- Nie mogę dziś - kiedy moja nominacja na dyrektora Teatru Dramatycznego jest faktem, dyskutować o jej zasadności. Proszę o czas do działania i proszę mnie oceniać za rok - mówi Polskiej Agencji Prasowej nowy dyrektor Teatru Dramatycznego Tadeusz Słobodzianek.
PAP: Powierzenie Panu dyrekcji Teatru Dramatycznego rozpętało dyskusję na temat sposobu powoływania dyrektorów scen warszawskich. Pojawiły się opinie, że nie było konsultacji ze środowiskiem, że tryb wyłaniania kandydata był niejasny. Jacek Poniedziałek napisał: "Powstanie Sloboplex. Teatr Na Woli. Scena założona i kierowana w czasach PRL przez Tadeusza Łomnickiego, zostanie teraz wchłonięta przez Teatr Dramatyczny pod dyrekcją Slobo, czyli w praktyce zlikwidowana." Tadeusz Słobodzianek: Wzrusza mnie troska o wartości metafizyczne i duchowe Polaków ulubieńca serialowej publiczności Jacka Poniedziałka, podobnie jak jego emocjonalne i gorące zaangażowanie w byt Teatru Na Woli, w którym przynajmniej od dwóch lat nie był, ale muszę powiedzieć, że w kwestii polityki chińskiej całkowicie z nim się nie zgadzam. Uważam bowiem spotkanie premiera Tuska z premierem Wen Jiabao za całkowicie zadowalające. Mówiąc poważnie, nie ma żadnego zagrożenia dla Teatru Na Woli, jego sceny i jego wspaniałego zespołu technicznego, którego umiejętności, profesjonalizm i zaangażowanie są legendarne w Polsce. Trzeba być kompletnym idiotą, żeby nie docenić prawdziwych ludzi teatru. Uważam bowiem, że prawdziwym artystą może być elektryk, akustyk czy nawet kierownik gospodarczy, a wcale nie musi nim być reżyser czy aktor, które ma to mniemanie o sobie, bo ma. W Teatrze Na Woli mamy gotowe plany do końca 2013 roku. Najbliższe to premiera "Madame" Antoniego Libery w reżyserii Jakuba Krofty, V Letni Przegląd Laboratorium Dramatu, Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu i pięć nowych spektakli w następnym sezonie, nie mówiąc już o stałym repertuarze, który udało nam się w ciągu dwóch sezonów zbudować. PAP: Stanowisko szefa Teatru Dramatycznego obejmuje Pan w atmosferze niezadowolenia części środowiska, ale podobnie było kiedy obejmował Pan fotel dyrektora Teatru na Woli. Przeciwko zmianie dyrektora sceny protestowała część zespołu, pomimo tego, że sytuacja była jasna - poprzedniemu dyrektorowi skończył się kontrakt. Te mało komfortowe sytuacje utrudniają pracę, podcinają skrzydła, czy wręcz przeciwnie? T.S.: Kiedy obejmowałem dyrekcję Teatru Na Woli wcale nie buntował się zespół. Z prostej przyczyny - Na Woli nie było zespołu aktorskiego. Bunt zespołu to był wyłącznie fakt medialny. A co do zespołu technicznego czy administracyjnego wszelkie lęki i obawy zniknęły, jak mi się wydaje, po premierze "Naszej klasy". Proszę zresztą ich zapytać. Może się mylę. Co do obecnej sytuacji. Proszę pani, moja nominacja jest efektem oferty, którą złożyłem demokratycznie powołanym władzom miasta. Została wybrana spośród innych. Pomiędzy moją rekomendacją a nominacją minął bez mała miesiąc. Przez ten czas oferta była publicznie dostępna. Jakoś, mimo mojej najszczerszej gotowości do merytorycznej dyskusji na jej temat, nikt z - jak to Pani nazywa - części środowiska tej dyskusji ze mną nie podjął. Ani Instytut Teatralny (jak wiadomo największa część części), ani niezależni krytycy czy praktycy. Pojawiło się kilka uwag typu a co to kondycja ludzką albo nie chcemy egzorcyzmować demonów tylko budzić - tak jakby dało się egzorcyzmować cokolwiek bez budzenia, parę insynuacji, dyskusja, czy to będzie połączenie dwóch czy trzech teatrów, poza tym cisza, null, nic. Nikt też nie podjął merytorycznej oceny mojej dwuletniej działalności jako dyrektora Teatru Na Woli i dziewięcioletniej bez mała - organizatora Laboratorium Dramatu. Teraz dobiegają jakieś pomruki niezadowolenia. No cóż, nie mogę dziś, kiedy nominacja jest faktem, dyskutować o jej zasadności, na to był czas wcześniej. Dziś proszę o czas do działania i proszę mnie oceniać za rok. Po czynach mnie poznacie, że zacytuję pewnego klasyka naprutego ziołami i winem. PAP: Zapowiada Pan połączenie trzech warszawskich scen: Laboratorium Dramatu, Teatru Na Woli i Teatru Dramatycznego. Jak to ma wyglądać w praktyce, technicznie? T.S. To ma być jeden organizm teatralny z jednym zespołem artystycznym, administracyjnym i technicznym - Teatr Dramatyczny m. st Warszawy ze Sceną im. Gustawa Holoubka, Sceną Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego i Sceną Przodownik. Każda z tych scen jest swoistą przestrzenią, ma inne gabaryty, inne możliwości techniczne i inną widownię. Od tych warunków będzie zależał repertuar. Na Dużej Scenie będą to przede wszystkim wieloobsadowe widowiska, na Woli, podobnie jak dotąd - średnioobsadowe i w Przodowniku - kameralne i eksperymentalne. Laboratorium Dramatu będzie nadal miejscem, gdzie pracuje się na nowymi sztukami, przekładami, adaptacjami, po to by gotowy, w miarę dopracowany tekst, w zależności od jego rozmaitych cech, mógł się znaleźć na właściwej scenie. Tak się pracuje w wielu tego typu teatrach na świecie. W Londynie, Nowym Jorku, Tel Avivie, Berlinie, Sztokholmie czy Oslo. Wielkość widowni zobowiązuje i obliguje. PAP: W swoim programie wymienia Pan nazwiska reżyserów, z którymi chciałby współpracować. Na kim Panu zależy najbardziej? Czy ktoś już zadeklarował wolę współpracy na sto procent? T.S.: W ofercie wymieniłem twórców, z którymi chciałbym współpracować. Nie mogę powiedzieć, że na kimś zależy mi bardziej, czy mniej. Z wieloma mam wspólne plany od lat. Z innymi dopiero zaczynam spotykać się i rozmawiać. Nominację mam dopiero od dwóch dni Bardzo mnie ucieszył np. list, który dostałem od Michała Zadary, w którym wyraża chęć współpracy. Spotykamy się i wierzę, że wyniknie z tego jakiś istotny dla nas obu projekt. PAP: Czy w Dramatycznym będzie Pan też wystawiał swoje sztuki, podobnie jak to ma miejsce w Teatrze Na Woli? T.S.: Tak. Planujemy z Ondrejem Spiçakiem uczczenie miejsca, w którym Teatr Dramatyczny znajduje się, czyli Pałacu Kultury i Nauki. Jak wiadomo jest darem od Józefa Stalina dla Polaków. Planujemy sztukę o młodości darczyńcy. PAP: Ideą Teatru Dramatycznego powinna być rozmowa o kondycji człowieka na początku XXI w. - zapisał Pan w swoim programie dla teatru. Jaka jest ta kondycja? Notki (o ofercie): 4176/>T.S.: Kondycja człowieka? Conditio humana? Sens ludzkiego życia? Nie wiem. Pytanie o to, kim jest człowiek ze swej natury, co jest jego istotą i co wyróżnia go spośród innych istnień, to fundamentalne pytanie w filozofii, na które wciąż filozofowie nie znaleźli odpowiedzi. W teatrze, tu i teraz, możemy też je tylko sobie postawić. Czy kondycja współczesnego człowieka różni się od jego sytuacji w innych epokach? Czy problemy, które dotyczą wciąż całego świata, problemy społeczne i polityczne: rewolucje, wojny, w tym dwie światowe rozwój totalitaryzmu: faszyzmu i komunizmu, Holokaust, wciąż nas dotyczą, czy nie? A kwestie moralne i światopoglądowe? Względność wartości, poczucie wyobcowania człowieka z jego środowiska, samotność, rozpad więzi społecznych i rodzinnych, poczucie zagrożenia i bezsensu życia? A metafizyka? Geneza ludzkiej istoty? Czy jest ona z góry określana, dana, czy też może tworzona przez samego człowieka? W jakim stopniu człowiek jest twórcą siebie samego, a w jakim tworem przyrody, wytworem historii, kultury czy cywilizacji? Mam jednocześniewiadomość, że nie da się zamknąć pytań o kondycję ludzką w jednej definicji i że pytania te podlegają prawom zmienności i dialektyki. Ale tu właśnie widzę najważniejszą przestrzeń do rozmowy. Poprzez słowo, które ciałem się staje. Czyli teatr oparty na dramacie. PAP: Chce Pan mówić o tym w teatrze językiem tradycyjnym, czy nowoczesnym? Notki (o planach): 4177/>T.S.: Chciałbym rozmawiać z publicznością przede wszystkim językiem zrozumiałym i opowiadać interesujące, zajmujące historie. W sposób, który zachęci widza do refleksji. W moim przekonaniu - rzecz jasna dopuszczam inne punkty widzenia - najskuteczniejszym językiem porozumienia między sceną a widownią jest język dramatu i literatury, czyli wypadkowa dwóch odwiecznych dążeń - postępu i tradycji, współczesno ci i uniwersalizmu, tego, co w człowieku cielesne i tego co, duchowe. To się nie zmienia od tysięcy lat. I żadne wynalazki w dziedzinie światła i brzdęku tego nie zmienią. O świecie zatem chciałbym rozmawiać przede wszystkim poprzez współczesne dramaty, ale także klasykę tego gatunku (tłumaczoną jednak na nowo) i dokonywane przez dramaturgów adaptacje prozy, reportażu czy pamiętnikarstwa. Natomiast wybór konwencji, interpretacja oraz forma będąca wszak najbardziej intymnym wyborem każdego artysty, należą do reżyserów i ich najbliższych współpracowników. Nie chcę się spierać z dramaturgami, reżyserami czy aktorami o jak, tylko o co. A za nowoczesność uważam żywe spotkanie z widzem. Nic innego. Bo, wie Pani, wszystko już było. W teatrze nowoczesne jest to, co tu i teraz pracuje, jak mówią Anglicy. Rozmawiała Agata Zbieg (PAP)
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl