Latami popadał w ruinę, za 2-3 lata znów ma zachwycać. Pensjonat Gurewicza w Otwocku ma nowych właścicieli, którzy zdewastowany zabytek chcą zamienić w ekskluzywną klinikę. Projekt jest gotowy, prace budowlane mogą ruszyć już w czerwcu.
O drewnianych budynkach w stylu świdermajer piszemy na tvnwarszawa.pl głównie, gdy płoną. Do pożarów dochodzi regularnie, szczególnie, gdy rusza sezon grzewczy. Drewniana konstrukcja, nierzadko ocieplana kolkami, zajmuje się błyskawicznie. Jeśli budynku nie uda się ugasić w kilka minut, jego los jest przesądzony. Architektoniczne dziedzictwo linii otwockiej idzie z dymem na naszych oczach.
Nie ma się co dziwić, że entuzjaści drewniaków z coraz większą obawą patrzyli na Gurewicza. Stojący pośród sosnowego lasu w Otwocku budynek to szczytowe osiągnięcie wśród świdermajerów. Od niemal 20 lat popada w ruinę, ale charakterystyczne werandy, kunsztowne zdobienia przypominają o złotych czasach podwarszawskiego miasteczka. Drewniak imponuje też rozmiarem, uchodzi za jeden z największych drewnianych domów w Europie. Od dwóch lat ma nowych właścicieli, którzy chcą przywrócić go do świetności.
Remont ruszy w czerwcu?
- Projekt został zaakceptowany przez wojewódzkiego konserwatora zabytków, czeka na zatwierdzenie przez starostwo. Mamy nadzieję, że w maju będziemy mieli pozwolenie na budowę. Potem potrzebujemy tylko, żeby się uprawomocniło. Jeśli nie będzie protestów, to w czerwcu będziemy mogli rozpocząć jakieś prace budowlane - mówi nam Piotr Sójka, współwłaściciel Gurewicza. - Nasz harmonogram przewiduje, że w ciągu dwóch-trzech lat chcemy mieć to oddane do użytkowania - dodaje.
Jego firma - diler samochodów marki Toyota - kupiła obiekt od starostwa w 2014 roku za 1,5 mln złotych (z uwzględnieniem 50-procentowego rabatu, bo budynek jest wpisany do rejestru zabytków). Wielu powątpiewało w dobre intencje spółki, nie brakowało głosów, że lada chwila Gurewicz podzieli los innych świdermajerów i spłonie "w niewyjaśnionych okolicznościach". Ale swoimi działaniami nowi właściciele zapracowali na zaufanie mieszkańców. Nie unikali spotkań, wpuścili na swój teren Festiwal Świdermajer, a przede wszystkim zabezpieczyli budynek przed dalszą degradacją, wreszcie znaleźli dobrą pracownię architektoniczną, która przygotowała projekt modernizacji Gurewicza.
Gurewicz ma być ekskluzywną kliniką
Szpital i hotel, a na wernadzie kawiarnia
- To jest ogromny budynek, który wymaga, dobrego pomysłu na zagospodarowanie, najłatwiej pewnie byłoby to wyburzyć i postawić kilka budynków mieszkaniowych i nie byłoby tematu. Natomiast odrestaurowanie tego budynku i utrzymanie w charakterze takim, jakie miał założenie przy budowie, wymagało dobrej koncepcji – wyjaśnia nasz rozmówca.
Koncepcja Grupy 5 Architekci zakłada, że bryła budynku się nie zmieni. Przybędzie jedno nowe skrzydło – w miejsce powojennej, murowanej kotłowni. - Ten dodatkowy pawilon basenowy będzie nawiązywał charakterem do świdermajera, podziałami będzie bardzo zbliżony do głównego budynku – zastrzega Sójka.
Gurewicz ma wrócić do funkcji hotelowo-medycznej. Na zewnątrz ma być historycznie, w środku nowocześnie, bo właściciele chcą tu urządzić klinikę specjalizująca się w ortopedii i medycynie estetycznej. - Do tego całe zaplecze rehabilitacyjne hotelowe, pobytowe, na takie dłuższe rehabilitacje plus restauracja, kompleks basenowy, spa, gym – wylicza Piotr Sójka.
Restauracja ma się znaleźć z tej samej przestrzeni, w której kilkadziesiąt lat temu była wielka sala jadalna. Będzie to wymagało usunięcia licznych ścian działowych, które dziś przedzielają przestrzeń - to pozostałość czasów, gdy budynek był szkołą. Przyjść na obiad będzie mógł każdy.
- W tej części, gdzie jest główna weranda, będzie ogólnodostępna kawiarnia. Część terenu będzie także dostępna dla mieszkańców, oczywiście nie wszystko ze względu na charakter kliniki – tłumaczy współwłaściciel.
Pozostaną także kaflowe piece - bodaj jedyny element przedwojennego wystroju, który ocalał do dzisiejszych czasów.
Ściany znikną będzie restauracja
"Historia zaklęta w budynku"
Dyrektor Muzeum Ziemi Otwockiej Sebastian Rakowski podkreśla, że Gurewicz jest ważny dla Otwocka nie tylko ze względu na architekturę. - Cała historia Otwocka jest zaklęta w tym budynku. Najpierw mamy willę Gurewiczankę, potem uzdrowisko Gurewicza, w czasie wojny budynek został przejęty przez Niemców, kiedy wkroczyła Armia Czerwona - nagle pojawia się szpital NKWD, później mamy szpital lotniczy, wreszcie liceum pielęgniarskie. To historia Otwocka XX wieku, każdy zwrot zostawił swoje piętno – opowiada Rakowski.
Historia ta zaczęła się na początku ubiegłego wieku. Willa Abrama Gurewicza powstała w 1906 roku. Chętnych do pobytu szybko przybywało, dlatego przez kolejnych 15 lat właściciel rozbudowywał obiekt o kolejne skrzydła, przekształcając go w wielki "zakład dietetyczno-leczniczy". Spośród ok. setki innych pensjonatów, które działały wówczas w uzdrowiskowym Otwocku, wyróżniał się luksusem. Kanalizacja, bieżąca woda, oświetlenie elektryczne i telefon nie były wtedy standardem. A w Gurewiczu do dyspozycji kuracjuszy była nawet sala koncertowa z fortepianem.
Całość otaczał park z amerykańskimi świerkami, tujami, różnymi gatunkami róż. Za te warunki trzeba było słono zapłacić.
- Żeby tutaj przyjechać, trzeba było mieć pieniądze. Przed wojną w Warszawie było takie powiedzenie, jeśli chcesz jechać do jakiegoś alpejskiego kurortu, to lepiej dołóż stówę i jedź do Gurewicza, pewnie trochę prawdy w tym było – żartuje Sebastian Rakowski. - Teraz budynek wraca z niebytu, to jest klamra czasowa, bo odradza się nawiązując do swojej pierwotnej funkcji, czyli ekskluzywnego ośrodka związanego z lecznictwem. Myślę, że to dobry sygnał na przyszłość dla całego Otwocka – podsumowuje.
Sebastian Rakowski o historii budynku
Piotr Bakalarski