Znany fryzjer pobity. "Tak wygląda wolność w naszym kraju"

Jacek Szawioła pobity
Homofobiczne ataki w Warszawie
Źródło: TVN24
Jacek Szawioła, fryzjer znany również z programu "Googlebox. Przed telewizorem", został pobity. Mężczyzna zasugerował, że miało to związek z jego orientacją seksualną. Sprawą zajmuje się policja, jednak nie na wniosek pokrzywdzonego.

W sobotę Szawioła opublikował na Instagramie krótkie nagranie, na którym pokazał zakrwawioną twarz. - Tak wygląda wolność w naszym kraju - skomentował.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"Przemoc to przemoc"

Dzień później umieścił kolejny film, który miał być odpowiedzią na zarzuty o prowokacji pojawiające się w komentarzach. - Twarz mam jeszcze niespuchniętą, usta trochę rozcięte, nos bardziej krzywy niż zwykle i tyle krwi przy wejściu - powiedział i pokazał plamy krwi przy wejściu do mieszkania.

- Więc (kiedy - red.) napiszesz mi po raz kolejny: czy spódniczka była za krótka, czy ja coś źle powiedziałem, czy nie powinienem się obnosić, powiem "pier**l się, przemoc jest zawsze przemocą i nikt na nią nie zasługuje" – mówi na nagraniu.

"Nie złożył zawiadomienia"

Jak przekazał w niedzielę Piotr Świstak z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji, mężczyzna został pobity na klatce schodowej przy swoim domu.

Z kolei w poniedziałek Robert Koniuszy z mokotowskiej komendy przekazał, że Szawioła został jednak uderzony w mieszkaniu, a nie jak wcześniej podawała policja - na klatce schodowej.

- Policjanci we własnym zakresie będą ustalać okoliczności w trakcie, których doszło do naruszenia nietykalności, ponieważ pokrzywdzony do chwili obecnej nie złożył zawiadomienia o przestępstwie. Przekazał, że w związku z tym zdarzeniem, będzie kontaktować się ze swoim prawnikiem – poinformował Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.

A to oznacza, że nie było również grupy dochodzeniowo-śledczej na miejscu, jak wcześniej informowali funkcjonariusze.

Jak doprecyzował w poniedziałek Koniuszy, policję wezwali zaniepokojeni sąsiedzi. Na miejscu byli też ratownicy pogotowia ratunkowego. – Jednak pokrzywdzony nie chciał pomocy  - dodał Koniuszy.

kz/b

Czytaj także: