Warszawskie metro codziennie przewozi pół miliona pasażerów. Nad ich bezpieczeństwem czuwają setki kamer, dziesiątki ochroniarzy i posterunki policji. Czy to wystarczy, żeby zapobiec potencjalnemu zagrożeniu?
Wszedł z szablą przez bramki ewakuacyjne
Na stacji Politechnika o godz. 14.00 Filip Chajzer zauważył mężczyznę w kapturze. Człowiek ten nie skasował biletu i wszedł na stację przez bramki ewakuacyjne. Niósł ze sobą niezabezpieczoną szablę około metrowej długości.
- To jak najbardziej powód do reakcji. W tym momencie ja liczyłbym na telefon wykonany pod numer 997 bądź pod numer straży miejskiej, żeby sprawdzić, po co temu człowiekowi w tym miejscu długa broń? – komentuje Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.
"Pan sugeruje, że będę atakował?"
Tymczasem służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo w metrze nie zauważyły potencjalnego zagrożenia. Nikt nie interesował się człowiekiem z szablą. Czujność pracownika ochrony wzbudziła natomiast obecność reportera z kamerą. Dopiero po rozmowie z nim ochroniarz interweniował.
- Pan sugeruje, że będę atakował ludzi? - zdziwił się mężczyzna. - Od 15 lat tak jeżdżę i pierwszy raz ktoś do mnie podchodzi - wyznał.
- Nasz wartownik poprosił tego pana na komisariat policji. Tam usłyszeliśmy, że nie ma prawnych powodów, żeby zmusić go do schowania tej broni – relacjonował rzecznik Metra Warszawskiego Krzysztof Malawko.
Mężczyzna przewożący szablę twierdził, że to rekwizyt teatralny i zawsze transportuje go w ten sam sposób – bez żadnego pokrowca ani zabezpieczenia.
Regulamin sobie, rzeczywistość sobie
Tymczasem regulamin przewozu osób i bagażu w metrze mówi wyraźnie:
"Zabrania się przewożenia w pojazdach oraz wnoszenia lub wprowadzania na teren stacji metra przedmiotów, które mogą wyrządzić szkodę innym pasażerom (np. ostrych narzędzi, przedmiotów o ostrych krawędziach itp.)".
Filip Chajzer
js/mz