Drogowcy nie mają sobie nic do zarzucenia w sprawie rowu melioracyjnego na ul. Łodygowej. W niedzielę do dziury wypełnionej wodą wpadł samochód pana Wojciecha. - Droga jest dobrze oznakowana, a rowy są oddalone od jezdni o kilka metrów i nie muszą być zabezpieczone - komentuje rzecznik ZDM.
- To nie jest wodna pułapka, tylko rodzaj odwodnienia ulicy, jakie stosuje się w wielu miejscach w Warszawie. Rów melioracyjny w warunkach miejskich nie jest zabezpieczany. Tylko w bardzo szczególnych sytuacjach stosujemy bariery ochronne, ale na pewno nie w tym przypadku. Tym bardziej, że rów jest oddalony od jezdni o 5-6 metrów - przekonuje Adam Sobieraj, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich.
"Lokalne osoby wiedzą"
Twierdzi także, że droga jest prawidłowo oznakowana. - Lokalne osoby wiedzą, że ten rów tam jest. Kierowca powinien jeździć po drodze. A dla osób, które chcą manewrować na poboczu, może się skończyć tak jak… Gdyby ta osoba (kierowca, który wjechał do rowu z wodą – red.) manewrowała na placu dojazdowym do lokalu, na pewno nic by się nie stało - uważa Sobieraj.
Wjechał do rowu z wodą
W niedzielę pan Wojciech wraz z ciężarną narzeczoną postanowili wybrać się do restauracji przy ul. Łodygowej. Samochód zaparkowali na poboczu, zaraz przy chodniku. Niczego podejrzanego i niebezpiecznego nie zauważyli, ponieważ na miejscu nie było znaków ostrzegających przed zagrożeniem. Nieświadomi wjechali do rowu, który przykryty był warstwą śniegu i lodu.
- Samochód stoczył się do niezabezpieczonego i nieoznakowanego wykopu, którego nie mogliśmy w żaden sposób zobaczyć z uwagi na pokrycie śniegiem - przekazał na Kontakt24 pan Wojciech.
- Gdy tylko zapadliśmy się pod cienką warstwę lodu, w trybie błyskawicznym woda zaczęła wdzierać się do środka. Zablokowane drzwi kierowcy uniemożliwiały wydostanie się nimi - opisywał kierowca.
- Uwolniliśmy się z wodnej pułapki. Historia mogła zakończyć się utratą życia, gdyż otwarcie drzwi w przypadku pełnego zanurzenia byłoby niemożliwe, a lustro wody sięgałoby po dach - dodał.
lata/par