Trudna sytuacja w Szpitalu Bielańskim została opisana w sieci, na stronie zrzeszającej ratowników medycznych "To nie z mojej karetki".
Kilka dni czekania?
Według podanych tam informacji, w sobotę ratownicy medyczni mieli problem z dostarczeniem pacjentów na oddziały ratunkowe warszawskich szpitali.
Najgorzej sytuacja wyglądała w Szpitalu Bielańskim, gdzie w niedzielę - w szczytowym momencie - czekało 23 chorych.
"Na SOR - brak wolnych łóżek, personel nie jest w stanie fizycznie przejąć pacjentów od ZRM (zespołów ratownictwa medycznego - red.) - jednocześnie sprawując stały nadzór nad pacjentami już znajdującymi się na SOR" - napisali.
Według ratowników zrzeszonych w grupie, jeden z pacjentów na pomoc czekał od ubiegłego wtorku.
"Nie było żadnych zaniedbań"
Dyrekcja potwierdza ten opis. - Tak, była taka sytuacja, ale pacjent był cały czas konsultowany, otrzymywał leki, nie było żadnych zaniedbań, jeśli chodzi o opiekę nad nim - twierdzi doktor Piotr Kryst, wicedyrektor Szpitala Bielańskiego do spraw lecznictwa.
I przyznaje, że doniesienia o liczbie oczekujących pacjentów również są prawdziwe. - Ta liczba się utrzymała do następnego dnia rano, jeden pacjent przybył - to było 24. Z tych 24 pacjentów 15 zostało przyjętych na oddziały - mówi dr Kryst. We wtorek w podobnej sytuacji było kolejnych 18 osób. Wszystko przez to, że największy w Warszawie SOR ma po bakteryjnym zakażeniu zamknięty jeden 70-łóżkowy oddział wewnętrzny.
SOR-owe poczekalnie
Szpital poinformował o swojej sytuacji Mazowiecki Urząd Wojewódzki, który nadzoruje ratownictwo medyczne. Gdy zapytaliśmy urząd, jak można rozwiązać sytuację, odpowiedź otrzymaliśmy mailem. "Mając powyższe na uwadze, proszono Dysponentów Zespołów Ratownictwa Medycznego o uwzględnienie jego trudnej sytuacji podczas kierowania zespołów ratownictwa medycznego z pacjentami, którzy według wiedzy medycznej będą wymagać hospitalizacji w oddziałach internistycznych" - czytamy w wiadomości przesłanej do redakcji magazynu "Polska i Świat". Rzecz w tym, że kolejne zespoły wciąż przywożą pacjentów. W bielańskim SOR-ze pojawia się nawet 100 osób dziennie.
Ministerstwo Zdrowia pytane o sprawę odsyła nas do Narodowego Funduszu Zdrowia. Odpisuje nam oddział mazowiecki, że poproszono innych dyrektorów szpitali o wsparcie. Ci mogą odmówić. Sami mają przeciążone oddziały. Dlatego w niektórych szpitalach taka SOR-owa poczekalnia to jedyne rozwiązanie dla chorych.
Problem niedofinansowania
Czy bezpieczne? Pracujący niegdyś na bydgoskim SOR-ze Bartek Fiałek ma wątpliwości. - W chwili obecnej niestety szpitalne oddziały ratunkowe są niedofinansowane, przez co nie ma odpowiedniej kadry, nie ma odpowiedniego sprzętu i bezpieczniej dla pacjenta byłoby leżeć w oddziale szpitalnym, w którym są pielęgniarki, w którym są lekarze zajmujący się pacjentami z danego oddziału - mówi Fijałek. Ratownicy medyczni, którzy informowali o sytuacji w bielańskim SOR-ze zamieścili zdjęcie, które pokazuje, że stan jednej z pacjentek był monitorowany przy pomocy defibrylatora. - Widziałem to zdjęcie i w mojej ocenie to jest naprawdę skandaliczne. Ja to nawet skomentowałem, że takie warunki występują często w warunkach polowych, żeby pacjent leżał na korytarzu i był monitorowany za pomocą sprzętu przenośnego - ocenia Fiałek. Szpital zaprzecza, by taka sytuacja miała u nich miejsce.
Ratownicy szukają szpitali
O dramatyczne doniesienia ratowników portal tvnwarszawa.pl zapytał rzeczniczkę pogotowia ratunkowego Elżbietę Weinzieher.
- Rzeczywiście w ostatnich dniach ratownicy medyczni na przekazanie pacjentów w Szpitalu Bielańskim czekają dłużej niż zwykle - przyznaje.
Szpitale kilka razy dziennie informują ratowników o liczbie wolnych łóżek w swoich placówkach. Tam, gdzie wolnych miejsc nie ma, ratownicy medyczni chorych nie zawiozą, szukają sąsiednich szpitali.
- Z tym, że problem dotyczy wszystkich oddziałów ratunkowych - podsumowuje Elżbieta Weinzieher.
ZOBACZ CAŁY MAGAZYN "POLSKA I ŚWIAT" NA TVN24 GO >
Anna Wilczyńska, TVN24
kz/kk/b
Źródło zdjęcia głównego: TVN24