Aktywiści ze Strajku Kobiet protestowali w piątek przed komendą przy Wilczej, a później przed siedzibą prokuratury. Miał to być gest solidarności z mężczyzną, który usłyszał zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy policji oraz kierowania w stosunku do nich gróźb. - Zarzuty dotyczą organizacji protestów i próby wmówienia nam, że nie jesteśmy ruchem wolnym od przemocy – skomentowała dla TVN24 liderka Strajku Kobiet Marta Lempart.
Aktywiści zgromadzili się przed południem, najpierw przy komendzie na ulicy Wilczej. Zgromadzenie odbyło się pod hasłem "Solidemo: Nigdy Nie Będziesz Szła / Szedł Sam". Później przenieśli się przed budynek Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście przy Kruczej. Jak informowali nasi reporterzy, w obu miejscach było kilka-, kilkanaście osób.
O powodach manifestacji mówiła liderka Strajku Kobiet Marta Lempart. - Nasz kolega, który pomaga nam w protestach, został wczoraj pod Wrocławiem zatrzymany, przewieziony do Warszawy, gdzie postawiono mu grube zarzuty z Kodeksu karnego, co już staje się schematem, że w związku z tym, że wszystkie te zarzuty i sprawy z Kodeksu wykroczeń przestały działać, władza się przesuwa w stronę Kodeksu karnego. Zarzuty dotyczą organizacji protestów i próby wmówienia nam, że nie jesteśmy ruchem wolnym od przemocy – powiedziała reporterowi TVN24 Lempart.
Z kolei na Facebooku Strajk Kobiet określił, że do zatrzymania aktywisty doszło w sposób "kaskaderski". "W czwartek ok. 12.00 polska policja polityczna zatrzymała naszego kolegę - w sposób kaskadersko-idiotyczny, w sześciu policjantów otaczających dom, z rewizją i innymi fanfarami. On był i jest z nami na każdym proteście, w kotłach, na zimnie, do samego końca, zawsze pomaga nam w organizacji - i nieraz oberwał za to gazem. A teraz on potrzebuje naszego wsparcia" – pisał rano Strajk Kobiet.
"Miał zjechać na chodnik i kontynuować jazdę"
Informację o zatrzymaniu potwierdził prokurator Marek Skrzetuski, zastępca rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Dzisiaj [w piątek – red.] w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ w Warszawie, po zatrzymaniu i doprowadzeniu przez policję, odbyły się czynności procesowe z udziałem podejrzanego Wojciecha B. W ich toku prokurator przedstawił mu zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy policji oraz kierowania w stosunku do nich gróźb spowodowania uszczerbku na zdrowiu, w celu zmuszenia policjantów do zaniechania wykonywanych przez nich prawnych czynności służbowych – przekazał Skrzetuski.
Poinformował też, że przedstawione aktywiście zarzuty dotyczą zdarzenia z 29 stycznia 2021 roku, które miało miejsce na ulicy Marszałkowskiej. - W trakcie zabezpieczania przez funkcjonariuszy policji odbywającego się w tym miejscu zgromadzenia, kierujący busem marki Volkswagen miał zjechać na chodnik i kontynuować jazdę, najeżdżając na interweniujących funkcjonariuszy policji - wyjaśnił prokurator.
Wojciech Bomba (zgodził się na publikację imienia i nazwiska) nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia, których treść objęta jest tajemnicą śledztwa. W związku z wyrażoną przez prokuratora obawą ucieczki lub ukrywania się przez podejrzanego, a także obawą matactwa i próbą ewentualnego wpływania na treść zeznań świadków oraz zagrożeniem surową karą do lat 10 więzienia, prokurator skierował do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia jednak go nie uwzględnił. Wprawdzie podzielił zdanie oskarżyciela o wysokim prawdopodobieństwie popełnienia przez podejrzanego zarzucanego mu czynu, ale nie uznał istnienia obawy matactwa procesowego oraz obawy ucieczki i ukrywania się.
"Wojtek wolny!!!!!" – napisał Strajk Kobiet na Twitterze w piątek po południu.
Konferencja Strajku Kobiet
Później organizacja spotkała się z mediami na konferencji prasowej. Marta Lempart przypomniała o zarzutach, które usłyszała – dotyczą znieważenia funkcjonariuszy policji oraz publicznego pochwalania przestępstw. Z kolei Klementyna Suchanow mówiła o swoim zatrzymaniu na terenie Trybunału Konstytucyjnego – aktywistka odpowie między innymi za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. - Do tej pory wzywano do prokuratury i oskarżono o organizację protestów, teraz znajdywane są nam jakieś czynności z Kodeksu karnego, czyli jesteśmy potencjalnymi przestępcami. Mi nadano dozór policyjny – mówiła.
Głos zabrał również mężczyzna, w solidarności z którym odbyła się w piątek demonstracja – Wojciech Bomba. - Policja zrobiła absolutnie wszystko, aby móc mnie aresztować, aby mieć jakiekolwiek podstawy. Tak naprawdę podstawą było to, że jestem uczestnikiem Strajku Kobiet – powiedział.
Odniósł się również do posiedzenia w sądzie w sprawie aresztu. - Obrońca wykazał, iż samochód nie może służyć jako niebezpieczne narzędzie. Tutaj prokuratura całkowicie poległa, w ogóle się nie przygotowała do stawianych mi zarzutów. Po drugie jest ogromna rozbieżność pomiędzy tym, za co prokuratura chciała mnie oskarżyć, a pomiędzy tym, co faktycznie było na miejscu – mówił dalej.
Zaznaczył, że śledztwo jest w toku i nie może się na ten temat wypowiadać. Zaznaczył tylko, że policja podczas rewizji u niego w domu "szukała gazu". - Którego po prostu nie znalazła. Chciałbym dodać, że to ja byłem opryskany gazem przez pana policjanta – podkreślił. Z jego relacji wynika, że prokuratura przekazała sędziemu, że się ukrywał. - Że uciekłem po proteście z Warszawy. Chciałbym powiedzieć, że ja nie mieszkam w Warszawie, tylko wróciłem do swojego miejsca zamieszkania, które policja zna, bo bardzo często je obserwuje – przekonywał.
- Policjanci zastali mnie w domu, z dziećmi. Nigdzie się nie ukrywałem, ja w tym domu mieszkam od siedmiu lat – zapewnił.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się reporterka TVN24 Agata Zamęcka, chodzi o tę sytuację z 29 stycznia:
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl