Na początku programu Rafał Trzaskowski poinformował, że złożył w środę do sądu akt oskarżenia przeciwko Michałowi Dziębie, który twierdził między innymi, że wspólnie zażywali kokainę. Dzięba był asystentem ministra skarbu w rządzie PO Aleksandra Grada. Wcześniej, tak jak Trzaskowski, był asystentem europosła Jacka Saryusz-Wolskiego. Jak twierdził publicznie, kandydat na prezydenta stolicy oprócz zażywania narkotyków, przyjmował też łapówki i wdawał się w liczne romanse.
"Bzdura"
- Czy brał pan kiedyś kokainę z Michałem Dziębą? - spytała Monika Olejnik.
- Bzdura - odpowiedział Trzaskowski. - To są zarzuty wyssane z palca. Ja nawet nie chcę ich komentować, bo one są absurdalne - uciął. W podobnym tonie odniósł się też do oskarżeń o przyjęcie 150 tysięcy złotych łapówki od jednego z lobbystów, współwłaściciela firmy zajmującej się public relations.
Zdaniem Trzaskowskiego wiarygodność Dzięby została wielokrotnie podważona przez niego samego (m.in. opublikował dokumenty, z których wynika, że leczył się psychiatrycznie). Mieli dowieść tego również dziennikarze, a dodatkowo o nieprawdziwości jego słów mają świadczyć liczne pozwy skierowane przeciwko niemu do sądu.
- Ja śpię spokojnie, bo jestem osobą uczciwą. Wszystkie te zarzuty są wyssane z palca. I nie chce się nawet do nich konkretnie odnosić, bo będzie takie wrażenie, że się tłumaczę - wyjaśniał Trzaskowski. Dodał też, że celem oskarżeń Dzięby była destabilizacja jego wizerunku i dotyczyły one "wyimaginowanych romansów sprzed kilkunastu lat". - Ten człowiek tak się zdyskredytował, że temat zniknie, a prawda obroni się w sądzie - podsumował.
Polityczna gra i spektakl
Monika Olejnik pytała też o ocenę działania komisji weryfikacyjnej kierowanej przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. - Komisja jest tylko i wyłącznie grą polityczną. To pewnego rodzaju spektakl. Gdyby było inaczej, to Prawo i Sprawiedliwość uchwaliłoby ustawę reprywatyzacyjną. To jest papierek lakmusowy intencji Patryka Jakiego i całego PiS-u. Oni mówili o ustawie, bez której kompletnie nie da się rozwiązać problemu reprywatyzacji, a teraz schowali ją do szuflady - komentował Trzaskowski.
Polityk odniósł się też do tego czy Jaki będzie trudnym konkurentem w walce o fotel prezydenta stolicy. Jego zdaniem, wiceminister stracił swoją wiarygodność, ponieważ nie przedłożył jeszcze projektu ustawy reprywatyzacyjnej, a twierdzi, że dzięki jego działaniom poprawia się los lokatorów zreprywatyzowanych nieruchomości. - Ja wprowadziłem zmiany w ustawie chroniącej prawa lokatorów, PiS pobiegł zaraz za tym. Warszawiacy już dawno zorientowali się, że tu nie chodzi o rozwiązanie problemu - stwierdził kandydat PO.
Walka o stolicę
Monika Olejnik pytała też Trzaskowskiego o innych kandydatów na prezydenta stolicy.
Trzaskowski stwierdził, że zamiast wystawiania Roberta Biedronia (dziś jest prezydentem Słupska) jako kandydata Sojuszy Lewicy Demokratycznej na prezydenta Warszawy, lepiej byłoby gdyby opozycja wystartowała z jednym wspólnym pretendentem do tej roli. Jego zdaniem im więcej kandydatów poszczególnych opcji, tym większe szanse PiS-u na wygraną w stolicy. - Będę rozmawiał absolutnie ze wszystkimi. Myślę, że się porozumiemy - zapewnił.
Pytany o pomnik smoleński, kandydat PO nie chciał określić dokładnie co z nim zrobi, jeśli wygra wybory. Podkreślał za to wyraźnie, że PiS nielegalnie przejął plac Piłsudskiego i dokonuje tam samowoli budowlanej. - Mam nadzieję że się z tego wycofają - mówił Trzaskowski.
Dodał, że nie chce zapowiadać się jako prezydent, który będzie burzył, ale jednocześnie nie może też sankcjonować tego co robi partia rządząca i zgadzać się na to, że pomnik pozostanie. Nie sprecyzował jednak, w jaki sposób zamierza rozwiązać tę kwestię.
kk/pm