Ponad 200 pomieszczeń w 11 kamienicach zmienia się na potrzeby Muzeum Warszawy. Prace remontowe są już na ukończeniu, ale w tym istnym labiryncie klatek schodowych i pokoi można zobaczyć prawdziwe unikaty. Uchwyciła je kamera tvnwarszawa.pl.
- Labirynt to jest pierwsze słowo, które wymieniają osoby wchodzące do środka i oglądające tę przestrzeń - mówi Joanna Dudelewicz, kierownik projektu. Oprowadzając nas po siedzibie muzeum sprawia wrażenie, jakby mogła to robić z zamkniętymi oczami. A jest co zwiedzać. 11 kamienic znajdujących się przy Rynku Starego Miasta po tzw. stronie Dekerta to łącznie ponad 200 pomieszczeń rozmieszczonych na kilku piętrach. Nietrudno się tu zgubić.
Czyszczone szarym mydłem
W środku (ale też przy frontowej elewacji) trwają prace wykończeniowe. Widać robotników, ale też efekt prac. Szczególnie tych żmudnych polegających na przywracaniu do życia historycznych elementów.
Tak było z trzema drewnianymi stropami z polichromiami. W kamienicy pod numerem 34. Jak mówią przedstawiciele muzeum – jednej z najcenniejszych. – Zachowały się trzy: dwa z 1620 roku, jeden z 1730 roku. Możne je już teraz zobaczyć, pokazują najwcześniejsze i najstarsze warstwy. Do ich oczyszczania były użyte naturalne materiały, na przykład zwykłe szare mydło - zaznacza Dudelewicz.
Te pomieszczenia, obok okazałych drewnianych klatek schodowych, będą służyć za wystawę główną w odnowionym muzeum. – Żeby zabezpieczyć te stropy i by zachowały się przez kolejnych kilkaset lat zastosowaliśmy metodę gaszenia gazem. Jest to nowoczesny gaz wodny, wkładając w niego rękę jest ona sucha, podobnie jest z kartką papieru, co pozwoli nam uratować zbiory w razie pożaru. Jest też bezpieczny dla ludzi, bo można spokojnie 30 minut przeżyć w takim pomieszczeniu – wyjaśnia kierownik projektu.
Ludzkie kości za fałszywą ścianką
Z kolei na "kwiatki" natykamy się w kamienicy pod numerem 36 na parterze. – To taka nasza nazwa wewnętrzna, kolokwializm. Chodzi o odkryte XVII-wieczne polichromie przy zwieńczeniach sklepień na pierwszym piętrze z motywami kwiatowymi - wyjaśnia Dudelewicz.
Zresztą kamienica pod numerem 36 kryła też zupełnie inne tajemnice. W jednym z pomieszczeń rzuca się w oczy wnęka. W czasie prac zakrywała ją fałszywa ścianka. A za nią znaleziono… ludzkie kości. Zabrała je policja, a teraz władze muzeum czekają na wyniki badań laboratoryjnych.
Zostawiając za sobą wątek kryminalny wchodzimy po schodach. Aż na szóste piętro, gdzie znajduje się tak zwana latarnia, czyli najwyższy poziom. - Będzie ona po raz pierwszy udostępniona zwiedzającym. Będzie można z niej spojrzeć na zewnątrz na cztery strony świata – zachwala Dudelewicz.
Odwiedzamy również dziedzińce, które już są po zmianach. Trzy z nich przy kamieniach pod numerami 32, 34 i 36 zostały przykryte oszklonym zadaszeniem. Teraz, bez względu na aurę, będzie można tam organizować różne wystawy. Zaglądamy również do lapidarium i szukamy oryginalnej rzeźby Syrenki (kopia stoi na środku Rynku Starego Miasta). Na razie ukryta i zabezpieczona czeka w drewnianej skrzyni. Można na nią spojrzeć jedynie przez mały otwór. - Po oczyszczeniu trafi na główną wystawę do gabinetu syren warszawskich – zapewnia kierownik projektu.
Otwarcie w maju
Za to już do muzeum, dokładnie na pierwsze piętro kamienicy znajdującej się pod numerem 40, trafiły malowidła z Iskier. Chodzi o rysunki, które znajdowały się na ścianie w siedzibie wydawnictwa przy ulicy Smolnej, gdzie mieszkał Tadeusz Boy-Żeleński. Zostały stamtąd zabrane, zakonserwowane w Akademii Sztuk Pięknych i przeniesione właśnie do Muzeum Warszawy. Zabezpieczone czekają obecnie na odsłonięcie.
Remont muzeum ma się zakończyć w lutym przyszłego roku. Pierwsi goście wejdą do odnowionej siedziby w ostatnim tygodniu maja. Prace i przygotowywanie wystawy to koszt rzędu ok. 85 mln zł, częściowo finansowany z funduszy norweskich. Prace budowlane i konserwatorskie budynków wykonuje firma Castellum.
Andrzej Rejnson, Marcin Chłopaś /b