Posłowie Lewicy poinformowali, że 20 kwietnia tego roku zwrócili się z pytaniami do Rafała Trzaskowskiego w związku z tym, że otrzymali niepokojącą informację o pogorszeniu się warunków pracy kierowców zatrudnionych spółce Arriva Bus Transport Polska, świadczącej usługi transportowe dla miasta.
"Z naszej wiedzy wynika, że części pracowników obniżono wynagrodzenia o 10 proc. bez zmiany wymiaru czas pracy, innym o 20 proc. z jednoczesnym obniżeniem wymiaru czasu pracy o 20 proc. lub wysłaniem pracownika na przestój ekonomiczny" - czytamy w liście Zandberga i Biejat do prezydenta stolicy.
Z informacji posłów wynikało ponadto, że kierowcom - niezgodnie z prawem - miał zostać wydłużony okres rozliczeniowy do 12 miesięcy. W liście posłowie przytoczyli zapis ustawy o czasie pracy kierowców, w którym stwierdzono, że obowiązujący tych pracowników okres rozliczeniowy nie może przekroczyć czterech miesięcy. Jak podkreślili, celem tego zapisu jest troska nie tylko o kierowców, lecz także o pasażerów i bezpieczeństwo ruchu drogowego.
"Władze Arrivy nie informowały stołecznego ZTM o zmianach"
Posłowie zapytali między innymi, czy władze Warszawy miały wiedzę o cięciach pensji kierowców, a także czy były świadome zmian w okresie rozliczeniowym i tolerowały tym samym łamanie przepisów. Zapytali również, czy ratusz wyciągnie konsekwencje wobec spółki w związku z tymi informacjami.
Jak podała Biejat, odpowiedź ratusza datowana na 8 czerwca do biura posłów wpłynęła w tym tygodniu. Na przełomie czerwca i lipca doszło natomiast do dwóch wypadków miejskich autobusów, których kierowcami byli pracownicy Arrivy.
Zastępca prezydenta Warszawy Robert Soszyński w odpowiedzi napisał, że władze Arrivy nie informowały stołecznego Zarządu Transportu Miejskiego o zmianach w sposobie wynagrodzeń i rozliczania czasu pracy pracowników. "Z treści zawartych umów nie wynika, aby władze tej spółki miały obowiązek uzyskiwania zgody ZTM na takie działania. Zawarte umowy nie regulują zasad wynikających ze stosunku pracy pomiędzy pracodawcą a pracownikiem" - wskazał.
Warto jednak przypomnieć, że jeszcze pięć lat temu miasto wręcz chwaliło się, że na ten stosunek wpływa. Jak? Zapisując w warunkach umowy z przewoźnikami zatrudnianie kierowców na etat, nie na tzw. umowy śmieciowy. Dlaczego dziś ratusz twierdzi, nie ma wpływu na "stosunek pracy pomiędzy pracodawcą a pracownikiem"?
Rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka potwierdza, że zgodnie z zapisami umów (także tej z Arrivą), przewoźnik zobowiązany jest do zatrudnienia na etat kierowców czy dyspozytorów. Zapewnia, że ten obowiązek jest weryfikowany przez ZTM na dwa sposoby. - Po pierwsze, operatorzy cyklicznie informują o zawarciu oraz rozwiązaniu umów o pracę. Dokonywany jest też przegląd samych dokumentów umów – udostępnianych w zanonimizowanej (usunięte dane osobowe oraz informacje o wynagrodzeniach) formie przez przewoźnika - informuje.
- Należy zauważyć, że zawarte w kontrakcie przewozowym regulacje zobowiązują operatora do zatrudnienia pracowników w konkretnym trybie (umowy o pracę), jednak nie narzucają wysokości ani sposobu naliczania wynagrodzenia pracownika. Szczegółowe warunki zatrudnienia, wynikające z samej umowy o pracę, są przedmiotem uzgodnień między pracodawcą i pracownikiem – relacji, w której Zarząd Transportu Miejskiego nie jest stroną – i która podlega kontroli ze strony innych instytucji (na przykład Państwowej Inspekcji Pracy) - zastrzega.
Wiceprezydent zaznaczył jednocześnie, że przewoźnikowi nie zmieniono stawek za wozokilometr ani wielkości pracy w związku z ograniczeniami wynikającymi ze stanu epidemii.
"Miasto uchyla się od odpowiedzialności"
Biejat zwróciła uwagę, że spółka obcięła pensje kierowców i wydłużyła im czas pracy pod pretekstem kryzysu, a tymczasem z odpowiedzi Soszyńskiego wynika, że nie było ku temu podstaw, bo miasto wypłaca Arrivie należności zgodnie z umową.
Jednocześnie, jak oceniła posłanka, z tej odpowiedzi wynika, że "miasto uchyla się od odpowiedzialności za łamanie praw pracowniczych w firmie, której zleca wykonanie usług publicznych".
Katastrofa autobusu miejskiego w Warszawie
Biejat przypomniała, że kierowcy Arrivy, którzy spowodowali dwa wspomniane wypadki, zażywali środki psychoaktywne. Wskazała, że miasto podjęło zatem działania w kwestii używania narkotyków, ale już nie w kwestii warunków pracy kierowców. - Tymczasem z licznych doniesień prasowych wiemy, że jedno jest rezultatem drugiego. Zbyt długie godziny pracy, zbyt małe zarobki i konieczność dorabiania na drugim etacie powodują, że aby sprostać pracy ponad siły, pracownicy sięgają po środki psychoaktywne - powiedziała.
- Odpowiedzialność ponosi tu zarówno ratusz i Rafał Trzaskowski, który przerzuca na prywatną firmę winę za narażanie mieszkańców Warszawy na niebezpieczeństwo, jak i Prawo i Sprawiedliwość - to ze względu na antypracownicze rozwiązania przyjęte w tarczach Morawieckiego możliwe było narzucenie złych warunków pracy kierowców - oceniła posłanka Lewicy.
Spółka tłumaczy obniżki koronawirusem
W odpowiedzi na zarzuty posłów Lewicy Arriva poinformowała, że spółka - podobnie jak cała branża transportowa - przez pandemię koronawirusa została postawiona w sytuacji, której "skali i skutków nie sposób było przewidzieć i miał wpływ na wszystkie działalności przewozowe, w tym komunikację miejską".
Rzeczniczka Arrivy Joanna Parzniewska podkreśliła, że obniżki wynagrodzeń zostały uzgodnione na bazie porozumienia podpisanego przez wszystkie organizacje związkowe w firmie i dotyczyły wszystkich pracowników Arrivy w Polsce, w każdej realizowanej działalności, zarówno regionalnej, miejskiej, jak i kolejowej oraz całej administracji.
Parzniewska przekazała, że każdy pracownik spółki w Polsce został objęty jednym z trzech rozwiązań, czyli: obniżeniem wynagrodzenia o 10 proc. z zachowaniem wymiaru etatu, co dotyczyło m.in. kierowców Arrivy w komunikacji miejskiej w Warszawie; obniżeniem wymiaru etatu o 20 proc. z proporcjonalnym obniżeniem wynagrodzenia; przestojem ekonomicznym z obniżeniem wynagrodzenia do 50 proc.
"W ramach porozumienia ze związkami, wprowadzony został równoważny czas pracy oraz wydłużony okres rozliczeniowy do 12 miesięcy. Zmiana dotycząca wydłużenia okresu rozliczeniowego do 12 miesięcy, nie została jednak wdrożona – cały czas obowiązywał i nadal obowiązuje 3-miesięczny okres rozliczeniowy" - podkreśliła Parzniewska.
Pensje mają wrócić do normy 1 sierpnia
Dodała również, że "w żadnym wypadku zmiana okresu rozliczeniowego nie oznacza wydłużenia czasu pracy kierowców, ponad dopuszczalne przepisami normy czasu pracy".
Parzniewska zapewniła również, że czas pracy kierowców w Warszawie jest monitorowany i ściśle przestrzegany. "Analiza czasu pracy kierowców, którzy spowodowali wypadki 25 czerwca i 7 lipca pokazała, że wszystkie normy czasu były zachowane, w tym również czas na odpoczynek" - przekazała.
Podkreśliła również, że spółka "stanowczo sprzeciwia się prezentowaniu krzywdzącego osądu wobec kierowców jako osób zażywających narkotyki". Z informacji przekazanych przez spółkę wynika, że na polecenie Arrivy, zewnętrzne laboratorium medyczne wykonało badania prawie pół tysiąca kierowców. Jak zapewniono, testy nie wykryły u żadnego z przebadanych kierowców jakichkolwiek śladów substancji zakazanych.
Spółka zaznacza również, że tymczasowe regulacje w zakresie wynagrodzeń wprowadzono ze względu na trudną sytuację całej firmy, na podstawie przepisów wprowadzonych w Tarczy Antykryzysowej. Rzeczniczka Arrivy zaakcentowała, że przewozy w czasie trwania pandemii realizowane były w mniejszym zakresie. Zwróciła także uwagę, że firma poniosła znaczne wydatki na utrzymanie podwyższonego reżimu sanitarnego, m.in. codzienne dezynfekcje autobusów.
"Zmiany w warunkach wynagrodzeń na kilkumiesięczny okres, to jeden z elementów szerokiego programu oszczędnościowego w całej firmie, który pozwolił m.in. na utrzymanie miejsc pracy" - przekazała Parzniewska. Poinformowała również, że dzięki wsparciu otrzymanemu w ramach programu antykryzysowego, wysokość wynagrodzeń od 1 sierpnia wróci do stanu sprzed pandemii.
Kierowca pod wpływem narkotyków
W wypadku spowodowanym przez kierowcę autobusu tej firmy na moście Grota-Roweckiego zginęła pasażerka, a ok. 20 osób zostało rannych. Jak ustaliła prokuratura, mężczyzna prowadził pod wpływem amfetaminy.
Dwa tygodnie później na Bielanach autobus miejski tej samej firmy uderzył w zaparkowane przy jezdni samochody. Lekko poszkodowana została jedna z jego pasażerek. Policja zatrzymała kierowcę, bo wstępne badanie testerem narkotykowym wskazało na obecność metamfetaminy w jego organizmie. Ostatecznie okazało się, że mężczyzna nie prowadził "pod wpływem", ale był "po spożyciu". Usłyszał zarzut spowodowania zagrożenia w ruchu lądowym.
Miasto zawiesiło czasowo współpracę z Arrivą, ale jej autobusy wróciły już na stołeczne ulice.
Autorka/Autor: kz/b
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl