Niepisana zasada na osiedlu przy Wiślickiej mówi, że tam gdzie nie ma monitoringu, mogą parkować tylko auta na warszawskich tablicach. Gdy pojawi się jakaś obca, właściciel samochodu musi się liczyć z przebitymi oponami. - Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jest podział na "my" i "oni" - mówi jedna z poszkodowanych mieszkanek.
- Czasami, żeby zaparkować muszę zrobić kilka kółek po okolicy – mówi Marta z Gdańska mieszkająca na Ochocie przy ul. Wiślickiej. Parking przy jej bloku, tylko częściowo objęty jest monitoringiem. Oko kamery nie sięga wszędzie. Niepisana zasada na osiedlu jest taka, że w części niestrzeżonej, mogą parkować wyłącznie auta z warszawskimi tablicami rejestracyjnym.
Parking tylko dla warszawiaków
- Do nikogo jednak te miejsca nie należą – mówi Marta, która wieczorem 10 listopada zaparkowała właśnie w "części warszawskiej". Zresztą, jak się okazało, tej nocy nie tylko ona miała problemy z parkowaniem. – Rano widok był przerażający. Wszystkie opony w autach na rejestracjach pozawarszawskich były przebite – relacjonuje.
Trudno mówić o przypadku, skoro opony uszkodzono w pięciu samochodach na 20 zaparkowanych. Wszystkie zostały przebite w ten sposób, by nie dało się ich naprawić.
- Nie wiem, dlaczego ktoś to zrobił. Wulkanizator powiedział mi, że jak ktoś jest z Gdańska, to pewnie koła przebił, bo nie lubi Tuska. Inna teoria jest taka, że przyjezdni zabierają rodowitym miejsca pracy. Najprawdopodobniej jednak w tym przypadku, ktoś uznał, że te miejsca są jego własnością – spekuluje Marta i dodaje, że ta sąsiedzka wojna trwa nie od dziś. - To zdarzyło się już drugi raz, jednak problem z parkowaniem nie zniknął. Niektórzy sąsiedzi nie zgłaszają już tego problemu na policję – żali się kobieta.
"To mógł być zbieg okoliczności"
Zajście z ul. Wiślickiej potwierdza Tomasz Oleszczuk z biura prasowego stołecznej policji. – Teraz mieliśmy jednak tylko dwa zgłoszenia. Od początku roku - sześć, dotyczyły także zarysowanych karoserii. Miejscowy dzielnicowy bacznie przygląda się tej sytuacji. To kwestia czasu, żebyśmy ustalili kto dopuścił się tych uszkodzeń - zapewnia Oleszczuk. Nie chce jednak przyznać, że to prześladowanie mieszkańców niepochodzących z Warszawy.
- To może być zbieg okoliczności. Trudno jest teraz określić, że samochody zostały zniszczone, dlatego, że miały obce tablice. Rzadko dochodzi do konfliktów na tle pochodzenia, częściej dotyczą dawnych urazów - mówi Oleszczuk.
- Dawnych urazów? Mieszkam tu od niedawna, żyję w zgodzie z sąsiadami. Raczej frustracja w ludziach rośnie, bo nie mają gdzie parkować. Dlaczego odbija się to na przyjezdnych? Nie wiem, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jest podział na "my" i "oni". O "słoikach" dowiedziałam się z mediów, a te przebite opony to było ewidentnie wymierzone w przyjezdnych - podsumowuje Marta i zapewnia, że nie przestanie lubić swoich warszawskich przyjaciół.
Co zrobić, gdy dochodzi do wojny sąsiedzkiej, a mieszkańcy zawłaszczają sobie miejsca parkingowe? Odpowiada Tomasz Oleszczuk ze stołecznej policji:
Bartosz Andrejuk - b.andrejuk@tvn.pl //b
Źródło zdjęcia głównego: Marta, warszawa@tvn.pl