Legia Warszawa po remisie 2:2 ze Steauą Bukareszt w rewanżowym meczu decydującej fazy Ligi Mistrzów odpadła z rozgrywek i zagra jedynie w Lidze Europy. Ten mecz kibice zapamiętają na długo, niestety podobnie będzie z UEFA.
Akredytowani na ten mecz polscy dziennikarze typowali przed spotkaniem chyba każdy możliwy wynik. W skrócie mówiąc, jedni przewidywali pewne zwycięstwo ekipy Jana Urbana, inni byli przekonani, że mistrz Polski w starciu ze Steauą jest bez szans.
Trener Legii, chcąc spełnić oczekiwania tych pierwszych i zaprzeczyć tym drugim wymienił dziesięciu piłkarzy w stosunku do jedenastki, która przegrała w sobotę z Lechią. "Miejmy nadzieję, że okaże się, iż Pan Bóg jest dzisiaj legionistą" – wspierał go w tych działaniach przed meczem spiker.
Kosztowna ironia
W szyderczy sposób do zamknięcia "Żylety" odnieśli się kibice warszawskiego klubu. Najzagorzalsi sympatycy zasiedli na trybunie południowej i w momencie, w którym na murawie pojawili się piłkarze, pokazali "kartoniadę" z napisem "UEFA" i wielkim sercem.Chwilę później udowodnili jednak, że przyswajanie pewnych lekcji idzie im bardzo opornie. Odpalili kilkadziesiąt rac, co na pewno nie umknie uwadze europejskiej federacji. Prawdopodobnie ona też postanowi sobie zażartować i zamknie "Żyletę" lub nawet cały stadion na pierwszy mecz fazy grupowej Ligi Europy.Na szczęście tym razem obserwator UEFA, nawet patrząc możliwie najbardziej krytycznym okiem, nie mógł doszukać się żadnego kontrowersyjnego transparentu. No chyba że za taki uzna czarną flagę "Ultras", na której środku widnieje postać kostuchy.
Espresso przed meczem konieczne
Pierwsze minuty i generalnie wynik do przerwy optymizmem nastrajać nie mogły. "To musi być wina Urbana, w tym sezonie praktycznie każdy mecz zaczynają na stojaka" – komentowali przy kawie dziennikarze.
Czy rzeczywiście winny takiego stanu rzeczy jest trener warszawian, ciężko rozstrzygnąć. Patrząc jednak na suche wyniki, zarówno w Ekstraklasie, jak i w Lidze Mistrzów, ciężko nie dojść do wniosku, że piłkarzom Legii przed rozpoczęciem meczu przydałoby się podwójne espresso.Warszawianie zaaplikowali je sobie chyba w przerwie i na drugą połowę wyszli z zupełnie innym nastawieniem. "Wystarczy tylko przycisnąć tę Steauę i też się gubi" – słychać było dookoła.Pogubiła się tylko raz, już w doliczonym czasie gry. Wyrównującą bramkę zdobył Jakub Rzeźniczak, ale nic to już mistrzom Polski nie dało. Rumuni w pełni zasłużenie awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów udowadniając przy tym spikerowi, że w sporcie dla sił nadprzyrodzonych miejsca nie ma.
"Jesteście mistrzami świata"
"Nic się nie stało, i tak jesteście mistrzami świata" – mimo to krzyczał do mikrofonu po ostatnim gwizdku niewzruszony wynikiem spiker. Poparły go trybuny i przyznać trzeba, że przynajmniej w skali głośności dopingu fani z Łazienkowskiej mogliby konkurować z każdym.Na osłodę pozostaje im faza grupowa Ligi Europy. Oczywiście pod warunkiem, że trybuny Pepsi Areny nie zostaną zamknięte.
Marcin Iwankiewicz/kcz