Kajetan P. na początku nie zamierzał uciekać. Zmienił zdanie, gdy precyzyjny plan zbrodni się posypał.
Zrozumiał to, jak sam potem przyznał w rozmowie ze śledczymi, kiedy popełnił pierwsze błędy. Po zabójstwie w mieszkaniu na Woli zamówił taksówkę, by przewieźć zwłoki do swojego lokum na Żoliborzu. Przez niedopatrzenie podał swoje prawdziwe nazwisko. To był pierwszy błąd. Taksówkarzowi, który zaniepokoił się krwią cieknącą z torby w bagażniku, wyjaśnił, że to tusza dzika. To był błąd numer dwa.
Po przyjeździe ze Skierniewickiej na Potocką zdecydował, że spali ciało. Strażacy wezwani do pożaru odkryli rozczłonkowane zwłoki 30-letniej Katarzyny. Gdy policjanci zabezpieczali przy Potockiej pierwsze ślady, P. był już na Dworcu Centralnym.
Rodzice na podsłuchu
Wsiadł do pociągu jadącego do Zielonej Góry, ale wysiadł wcześniej, w rodzinnym Poznaniu. Przez dwie godziny kręcił się po tamtejszym dworcu i w jego okolicach. Kupił jedzenie, okulary, plecak i charakterystyczną zieloną kurtkę z futerkiem przy kapturze.
Do domu nie poszedł. Od dawna nie utrzymywał kontaktów z rodziną. Jednak policjanci dowiedzieli się o tym znacznie później. Gdy już wiedzieli, kto jest sprawcą zabójstwa, na wszelki wypadek gruntownie przeszukali dom jego rodziców, a im samym założono podsłuch, mimo że matka jest prokuratorem.
Jeszcze w dniu zabójstwa, czyli 3 lutego 2016 roku wieczorem, wsiadł do kolejnego pociągu, tym razem do Berlina.
Mężczyznę w charakterystycznej kurtce zarejestrowały kamery monitoringu na stacji Berlin Hauptbahnhof. Ale potem zniknął.
"Odnalazł się" we Włoszech. Nocował pod Rzymem. Ale gdy policjanci dotarli do Italii, Kajetana już tam nie było.
Gdy wydawało się, że znów go zgubili, dostali informację, że jest na Malcie. Z kontynentalnych Włoch promem dostał się na Sycylię, a stamtąd, też promem, właśnie na Maltę.
Ślady telekomunikacyjne
Jak śledczy na to wpadli? To tajemnica, ale ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie przyznał już po zatrzymaniu, że policjanci podążali tropem "śladów telekomunikacyjnych". Oznacza to, że monitorowali wszystko, co się dało: sprzęt elektroniczny (np. komórkę), ale też aktywność w sieci, która wymaga logowania, czyli np. dostęp do poczty czy konta bankowego.
Już na Malcie polskim policjantom pomagali tamtejsi funkcjonariusze. Odnaleźli hostel, w którym nocował P. Od właścicielki dowiedzieli się, że młody, sympatyczny mężczyzna wymeldował się trzy godziny wcześniej.
Ustalili też, że choć P. nie miał paszportu, najprawdopodobniej będzie próbował dostać się do Tunezji. Dlatego grupa pościgowa zdecydowała się pilnować trzech miejsc: dwóch konsulatów (polskiego i tunezyjskiego) oraz głównego dworca autobusowego na wyspie, w Valletcie, stolicy Malty.
Ten ostatni punkt był strzałem w dziesiątkę. Polscy policjanci rozpoznali Kajetana P., gdy wysiadał z autobusu i dali maltańskim kolegom znak do zatrzymania mężczyzny.
Była godz. 15, 17 lutego 2016 roku. Od odkrycia zabójstwa 30-letniej Katarzyny minęły dokładnie dwa tygodnie. Dziewięć dni później na pokładzie wojskowej casy Kajetan P. przyleciał do Polski.
Tak ścigano Kajetana P.:
Ucieczka Kajetana P.
Ucieczka Kajetana P.
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24