Postępowanie w sprawie śmierci biegacza będzie prowadzić Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście. Młody mężczyzna zasłabł w niedzielę na mecie 10-kilometrowej trasy imprezy "Biegnij Warszawo". Zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Organizator "Biegnij Warszawo" Sławomir Rykowski zapewniał na antenie TVN24, że trasa była dobrze zabezpieczona pod względem medycznym. Przyznał, że były dwie osoby potrzebujące pomocy na mecie, a ta była udzielana sukcesywnie. Świadkowie twierdzą z kolei, że pomoc przyszła zbyt późno.
- Bardzo interesujące by było, co może powiedzieć na temat prowadzonych działań ratunkowych koordynator medyczny imprezy. Zawsze przy tego typu imprezach, zgodnie z rozporządzeniem, oprócz zespołów medycznych które tam się znajdują, jest też człowiek, który koordynuje te zespoły - komentował na antenie TVN24 dr Adam Maciej Pietrzak, specjalista medycyny ratunkowej. - On by mógł powiedzieć, gdzie te zespoły były, co robiły, jak to było wykonane, jakie były możliwości techniczne tych zespołów w momencie tego konkretnego zdarzenia. On też jest w stanie rzetelnie powiedzieć, jaki był stan pacjenta, jak prowadzono czynności - dodawał dr Pietrzak.
"Ryzyko zawsze istnieje"
Jak tłumaczył, przy tak dużych imprezach sportowych, gdzie mamy taki przekrój społeczeństwa, mogą się zdarzyć osoby, które mają jakąś ukrytą chorobę lub dolegliwości, które "przy tym wysiłku fizycznym się zaktywizują".
- To ryzyko zawsze istnieje. Obojętnie, czy mamy imprezę sportową o sporym wysiłku (...) czy nawet przy takich imprezach jak Ecco Walkathon, gdzie ludzie po prostu drepczą, spacerują po mieście. Też się te imprezy zabezpiecza medycznie - mówił Pietrzak. Dodał, że przychyla się do poglądu Roberta Korzeniowskiego, że przy imprezach, gdzie wysiłek jest na wysokim poziomie, powinno się pomyśleć o kwalifikacji lekarskiej do biegu.
"Nasz organizm ma określoną wydolność i powinniśmy się z tym liczyć"
- Sport to poczucie własnej odpowiedzialności. Nasz organizm ma określoną wydolność i powinniśmy się z tym liczyć. Jeśli podejmujemy bardziej intensywne uprawianie sportu, powinniśmy być z jednej strony pod kontrolą sensownego instruktora, trenera, z drugiej strony, pod opieką lekarską - mówił na antenie TVN24 Pietrzak.
Jak wyjaśniał, w dzisiejszych czasach, zwłaszcza młodzi ludzie między 20-30 rokiem życia żyją bardzo intensywnie. - Bardzo eksploatują swoje organizmy z racji pracy zawodowej. Dołożenie do tego intensywnego sportu często jest ponad ich możliwości fizyczne - tłumaczył. Dodał, że jeśli nie ułoży się odpowiednio programu treningu, nie dopasuje do niego zawodów, to "może się to skończyć zabójczo dla sportowca".
- Widzimy to zarówno u sportowców wyczynowych, jak i tych, którzy pojawiają się sporadycznie na osiedlowej siłowni. I zamiast regularnego, delikatnego treningu, nagle dają sobie duże obciążenie i kończy się to tragicznie - mówił Pietrzak.
"Nie możemy robić z tego pola walki"
Jego zdaniem zawody takie jak Biegnij Warszawo, powinny być podsumowaniem okresu treningowego i sprawdzeniem swoich możliwości. - Ale też trzeba być krytycznym wobec swoich możliwości, umiejętności. Nie możemy robić z imprezy, która jest imprezą piękną, pokazową, sportową - rywalizacji wyczynowej. Nie możemy robić z tego pola walki - przekonywał.W innym przypadku, jak ocenił, doprowadzimy do sytuacji, kiedy ktoś zginie. - Mimo najszczerszych chęci, choćbyśmy obstawili co 50 metrów zespołem medycznym taka trasę, będziemy musieli liczyć się z tym, że coś nam umknie i coś przegapimy. Albo nawet człowiek, który przeżyje całą imprezę i będzie zwycięzcą, po kilku, kilkunastu minutach, czasem godzinie czy dwóch będzie miał np. z racji odwodnienia zaburzenia rytmu serca i umrze z powodu zatrzymania krążenia - przekonywał.Co powinno zatem zaniepokoić biegaczy? Jak wymieniał ekspert - znaczące przyspieszenie oddechu, tętna, zaburzenia świadomości, zawroty głowy, widzenie tunelowe. - Coś, co by sugerowało jakiekolwiek zaburzenia krążenia - wyjaśnił Pietrzak.
"Ktoś może wymknąć się z naszego sita"
- Nawet najlepiej przygotowany organizator pewnych rzeczy nie jest w stanie przewidzieć . Jeżeli mamy szczyt przybywających na metę zawodników i w tym gronie będziemy mieli kilka, czy kilkanaście zasłabnięć czy gorszego samopoczucia, choćbyśmy ustawili szpital polowy i kilkunastu ratowników, ktoś może wymknąć się z naszego sita i być nieuchwytny. Albo dla niego pomocy nie starczy. Ilość w tym skupieniu osób, które wymagają pomocy, może być większa niż możliwości szpitala polowego - stwierdził Pietrzak.
kde//tka