- Nie zachowywałyśmy się głośno i przestrzegałyśmy obostrzeń - mówiła na antenie TVN24 Ewa Jedynasiak, która wraz z koleżanką zostały wylegitymowane przez policję przed Sądem Najwyższym. Kobieta otrzymała też karę w wysokości 10 tysięcy złotych od sanpiedu.
Do całego zdarzenia doszło 13 maja około południa przy siedzibie SN. - Spotkałam się z koleżanką, z którą miałam przejść się na około sądu na spacer i porozmawiać - mówiła "Faktom" TVN pani Ewa Jedynasiak.
Twierdziła, że miały maseczki i rękawiczki. I dodała, że z konstytucją w ręku chciały przeciwstawić się temu, co rządzący robią z Sądem Najwyższym. Według policji pani Ewa "bez uzasadnienia przemieszczała się pieszo, a następnie uczestniczyła w zgromadzeniu". Obie panie miały "nie stosować się do wydawanych poleceń".
Kara za stworzenie zagrożenia i uczestnictwo w zgromadzeniu
Zostały wylegitymowane. Interweniujący policjanci nałożyli na nie mandaty w wysokości 500 złotych. Kobiety mandatów nie przyjęły. Później już na adres domowy Ewy Jedynasiak przyszło od Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego wezwanie do zapłaty. Kara za "nieprzestrzeganie nakazu przemieszczania się w odległości nie mniejszej niż dwa metry od siebie" wynosi 10 tysięcy złotych.
O całą sytuację była pytana w środę na antenie TVN24.
- Nie mam dziesięciu tysięcy złotych, dlatego złożyłam odwołanie o zawieszenie kary - mówiła Jedynasiak w TVN24. Jak zapewnia, z sanepidem skontaktowała się mailowo. - Otrzymałam kuriozalną odpowiedź, że stwarzałam zagrożenie, uczestniczyłam w zgromadzeniu i jakiejś kobiecie to przeszkadzało - przekazała.
Zrobiłabym to po raz kolejny
Kobieta podkreśliła, że przed budynkiem sądu była z jedną koleżanką. - Nie zachowywałyśmy się głośno i przestrzegałyśmy obostrzeń - dodała Jedynasiak.
Na pytanie, czy pomimo tak wysokiej kary zrobiłaby to po raz kolejny, odpowiedziała, że nie ma poczucia, że zrobiła coś złego. - Od pięciu lat wychodzę na ulicę i staram się pokazać, że jest kryzys wolności obywatelskiej i swobody wypowiedzi. Zrobiłabym to znowu, ponieważ chciałabym, żeby moje dzieci i wnuki żyły w państwie demokratycznym, gdzie się nie niszczy prawa i nie niszczy się ludzi - mówiła.
Kobieta zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich o interwencję w jej sprawie. – Pan rzecznik obiecał, że się nią zajmie – podsumowała Jedynasiak.
Źródło: TVN24, "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24