokuratura oskarżyła ich o to, że nie zaalarmowali służb o zabójstwie. Sąd odwoławczy zmniejszył im wyrok do 18 miesięcy w celi.
Rozprawa odwoławcza zaczęła się i zakończyła 14 maja. Potem Sąd Apelacyjny odroczył odczytanie wyroku - tym razem już prawomocnego. Odczytujący prawomocną decyzję sądu sędzia sprawozdawca Ireneusz Szulewicz rozpoczął od informacji, że skazany wcześniej na 25 lat więzienia Rajmund M. spędzi w więzieniu o 10 lat mniej, niż chciał sąd pierwszej instancji. Po tej decyzji matka zabitego w 2022 roku Damiana Biskupskiego opuściła salę rozpraw.
W ustnym uzasadnieniu sędzia wskazywał, skąd taka decyzja.
- Kara 25 lat pozbawienia wolności jest karą wyjątkową. W sytuacji przekroczenia granic obrony koniecznej nie jest adekwatne orzekanie takiej wyjątkowej kary. Trzeba wziąć pod uwagę, że było to nieplanowane zdarzenie, popełnione co prawda z zamiarem bezpośrednim, ale był to zamiar nagły i nie był wcześniej przemyślany - argumentował sędzia Szulewicz.
Sąd uzasadniał, że wziął pod uwagę "szybkość zdarzenia".
- Zachowanie oskarżonego w postaci zadawania ciosów obuchem siekiery trwało kilkadziesiąt sekund, nie dłużej. W takiej sytuacji, niezależnie od przypisania oskarżonemu działania w warunkach recydywy, nie byłoby właściwe orzekanie kary wyjątkowej, jaką jest kara 25 lat pozbawienia wolności - zaznaczył sędzia sprawozdawca.
Rodzina chciała dożywocia
O przebiegu rozprawy odwoławczej obszernie informowaliśmy na tvnwarszawa.pl. Została ona wyznaczona po tym, jak do sądu drugiej instancji trafiło siedem apelacji. Prokuratura stwierdziła, że wyrok dla Rajmunda M. był niewspółmierny i "rażąco niski". Oskarżyciel publiczny zawnioskował, żeby zabójcę Damiana Biskupskiego skazać na dożywocie i zwiększyć dziesięciokrotnie - do 200 tysięcy złotych - nawiązkę na rzecz matki zabitego 31-latka. Ostatecznie Sąd Apelacyjny ustalił wysokość nawiązki na 100 tys. złotych.
Takie same wnioski zawarte zostały w apelacji przygotowanej przez pełnomocniczkę rodziny Damiana Biskupskiego, mecenas Ewelinę Zawiślak. Różnica polegała na tym, że zawnioskowała o uchylenie wyroków dla 42-letniego Kamila Ch. i 32-letniego Rafała Ż. - kolegów skazanego Rajmunda M. Dlaczego? Pełnomocniczka wskazała, że - jej zdaniem - sąd nie wziął pod uwagę dowodów, które wskazują, że mężczyźni nie tylko nie zaalarmowali służb, ale też mogli brać czynny udział w zbrodni. Drugi z pełnomocników rodziny, mecenas Marek Garwarski zaznaczył, że jeżeli M. nie zostanie skazany na dożywocie, to sąd powinien chociaż wprowadzić ograniczenie, na bazie którego skazany mógłby ubiegać się o warunkowe zwolnienie dopiero po 20 latach po zbrodni.
Reprezentująca skazanego Rajmunda M. mecenas Agnieszka Grzywka-Kulas zaznaczała, że sąd pierwszej instancji, orzekając karę dla jej klienta nie wziął pod uwagę wcześniejszego zachowania Damiana Biskupskiego, który miał mu grozić. W apelacji uzasadniała, że M. działał z zamiarem ewentualnym, a nie bezpośrednim (czyli nie tyle chciał zabić, co godził się z tym, że zdanie ciosów siekierą może doprowadzić do śmierci). Prawniczka zawnioskowała o zmniejszenie wyroku, który nazwała "niewspółmiernym".
Obrońcy Kamila Ch. oraz Rafał Ż. wskazywali z kolei, że ich klienci zostali skazani na maksymalnie wysoką karę za niepowiadomienie o zbrodni, co ich zdaniem jest niesprawiedliwe. W związku z tym żądali dla nich łagodniejszej kary.
Szok matki
W czasie rozprawy apelacyjnej głos zabrała też matka Damiana Biskupskiego, Małgorzata.
- Mój syn dostał pięć potężnych ciosów siekierą, obuchem siekiery w głowę i szósty cios w łopatki. Był podduszany. Kiedy umierał, oprawca wsadził mu w usta skarpetę, wymył się, spakował plecak i poszedł do lasu, a później - jak gdyby nigdy nic - do pracy. Człowiek, który z największym okrucieństwem zabrał mi dziecko potem uśmiechał się patrząc mi w oczy na sali rozpraw. Ba, w pewnym momencie pokazał mi środkowy palec. Trudno mi uwierzyć, że nie otrzymał maksymalnej możliwej kary. Wierzę, że sąd apelacyjny zmieni ten wyrok, jeszcze wierzę, że dobro zwycięży - mówiła drążącym głosem.
Przez całą rozprawę kobieta trzymała w rękach czarno-białe zdjęcie syna. Zaznaczyła, że jej zdaniem okoliczności zabójstwa nie zostały wyjaśnione do końca. - Tam jest zmowa milczenia. Pozostali oskarżeni, według mnie, co najmniej pomagali uniknąć mordercy odpowiedzialności. Być może nigdy nie dowiem się prawdy, ale wiem, że zabójca powinien być skazany na dożywocie. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej - zaznaczyła.
Po odczytaniu prawomocnego wyroku matka przekazała w rozmowie z tvn24.pl, że jest "zszokowana" decyzją sądu.
- Ktoś skatował mojego syna siekierą, a sędzia łagodzi napastnikowi wyrok, mówiąc, że zabójstwo nie było wcześniej zaplanowane i trwało stosunkowo krótko. Jakie ma to znaczenie? Czy sędzia uznał, że mój syn był katowany zbyt krótko? Za mało cierpiał? Ten wyrok jest największym ciosem, który dostałam od śmierci Damiana - mówi zapłakana kobieta, która już teraz zapowiada wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.
15 złotych długu
Skazany Rajmund M. został zatrzymany niedługo po zbrodni. Do akt sprawy prokuratura dołączyła nagranie z wizji lokalnej przeprowadzonej przez prokuratora prowadzącego śledztwo w lokalu, w którym zginął Damian Biskupski. Rajmund M. opowiadał, jak doszło do koszmaru. Twierdził, że późnym wieczorem z wynajmowanego mieszkania wyszedł od niego kolega Rafał Ż., który rzekomo miał żądać od niego pieniędzy. Dług miał wynosić… 15 złotych.
- On poszedł, usłyszałem, jak zamyka furtkę. A po chwili ktoś zapukał do drzwi. I to był ten chłopak (późniejsza ofiara zabójstwa - red.) - mówił M. podczas wizji lokalnej. Dalej - zdaniem skazanego na zabójstwo - było tak: Damian Biskupski miał mu powiedzieć, że przyszedł ściągnąć dług dla Rafała Ż. - Chciał wziąć mi telefon, mówił, żebym dał mu fanty. Wziął do ręki kurtkę, a tam był mój nóż, on mi go dołożył do szyi - relacjonował podczas wizji lokalnej Rajmund M.
Kiedy to się działo, skazany siedział już na łóżku, a Damian Biskupski - według niego - stał nad nim z nożem. - Powiedziałem, już ci daję. No i wziąłem siekierę. Uderzyłem raz, a potem jeszcze dwa razy go dobiłem. Włożyłem mu skarpetkę w usta, bo charczał. Wyłączyłem światło, zostawiłem włączony telewizor i sobie poszedłem - mówił na wizji.
Znaleźli ciało, nie zadzwonili na służby
Po wyjściu z wynajętego mieszkania przeczekał noc w lesie, a potem poszedł do pracy. W międzyczasie wydzwaniał do niego Paweł Ż., który wieczór wcześniej był u niego. Ponieważ Rajmund M. nie odbierał, Ż. poprosił Kamila Ch., żeby sprawdził, co się dzieje. Ch. przybył na miejsce, w łóżku znalazł zakrwawione ciało mężczyzny.
Ch. był przekonany, że w łóżku jest Rajmund M., o czym powiedział Pawłowi Ż. Niedługo potem i on pojawił się w lokalu. Drugi z mężczyzn stwierdził, że na łóżku leży Damian Biskupski. Zarówno Paweł Ż., jak i Kamil Ch. wyszli z mieszkania, nie dzwoniąc po służby.
Paweł Ż. i Kamil Ch. zostali skazani przez sąd pierwszej instancji na trzy lata więzienia. Sąd odwoławczy zmniejszył tę karę o połowę. Dlaczego? Sąd wskazał, że choć mężczyźni nie powiadomili o zabójstwie, to policja została powiadomiona w bardzo krótkim czasie, dzięki informacji od innej osoby.
- Sąd uznał, że krótki okres zwłoki w powiadomieniu policji, w połączeniu z okolicznością, że oskarżeni wiedzieli o pojawieniu się policji na miejscu zdarzenia i o poszukiwaniach nie pozwala na orzeczenie wobec nich najwyższej kary przewidzianej przez kodeks karny - podkreślał sędzia sprawozdawca Ireneusz Szulewicz.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz/b
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl