Ci w gorszym stanie leżą, ci, którzy jeszcze mogą siedzieć, siedzą. Zostali zakwalifikowani do leczenia szpitalnego, ale czekają na przyjęcie na oddział. Rekordzista nawet pięć dni. Tak wygląda sytuacja na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu Bielańskim. Problemowi przyjrzała się Anna Wilczyńska z magazynu "Polska i Świat" TVN24.
Trudna sytuacja w Szpitalu Bielańskim została opisana w sieci, na stronie zrzeszającej ratowników medycznych "To nie z mojej karetki".
Kilka dni czekania?
Według podanych tam informacji, w sobotę ratownicy medyczni mieli problem z dostarczeniem pacjentów na oddziały ratunkowe warszawskich szpitali.
Najgorzej sytuacja wyglądała w Szpitalu Bielańskim, gdzie w niedzielę - w szczytowym momencie - czekało 23 chorych.
"Na SOR - brak wolnych łóżek, personel nie jest w stanie fizycznie przejąć pacjentów od ZRM (zespołów ratownictwa medycznego - red.) - jednocześnie sprawując stały nadzór nad pacjentami już znajdującymi się na SOR" - napisali.
Według ratowników zrzeszonych w grupie, jeden z pacjentów na pomoc czekał od ubiegłego wtorku.
"Nie było żadnych zaniedbań"
Dyrekcja potwierdza ten opis. - Tak, była taka sytuacja, ale pacjent był cały czas konsultowany, otrzymywał leki, nie było żadnych zaniedbań, jeśli chodzi o opiekę nad nim - twierdzi doktor Piotr Kryst, wicedyrektor Szpitala Bielańskiego do spraw lecznictwa.
I przyznaje, że doniesienia o liczbie oczekujących pacjentów również są prawdziwe. - Ta liczba się utrzymała do następnego dnia rano, jeden pacjent przybył - to było 24. Z tych 24 pacjentów 15 zostało przyjętych na oddziały - mówi dr Kryst. We wtorek w podobnej sytuacji było kolejnych 18 osób. Wszystko przez to, że największy w Warszawie SOR ma po bakteryjnym zakażeniu zamknięty jeden 70-łóżkowy oddział wewnętrzny.
SOR-owe poczekalnie
Szpital poinformował o swojej sytuacji Mazowiecki Urząd Wojewódzki, który nadzoruje ratownictwo medyczne. Gdy zapytaliśmy urząd, jak można rozwiązać sytuację, odpowiedź otrzymaliśmy mailem. "Mając powyższe na uwadze, proszono Dysponentów Zespołów Ratownictwa Medycznego o uwzględnienie jego trudnej sytuacji podczas kierowania zespołów ratownictwa medycznego z pacjentami, którzy według wiedzy medycznej będą wymagać hospitalizacji w oddziałach internistycznych" - czytamy w wiadomości przesłanej do redakcji magazynu "Polska i Świat". Rzecz w tym, że kolejne zespoły wciąż przywożą pacjentów. W bielańskim SOR-ze pojawia się nawet 100 osób dziennie.
Ministerstwo Zdrowia pytane o sprawę odsyła nas do Narodowego Funduszu Zdrowia. Odpisuje nam oddział mazowiecki, że poproszono innych dyrektorów szpitali o wsparcie. Ci mogą odmówić. Sami mają przeciążone oddziały. Dlatego w niektórych szpitalach taka SOR-owa poczekalnia to jedyne rozwiązanie dla chorych.
Problem niedofinansowania
Czy bezpieczne? Pracujący niegdyś na bydgoskim SOR-ze Bartek Fiałek ma wątpliwości. - W chwili obecnej niestety szpitalne oddziały ratunkowe są niedofinansowane, przez co nie ma odpowiedniej kadry, nie ma odpowiedniego sprzętu i bezpieczniej dla pacjenta byłoby leżeć w oddziale szpitalnym, w którym są pielęgniarki, w którym są lekarze zajmujący się pacjentami z danego oddziału - mówi Fijałek. Ratownicy medyczni, którzy informowali o sytuacji w bielańskim SOR-ze zamieścili zdjęcie, które pokazuje, że stan jednej z pacjentek był monitorowany przy pomocy defibrylatora. - Widziałem to zdjęcie i w mojej ocenie to jest naprawdę skandaliczne. Ja to nawet skomentowałem, że takie warunki występują często w warunkach polowych, żeby pacjent leżał na korytarzu i był monitorowany za pomocą sprzętu przenośnego - ocenia Fiałek. Szpital zaprzecza, by taka sytuacja miała u nich miejsce.
Ratownicy szukają szpitali
O dramatyczne doniesienia ratowników portal tvnwarszawa.pl zapytał rzeczniczkę pogotowia ratunkowego Elżbietę Weinzieher.
- Rzeczywiście w ostatnich dniach ratownicy medyczni na przekazanie pacjentów w Szpitalu Bielańskim czekają dłużej niż zwykle - przyznaje.
Szpitale kilka razy dziennie informują ratowników o liczbie wolnych łóżek w swoich placówkach. Tam, gdzie wolnych miejsc nie ma, ratownicy medyczni chorych nie zawiozą, szukają sąsiednich szpitali.
- Z tym, że problem dotyczy wszystkich oddziałów ratunkowych - podsumowuje Elżbieta Weinzieher.
Anna Wilczyńska, TVN24
kz/kk/b
Źródło zdjęcia głównego: TVN24