Apelują o krew, zbierają pieniądze na rehabilitację. "Borkoś, walcz chłopie, masz dla kogo"

Ratownik na motoambulansie Marcin "Borkoś" Borkowski

Ratownik na motoambulansie Marcin "Borkoś" Borkowski
Ratownik medyczny Marcin Borkowski ranny w wypadku
Źródło: TVN24

Potrzebna jest krew i pieniądze na rehabilitację. Ratownik medyczny Marcin Borkowski został poważnie ranny w wypadku i potrzebuje pomocy. Jest po drugiej operacji, pozostaje w śpiączce. Z pomocą ruszyli koledzy po fachu.

Ratownicy medyczni piszą na Facebooku: "W Warszawie miał miejsce wypadek, w którym ucierpiał nasz kolega Marcin 'Borkoś' Borkowski. Wszyscy mocno trzymamy kciuki za szybki powrót do pełnego zdrowia! Dziku! Trzymaj się!". Wtórują im sąsiedzi ratownika medycznego, który o jego wypadku piszą na lokalnej grupie: "Borkoś, walcz chłopie, masz dla kogo". W sieci pojawiają się też zdjęcia osób, które już oddały krew dla rannego w wypadku medyka. I zachęcają: też to zróbcie, warto.

Stan ratownika, według relacji znajomych, jest określany jako ciężki, ale stabilny. Mężczyzna jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Czeka go kilka operacji. - Na początku było niedowierzanie. Niedowierzanie i telefony: czy to prawda, czy to Marcin, czy nie jakiś fake news. Smutek, strach, emocji było wiele - mówi Michał Kleczkowski, ratownik medyczny, kolega Marcina Borkowskiego.

Reporterka TVN24 rozmawiała z nim w przerwie, pomiędzy wezwaniami karetki. Wcześniej, również w karetce, nagrał apel o pomoc. - Proszę was, abyście oddali krew, dziś, jutro pojutrze. Oddając krew powiedzcie takie magiczne hasło: "Marcin Borkoś Borkowski, Wojskowy Instytut Medyczny przy Szaserów w Warszawie".

Poza krwią bliscy ratownika medycznego zbierają pieniądze na rehabilitację, której, jak już wiadomo, będzie potrzebował. W popularnym serwisie ruszyła zbiórka zorganizowana przez jego żonę. "Jako rodzina i przyjaciele Marcina prosimy o każdą pomoc. Nawet najmniejsze wsparcie finansowe pomoże w powrocie do zdrowia. Przed Borkosiem ciężkie operacje oraz długa rehabilitacja. Nie można przewidzieć przyszłości. Wierzymy jednak, że dobro wraca, a Marcin już niedługo będzie z nami!" - czytamy w jej opisie.

O "Borkosiu" myślą jego koledzy z całej Polski. Także ci, którzy tak jak on, poruszają się na skuterze. - Trzymamy za niego kciuki wszyscy, moi koledzy łącznie ze mną – zapewnia Bartosz Wiśniewski, ratownik medyczny z Bydgoszczy.

Michał Rygielski: - Ja wewnętrznie czuję, że wyjdzie z tego i trzymam kciuki, tak jak cała nasza ratownicza brać. 

Łącznie z tymi, którym pomógł. Na jeden z jego wielu sposobów.

Marcin Borkowski jeździł po stolicy motoambulansem
Marcin Borkowski jeździł po stolicy motoambulansem
Źródło: Medycyna Pola Walki Borkowski / Facebook

Kim jest Marcin "Borkoś" Borkowski?

Tam, gdzie potrzebna była pomoc, dojeżdżał sprawnie, ale przede wszystkim chętnie. Warszawiacy i nie tylko, poznali go, jako "Borkosia", ratownika medycznego na skuterze, który do potrzebującego potrafił dojechać szybciej niż samochód czy karetka.

Mężczyzna od 30 lat pracuje w ochronie zdrowia. Na co dzień jeździ w karetce pogotowia jako ratownik medyczny. Po godzinach pracy przesiada się na prywatny motoambulans i jako wolontariusz patroluje ulice Pragi Północ i Śródmieścia. Część interwencji nagrywa i publikuje w internecie, aby promować i uczyć udzielania pierwszej pomocy.

O swoim pomyśle, jeszcze przed wypadkiem, reporterce TVN24, mówił tak: - Pomysł na działanie motoambulansu zrodził się w marcu ubiegłego roku, gdy była pierwsza fala zachorowań na koronawirusa. Niestety, widząc w systemie, że jest bardzo duże oblężenie wyjazdami, stwierdziłem, że powołam do istnienia motocykl ratunkowy, na którym w chwilach wolnych, czyli poza godzinami pracy, będę jeździł i ratował ludzi.

Jednym z takich wypadków był tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego. Pierwszej i profesjonalnej pomocy udzielał tam rannym właśnie Marcin Borkowski. Innym razem, dzięki finansowanemu z prywatnych środków skuterowi, tylko on mógł przejechać po bulwarach do tonącego w Wiśle. Dni, w których zyskany czas uratował komuś życie, było więcej.

- Siadamy z żoną przy grafikach, ona patrzy na swoją pracę, ja na swoją, w dniach, w których mogę, planuję dyżur na motoabulansie. Proszę zauważyć, że mam też małego synka, jeżeli żona jest w pracy, musze z nim być - mówił przed wypadkiem Borkowski.

- Myśmy patrolowali brzegi Wisły na piechotę. On nam rzucił pomysł, że może patrolować Bulwary Wiślane, na swoim motoambulansie – opisywał z kolei pracę "Borkosia" Paweł Błasiak, prezes Stołecznego WOPR. 

- Są ludzie, którzy składają modele, to jest ich pasja. Tak Marcin ratował ludzi, pomagał, to jest powołanie – zauważył Michał Rygielski, ratownik medyczny. 

Ratownik na motoambulansie Marcin "Borkoś" Borkowski
Ratownik na motoambulansie Marcin "Borkoś" Borkowski
Źródło: archiwum TVN24

Poważny wypadek ratownika

Ale w jednej chwili wszystko się zmieniło. W środę po południu, tuż po tym, jak udzielał pomocy rannemu w wypadku nastolatkowi, Marcin Borkowski był w drodze do kolejnego zgłoszenia. - Otrzymał informację, że być może w okolicy Pragi Północ doszło do potrucia tlenkiem węgla, że są osoby poszkodowane - mówi Artur Węgrzynowicz z tvnwarszawa.pl.

Zderzył się z samochodem. - Około godziny 17 otrzymaliśmy informację o zaistniałym zdarzeniu na ulicy Radzymińskiej z ulicą Folwarczną. Kierującej oplem nic się nie stało, była trzeźwa - powiedziała Gabriela Putyra z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji.

Zbiórka na leczenie i rehabilitację Marcina "Borkosia" Borkowskiego>>>

motoambulans

motoambulans
Auto zderzyło się z motoambulansem na Radzymińskiej
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl
Czytaj także: