Żeby wzniecić pożar, potrzeba niewiele - wystarczy niedopałek papierosa albo rozgrzana rura wydechowa. Zgasić go znacznie trudniej - to często kilkugodzinna walka nawet setek strażaków, którzy w tym czasie mogą być potrzebni gdzie indziej. Wciąż jednak wiele osób wierzy, że wypalanie traw użyźnia glebę. Ich beztroska zabija zwierzęta i owady, wyjaławia ziemię, z dymem idą też miliony złotych. - Wypalanie świadczy o skrajnej nieodpowiedzialności, to jest coś okropnego - komentuje rzecznik straży pożarnej Krzysztof Batorski.
55 tysięcy pożarów traw, w których zginęło 10 osób, a 140 odniosło obrażenia. 200 milionów litrów sześciennych wylanej wody, czyli prawie 50 basenów olimpijskich. Z dymem poszło też 40 milionów złotych. Za tyle można wydać osiem milionów posiłków dla dzieci w szkole albo wybudować 25 nowych przedszkoli. Spłonęło ponad 240 kilometrów kwadratowych traw. Pogorzelisko wielkości Poznania. A to bilans tylko jednego roku.
W tym roku idziemy na kolejny rekord, a Mazowsze w tych niechlubnych statystykach przoduje. Tylko w ostatni weekend strażacy wyjeżdżali do ponad 430 pożarów lasów i traw na terenie województwa. Od początku roku - do 720 pożarów lasów oraz prawie czterech tysięcy pożarów traw.
Zaczerwieniona mapka ze strony Instytutu Badawczego Leśnictwa pokazuje, że w niebezpieczeństwie jest nie tylko Mazowsze, ale właściwie cała Polska. To trzeci, najwyższy stopień zagrożenia pożarowego.
Papieros, zapałka, rozgrzana rura wydechowa
Przyczyna? Najczęściej człowiek. Do wzniecenia pożaru niewiele trzeba.
- Ponad 95 procent wszystkich pożarów występujących w przyrodzie wynika z aktywności człowieka. Często zdarzają się podpalenia, ale pożary powstają również w sposób nieświadomy przez brak edukacji. Ludzie po prostu nie potrafią korzystać z lasu - mówi tvnwarszawa.pl rzecznik Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej Krzysztof Batorski. - To może być niedopałek papierosa, rzucona zapałka, bliskość rozgrzanego układu wydechowego pojazdu, kiedy ktoś wjechał samochodem do lasu. Często do pożaru dochodzi też w czasie biwaku przy próbie rozpalenia ognia, co swoją drogą jest zabronione w lesie – zaznacza.
Cztery tysiące pożarów w cztery miesiące w jednym województwie
Nie dziwi zatem, że straż pożarna i leśnicy obawiają się, że powrót ludzi do lasów jeszcze to zagrożenie pożarowe zwiększy.
- W całej Polsce od początku roku mieliśmy ponad dwa tysiące pożarów lasów i 23 tysiące pożarów traw i nieużytków. Zginęły w nich dwie osoby. W niedzielę w okolicach Kielc wybuchł pożar, zaczęło się właśnie od pożaru trawy, który przerzucił się na nielegalne składowisko odpadów, a stamtąd na halę produkcyjno-magazynową. W ubiegłym tygodniu spłonęło ponad 200 hektarów w Biebrzańskim Parku Narodowym – wymienia Batorski.
I przyznaje, że choć w marcu mieliśmy w całym kraju pożarów traw nieco mniej niż w ubiegłym roku, to w kwietniu ta liczba doszła już do 7,5 tysiąca na łączne 9,7 tysiąca z roku 2019.
A przecież mogli być potrzebni gdzie indziej
9 kwietnia strażacy walczyli z ogniem w lesie w Kajetanach pod Nadarzynem. Ogień szedł prosto na zabudowania ludzi. Kilkugodzinne mocowanie się z żywiołem 50 strażaków przyniosło efekty - żadnemu z mieszkańców ani domostw nic się nie stało, choć spłonęło 9 hektarów nieużytków i lasu. Dzień później do pożaru traw doszło w Starych Lipinach koło Wołomina. Ogień strawił 10 hektarów. Na miejsce przyjechało 50 strażaków, silny wiatr nie ułatwiał im akcji.
A w tym samym czasie ci sami strażacy mogli być potrzebni gdzie indziej. - Kiedy pożar rozprzestrzenia się na dużych powierzchniach trzeba angażować bardzo duże liczby strażaków. To jest liczone w dziesiątkach, a nawet setkach. Ci ludzie w tym czasie mogliby udzielać pomocy w innym miejscu, na przykład w wypadku komunikacyjnym – zwraca uwagę Batorski.
Susza
W tym roku wiosenną falę roztopową zastąpi odsłaniające się dno Wisły - alarmowaliśmy na tvnwarszawa.pl w ubiegłym tygodniu. Stan rzek ciągle się obniża, a prognozy hydrologiczne na najbliższe miesiące nie napawają optymizmem. Susza nie pomaga też utrzymywać w ryzach zagrożenia pożarowego.
- Są miejsca, gdzie przez ponad miesiąc nie spadła nawet kropla deszczu. Mamy kwiecień, więc rosną temperatury powietrza, a jednocześnie wilgotność ściółki spada poniżej 20 procent, a nawet do 10 procent. To oznacza, że ta ziemia i to, co na niej próbowało rosnąć, praktycznie jest spopielone – wyjaśnia nam Batorski. - Hydrolodzy ostrzegają, że jest to najtrudniejsza sytuacja w Polsce od 150 lat. Mamy deficyt wody, grozi nam susza w rolnictwie i w lasach, gdzie jest dużo tego materiału palnego jak drzewa, gałęzie i ściółka. To jest niesamowite paliwo i wystarczy jakiś niewielki czynnik inicjujący, żeby las zapłonął – ostrzega.
Zakażą wstępu do lasu, jeśli warunki będą krytyczne
Rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Malinowska przyznaje, że jeśli zajdzie taka potrzeba i zagrożenie pożarowe osiągnie poziom krytyczny, leśnicy mogą zdecydować o okresowym zakazie wstępu do lasu. Na razie jednak do takiej sytuacji nie doszło. - Taki zakaz można wprowadzić w swoim nadleśnictwie lub jego części z trzech powodów – jednym z nich jest duże zagrożenie pożarowe. Każdy nadleśniczy decyduje o tym samodzielnie, biorąc pod uwagę lokalne warunki. Sam fakt, że dane nadleśnictwo znajduje się w prognozowanej strefie "czerwonej", nie przesądza o konieczności wprowadzenia takiego zakazu – wyjaśnia.
Nadleśniczy musi to jednak zrobić, gdy w danej okolicy wilgotność ściółki mierzona o godzinie 9 rano przez pięć kolejnych dni wynosi mniej niż 10 procent. - W praktyce są to rzadkie sytuacje ze względu na zmieniające się dynamicznie warunki pogodowe, bo nawet mały deszcz może przejściowo poprawić sytuację - zastrzega Malinowska.
I dodaje, że w równie suchym roku 2019, okresowe zakazy wstępu do lasu z powodu zagrożenia pożarowego wprowadzono tylko w pięciu spośród wszystkich 430 nadleśnictw w Lasach Państwowych.
Wypalanie nie użyźnia gleby
W marcu PSP we współpracy z MSWiA oraz Lasami Państwowymi ruszyła z kolejną odsłoną kampanii informacyjnej "STOP pożarom traw". - Młodzież i dzieci mają już tą świadomość przyrodniczą, ekologiczną, że wypalanie wszelkiego rodzaju roślinności, nie tylko traw, jest groźne także dla człowieka. Tutaj musimy skupić się na edukacji osób dorosłych, które żyją dawnymi przekonaniami i mitami – tłumaczy rzecznik straży pożarnej.
A jednym z najmocniej zakorzenionych mitów jest ten, że wypalanie traw użyźnia glebę. – Wypalanie świadczy o skrajnej nieodpowiedzialności, to jest coś okropnego. Ludzie wybierają najprostszą metodę wypalania przeschniętych przez jesień i zimę pozostałości roślinnych zamiast je kompostować – mówi. - Każdy, kto ma pewną wrażliwość przyrodniczą, zrozumie, co dzieje się w czasie wypalania traw. Giną owady, które były w glebie, które ją rozpulchniały, w milionach sztuk. Pożar niszczy miejsca lęgowe ptaków i innych zwierząt. Niszczy też źródła pożywienia pszczół, które są tak ważne dla człowieka. Wszystkie organizmy żywe, które znajdą się na terenie tego pożaru, giną. Ziemia staje się jałowa. To poważne straty dla ekosystemu, zaburzenia całego łańcucha pokarmowego – alarmuje Batorski.
I podsumowuje: - Las to nasz wspólny skarb, tyle, że las bez człowieka sobie świetnie radzi, natomiast człowiek bez lasu nie, dlatego wstęp do niego jest tylko dla osób mądrych i odpowiedzialnych.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl (zdjęcie z lipca 2019 roku)