Sąd: kataryniarz winny, ale nie musi płacić

Kataryniarz ze Starego Miasta
Kataryniarz ze Starego Miasta
Źródło: TVN24

Kataryniarz, który sprzedawał pamiątki na Starówce bez zezwolenia na handel, popełnił wykroczenie, ale nie musi płacić grzywny ani ponosić kosztów procesu – orzekł we wtorek Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście.

W kwietniu straż chciała ukarać kataryniarza Piotra Bota mandatem za sprzedaż żołnierzyków, diabełków, piłeczek i pamiątek poza miejscem wyznaczonym do handlu, m.in. na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Kataryniarz, który oprócz pamiątek oferuje też wróżby wyciągane przez papugę, odmówił przyjęcia 300 zł mandatu, argumentując, że nie były to przedmioty przeznaczone na handel, lecz fanty w loterii, w której każdy los wygrywa. Dodał, że prowadzi działalność od kilkunastu lat, w ciągu których zasady udostępniania miejsca na Starówce się zmieniały.

Podzielił argumentację obrony

Po półrocznym procesie, wysłuchaniu świadków i zbadaniu korespondencji między kataryniarzem a organami samorządu, sąd stwierdził, że obwiniony oprócz odtwarzania muzyki sprzedawał drobiazgi wycieczkowiczom, nie mając pozwolenia na handel, ale od 2007 r. bezskutecznie próbował tę działalność zalegalizować zwracając się m. in. do burmistrza i Zarządu Terenów Publicznych.

Jak powiedział sędzia Jan Piwkowski, sąd w dużej mierze podzielił argumentację obrońcy, mec. Wojciecha Dobkowskiego. W mowie końcowej adwokat przekonywał, że przypisywany obwinionemu czyn nie tylko nie jest społecznie szkodliwy, ale kataryniarz przyciąga turystów i przyczynia się do korzystnego wizerunku miasta.

Duże zainteresowanie

Przewodniczący zaznaczył, że z jednej strony można by stosować zasadę, że sąd nie powinien się zajmować drobnymi spawami, z drugiej jednak historia kataryniarza wzbudziła duże zainteresowanie.

Sąd wziął pod uwagę, że sprzedaż drobnych przedmiotów nie była handlem na dużą skalę, była jednak naruszeniem uregulowań, które obowiązywały w chwili interwencji strażników miejskich. Społeczna szkodliwość czynu nie była tak mała, by prowadziła do umorzenia postępowania, ale też nie jest tak znaczna, by prowadziła do ukarania grzywną – stwierdził sąd.

Będzie apelacja?

Wyrok jest nieprawomocny. Funkcjonariuszka Straży Miejskiej występująca w roli oskarżyciela publicznego nie chciała się wypowiadać w kwestii ewentualnej apelacji. Także kataryniarz nie podjął jeszcze decyzji.

"Sąd bardzo skrupulatnie rozpatrzył sprawę, jestem zadowolony, że nie muszę ponosić kosztów" – powiedział Bot po ogłoszeniu wyroku. Dodał, że nadal będzie się starał zalegalizować dodatkową działalność. "Nie ukrywam, że losy to podstawa mojego bytu" – zaznaczył.

Na razie kataryniarz zamierza wyjechać do Gdańska, gdzie, jak powiedział, reguły są mniej restrykcyjne, a do miasta przyjeżdża wielu turystów. Nie wykluczył, że – w razie fiaska starań o pozwolenie na sprzedaż wróżb i loterię fantową – będzie uprawiał swoje rzemiosło we Włoszech, w Weronie, gdzie pogoda sprzyja ulicznym grajkom nawet zimą.

ZOBACZ STYL KATARYNIARZA:

Zobacz styl kataryniarza

ran/PAP

Czytaj także: