Przez całą noc kilka osób protestowało przed Sejmem. - Jesteśmy tutaj, żeby nie dopuścić do dewastacji sądownictwa, jaka się w tej chwili odbywa - powiedziała reportowi TVN24 jedna z uczestniczek protestu. Gmach parlamentu wciąż odgrodzony jest barierkami, na miejscu jest także policja.
W poniedziałek rano reporter TVN24 sprawdzał sytuację przed Sejmem, gdzie wciąż stoi scena z niedzielnej demonstracji. To na niej kilku protestujących spędziło całą noc. Mają rozłożone śpiwory, piją herbatę.
- Wygląda to tak, jak zapowiedzieli w niedzielę protestujący: "Będziemy tutaj tyle ile trzeba. Będziemy do wtorku, ale to może być środa, czwartek albo piątek". Wszystko zależy od tego w jakim tempie i w jaki sposób Sejm będzie pracował nad ustawą o Sądzie Najwyższym - relacjonuje Radomir Wit, reporter TVN24.
- Nie możemy powiedzieć, do kiedy będziemy. Jesteśmy tutaj, żeby reagować na to, co się dzieje. Jesteśmy tutaj, żeby nie dopuścić do dewastacji sądownictwa, jaka się w tej chwili odbywa - powiedziała w rozmowie z reporterem jedna z uczestniczek protestu organizowanego przez Komitet Obrony Demokracji. - Naszym obowiązkiem jest spróbować zrobić wszystko, co jest możliwe, żeby do tego nie dopuścić - dodała.
"Symbol dyktatury"
Na miejscu są też policjanci. Jak informuje reporter, jest ich więcej niż protestujących.
Budynek Sejmu wciąż ogrodzony jest także barierkami. - Na razie nie zapowiada się, żeby barierki miały stąd zniknąć - mówi reporter. Na barierkach ślady swojej obecności zostawili protestujący. - Zostały plakaty, napisy takie jak "Granica pogardy", wyrazy szacunku, solidarności z różnych miast, poprzypinano także białe róże - wymienia Wit.
Ustawienie barierek przed Sejmem skomentował na antenie TVN24 Henryk Wujec, opozycjonista w czasach PRL. - To jest coś skandalicznego, nigdy nie było takich barierek. Nawet w stanie wojennym można było przejść przez teren Sejmu. To jest symbol dyktatury - powiedział.
Niedzielne protesty
W niedzielę przed Sejmem odbyła się demonstracja przeciwko planom zmian w sądownictwie. Według policji było 4,5 tysiąca osób, natomiast kilkanaście tysięcy według ratusza.
Głos zabierali członkowie Komitetu Obrony Demokracji, przedstawiciele partii opozycyjnych, stowarzyszeń, opozycjoniści z okresu PRL i uczestniczka Powstania Warszawskiego.
Wieczorem kilkanaście tysięcy osób ze świecami przyszło na plac Krasińskich, aby wyrazić sprzeciw przeciwko zmianom w sądownictwie. W akcji "łańcuch światła" uczestniczyli także mieszkańcy innych dużych miast, gdzie zorganizowano podobną akcję. Świece zapłonęły m.in. w Szczecinie, Poznaniu i Gdańsku.
su/pm