Pięcioletni Dawid był poszukiwany od 10 dni. W sobotę po południu stołeczna policja poinformowała, że przy zbiorniku wodnym, w okolicy węzła Pruszków, obok autostrady A2 odnaleziono ciało chłopca. - Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, jesteśmy przekonani, że to pięcioletni Dawid - oświadczył Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.
Jak podała w niedzielę Prokuratura Okręgowa w Warszawie, oględziny miejsca znalezienia zwłok zakończyły się. Na poniedziałek zaplanowana jest sekcja zwłok.
Trzy możliwości śmierci
- Jeśli potwierdzi się, że sprawcą śmierci - zabójstwa, nieszczęśliwego wypadku, nieumyślnego spowodowania śmierci, bo mamy trzy możliwości, które w dużej mierze będą rozstrzygnięte po sekcji zwłok - jest ojciec Dawida, to nie ma postępowania. W takich sytuacjach postępowanie się umarza. W Polsce i Europie nie prowadzi się procesów, kiedy sprawca, któremu przypisuje się winę, nie żyje – tłumaczyła kryminalistyk.
Jak dodała, mechanizm śmierci dziecka ustali sekcja zwłok.
- Szafujemy określeniem "zabił", a my tego naprawdę nie wiemy - mówiła o ojcu dziecka. - Nie możemy wykluczyć sytuacji, że był to nieszczęśliwy wypadek, później panika ojca, nałożenie się wielu okoliczności, o których się nie dowiemy, a w końcu ukrycie ciała. Dopiero, gdy będziemy mieli wyniki sekcji, będziemy wiedzieć, czy to była zbrodnia czy inna kategoria czynu - sprecyzowała.
Gruza mówiła też o dalszych działaniach prokuratury w tej sprawie. - Zawsze zakłada się ewentualny udział osób trzecich. Dzisiaj jest mało prawdopodobny, ale musimy go założyć. Prokuratura podejmuje decyzję, czy prowadzi postępowanie, bo są ku temu powody, czy też był to jedyny sprawca - wtedy następuje umorzenie - tłumaczyła.
Problemy rodzinne – temat tabu
Kryminalistyk była pytana, dlaczego o problemach w rodzinach dowiadujemy się często dopiero, gdy dochodzi do nieszczęścia.
- Jesteśmy tak wychowywani, że nie zwracamy na to uwagi. Silnie pilnujemy tego co w rodzinie, to jest tabu. Jeśli mamy sygnał, że coś się dzieje źle w domu, często wolimy to przemilczeć. Sąsiedzi słyszą i wolą milczeć, myślą: to nie moja sprawa, to sprawa rodziny za drzwiami – odpowiedziała. I dodała, że jako społeczeństwo jesteśmy uodpornieni na sygnały płynące z otoczenia. - Nie słuchamy siebie wzajemnie - stwierdziła.
Skutkiem tego często bywają dramaty. - Ludzie pozostają z problemami sami, nie widzą wyjścia z sytuacji. Podejmują takie czyny, które wydają się irracjonalne – opowiadała Gruza.
Gość TVN24 przyznała, że choć zaginięć jest kilkaset rocznie, ta miała wyjątkowy oddźwięk medialny. - Była prowadzona w świetle kamer z dużym dostępem do informacji. Spraw o zaginięcie jest dużo, zwykle nie przebijają się do mediów. Ta była pod tym względem wyjątkowa - zauważyła prof. Gruza.
Zdjęcie na stronie głównej: Leszek Szymański/PAP
b/pap