Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" był w piątek gościem "Wstajesz i wiesz" w TVN24. Jak mówił, ratownicy medyczni już od kilku miesięcy spodziewali się tego, że jesienią nastąpi wzrost liczby zakażeń koronawirusem. Przygotowywali się do tego, między innymi gromadząc środki ochrony osobistej, które obecnie są zużywane w "kolosalnych ilościach".
- Załoga ratownictwa medycznego, wchodząc do mieszkania pacjenta, nigdy nie wie, czy, udzielając pomocy osobie z zawałem, nie udziela też jednocześnie pomocy osobie zakażonej. Chodzi o to, by okazji do transmisji wirusa było jak najmniej – tłumaczył Bielski.
Karetki stoją w kolejkach
Jednym z największych problemów, o czym informowaliśmy w ostatnich dniach na tvnwarszawa.pl, jest przekazywanie pacjentów z karetek do szpitali. - Mamy duże problemy, jeśli chodzi o przekazywanie pacjentów do szpitali. W tej chwili mamy sytuację taką na Mazowszu, że 17 szpitali zostało dedykowanych wyłącznie do udzielania pomocy zakażonym, łóżek dla pacjentów koronawirusowych mamy około 800, ale jest znaczący deficyt łóżek wyposażonych w respiratory - zaznaczył.
Pogotowie ratunkowe działa pod bardzo dużą presją. To pierwszy front walki z pandemią. To są te osoby, które jako pierwsze udzielają pomocy pacjentom w ciężkich stanach
- Jeżeli mamy osobę z podejrzeniem (koronawirusa - red.), to wieziemy do wszystkich możliwych szpitali. Zasada jest prosta: w stanie zagrożenia życia wieziemy pacjenta do najbliższej jednostki leczniczej, która może udzielić pomocy. Tam, gdzie jest Szpitalny Oddział Ratunkowy i izba przyjęć - wyjaśnił dyrektor. - Jeśli chodzi o SOR-y, to tam jest wykonywana tytaniczna praca. Współpraca jest bardzo dobra. Ale w związku z wdrożonymi procedurami bezpieczeństwa, jeżeli chodzi o radzenie sobie z osobami zakażonymi, wydłuża się czas niezbędny do udzielenia pomocy - opisywał.
Przyznał też, że w ostatnim czasie pojawiło się kolejne utrudnienie. - Co zrobić z tymi pacjentami, których zabezpieczono już na poziomie SOR-u, ale wymagają dalszego leczenia? Nie ma łóżek szpitalnych, gdzie można by było tych pacjentów przekazać. I w związku z tym mamy takie sytuacje, jak ostatnio. Po kilka godzin karetka czeka z pacjentem przed SOR-em, gdzie załoga jest cały czas zabezpieczona w kombinezonach i maskach. Ten problem narasta i nawet po sześć-osiem godzin zdarzało się ostatnio w Warszawie czekać - zaznaczył Bielski. Podkreślił przy tym, że nigdy wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji.
Zwrócił również uwagę, że takie kolejki przed SOR-ami obniżają poziom zabezpieczenia medycznego dla całej Warszawy i okolicznych powiatów obsługiwanych przez "Mieditrans". Karetka oczekująca przez wiele godzin przed szpitalem, automatycznie zostaje wyjęta z systemu gotowości na kolejne wezwanie. Na zgłoszenia dotyczące na przykład nagłych wypadków może zareagować wtedy mniej zespołów.
Z danych dotyczących liczby interwencji warszawskiego pogotowia wynika, że od początku jesieni liczba interwencji wzrosła o około 30 procent w stosunku do wiosennej fali pandemii.
"Sytuacja jest stresująca dla wszystkich"
Dyrektor warszawskiego pogotowia był także pytany, czy w obecnej sytuacji nie pojawi się problem z obsadą karetek. - Pogotowie ratunkowe działa pod bardzo dużą presją. To pierwszy front walki z pandemią. To są te osoby, które jako pierwsze udzielają pomocy pacjentom w ciężkich stanach. Problemy są, oczywiście. Sytuacja jest stresująca dla wszystkich. Zdarzają się niejednokrotnie wyłączenia personelu związane z zakażeniami i kwarantannami. Problem jest tutaj duży - zaznaczył Bielski.
Jak dodał, system funkcjonuje nadal dzięki "dużej odpowiedzialności i poświęceniu lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych".
Autorka/Autor: kk/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl