Plakaty atakujące ministra na przystankach. Dwóm osobom postawiono zarzuty

dworczyk
Dworczyk o plakatach atakujących ministra zdrowia
Źródło: TVN24
Dwie osoby usłyszały zarzuty w związku z rozwieszaniem na przystankach plakatów atakujących ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Okoliczności zatrzymania podejrzanych aktywistów wzbudziły wątpliwości zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich, który zwrócił się do stołecznej policji o wyjaśnienia.

W poniedziałek wieczorem stołeczni policjanci zatrzymali kobietę, która może mieć związek z rozwieszaniem w Warszawie plakatów uderzających w ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Plakaty "Ewangelia wg Łukasza Sz." pojawiły się w gablotach wiat przystankowych pod koniec maja. We wtorek policja poinformowała o zatrzymaniu kolejnej osoby związanej z tą sprawą, a w środę o "zakończeniu czynności z osobami zatrzymanymi".

"Przesłuchanie odbyło się z udziałem mecenasów. Po ogłoszeniu zarzutów z art. 279 kk (kradzież z włam.) oraz wykonaniu przewidzianych prawem czynności z ich udziałem podejrzani zostali zwolnieni" - podała Komenda Stołeczna Policji na Twitterze. W rozmowie z tvnwarszawa.pl rzecznik prasowy KSP Sylwester Marczak uzupełnił, że podejrzani odmówili składania wyjaśnień w sprawie.

Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich Stanisław Trociuk zwrócił się w środę do stołecznej policji o wyjaśnienia w sprawie tych zatrzymań. "Wątpliwości Rzecznika budzą opisane w mediach okoliczności zatrzymania. Według mediów doszło do tego po upływie blisko dwóch tygodni od zdarzenia będącego przedmiotem sprawy, wieczorem. Zatrzymaną zakuto w kajdanki" - czytamy w komunikacie.

Z prośbą o interwencję miał się zwrócić w tej sprawie do RPO adwokat zatrzymanej w poniedziałek kobiety, który przekazał też, że uniemożliwiono jego klientce kontakt z nim, co uzasadniono "brakiem wykonywania czynności procesowych z jej udziałem".

"W związku z tym zastępca RPO Stanisław Trociuk zwrócił się do komendanta stołecznego policji nadinsp. Pawła Dobrodzieja o wyjaśnienia dotyczące tego zatrzymania" - przekazano.

RPO: jakie okoliczności stanowiły podstawę?

RPO poprosił również policję "o podanie, jakie okoliczności faktyczne i prawne stanowiły podstawę do podjęcia decyzji o zatrzymaniu". "Ponadto Rzecznik wystąpił o odniesienie się do zarzutu adwokata co do odmowy umożliwienia zatrzymanej kontaktu z adwokatem oraz do kwestii podstaw prawnych i adekwatności środków przymusu bezpośredniego zastosowanych wobec zatrzymanej. Wniósł też o nadesłanie kopii protokołu zatrzymania oraz o informację, czy zatrzymana złożyła zażalenie na zatrzymanie" - poinformowano w komunikacie.

Oprócz tego RPO zapytał też stołecznego komendanta policji, czy "w tej sprawie policja dokonała innych zatrzymań, jakie były podstawy faktyczne i prawne tych zatrzymań oraz czy, jak i na jakiej podstawie faktycznej i prawnej w trakcie czynności stosowane były wobec zatrzymanych środki przymusu bezpośredniego".

"Zatrzymanie wiąże się z założeniem kajdanek"

- Mamy do czynienia ze sprawą kradzieży z włamaniem. Czynności są prowadzone w oparciu o Kodeks karny i nie chodzi o rozwieszanie plakatów i ich treść, ale o kradzież z włamaniem - przypomniał rzecznik prasowy KSP Sylwester Marczak. - To, kiedy doszło do zdarzenia i w jakiej odległości czasowej od zatrzymania, nie zmienia tego, że w trakcie zatrzymania nie użyjemy kajdanek - zaznaczył.

Zapewnił też, że zatrzymana w poniedziałek kobieta mogła skontaktować się ze swoim mecenasem. - Ta pani chciała skontaktować się ze swoim mecenasem w momencie, kiedy będą wykonywane czynności procesowe. Te czynności były prowadzone dzisiaj [w środę - red.] i w ich trakcie kobieta miała kontakt z adwokatem - wyjaśnił rzecznik.

W poniedziałek na portalu OKO.press pojawił się artykuł krytycznie odnoszący się do akcji zatrzymania aktywistki. Dziennikarze zarzucili policji, że prawdziwym powodem zatrzymania nie było włamanie do wiat przystankowych spółki AMS, ale chodziło o wywieszenie plakatów krytykujących ministra zdrowia Łukasza S.

Na ten zarzut odpowiedziała Komenda Stołeczna Policji na Twitterze. "Podejrzenie popełnienia przestępstwa wiąże się z zatrzymaniem. Zatrzymanie z założeniem kajdanek. W tym przypadku nic się nie zmieniło od lat. Zatrzymanie nie wynika z 'bycia aktywistką'. Dotyczy ono sprawy włamań do wiat spółki AMS, a włamanie to przestępstwo z art. 279 kk." - napisali policjanci.

We wtorek policja poinformowała o zatrzymaniu kolejnej osoby w związku z włamaniami do wiat. "Czynności prowadzone są w związku z zawiadomieniem złożonym przez spółkę AMS. Za kradzież z włamaniem grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Nie wykluczamy kolejnych zatrzymań" - czytamy na Twitterze.

Apel organizacji

Również w środę wspólne oświadczenie w sprawie tych zatrzymań wydało kilka organizacji: Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Akcja Demokracja, KOD, Obywatele RP, Wolne Sądy i Ogólnopolski Strajk Kobiet.

Wskazano w nim, że zatrzymaną w poniedziałek kobietę wyprowadzono "z domu w kajdankach, noc spędziła w areszcie". "Policja przeszukała jej mieszkanie, łącznie z piwnicą, w obecności rodziców i małoletniej córki oraz zarekwirowała nośniki informacji. Uczestniczyło w tym pięciu funkcjonariuszy" - napisano i wskazano, że dane obu zatrzymanych osób "zostały upublicznione przez media związane z rządem".

Organizacje oceniły, że "zastosowane środki są nieproporcjonalne do wagi ewentualnego zarzutu, zwłaszcza że jako pretekst do opisanych działań funkcjonariuszy policji podano podejrzenie kradzieży z włamaniem na szkodę spółki AMS na kwotę 450 zł".

"Stanowczo protestujemy przeciwko takim metodom! Od policji żądamy uwolnienia aktywistów wyjaśnienia sytuacji i wyciągnięcia konsekwencji wobec funkcjonariuszy. Uważamy, że tego typu działania policji mogą wywołać efekt mrożący wobec działaczek i działaczy obywatelskich" - podkreślono w oświadczeniu.

"Sprzeciwiamy się mowie nienawiści"

Po rozwieszeniu plakatów w wiatach przystankowych - w specjalnym komunikacie - warszawski ratusz zapewnił, że po otrzymaniu informacji na ten temat podjęto natychmiastowe kroki w celu wyjaśnienia sprawy. "Sprzeciwiamy się mowie nienawiści i tego typu nielegalnym działaniom" - zaznaczono.

- Miasto wystąpiło do spółki o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, operator wiat przystankowych - spółka AMS poinformowała miasto, że zawieszone plakaty to nielegalna akcja, na którą nie wydano zgody - przekazała wówczas rzeczniczka stołecznego ratusza Karolina Gałecka. 

Czytaj także: