Przesłuchanie rozpocznie się o 11.00 w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości. Rzecznik komisji poinformował kilka dni temu o trzech osobach, które zaproszono na przesłuchanie.
Po pierwsze, komisja znów będzie czekać na stawiennictwo Hanny Gronkiewicz-Waltz. Prezydent Warszawy została wezwana jako strona postępowania, a nie jako świadek, co ma istotne znaczenie. Jeśli bowiem potwierdzą się informacje Radia Zet i ratusz wyśle na posiedzenie swojego pełnomocnika, status "strony" umożliwia mu zadawanie pytań przesłuchiwanym świadkom.
Po drugie, wezwano "beneficjentów" decyzji zwrotowej w sprawie Chmielnej (czyli osoby, które w 2012 roku przejęły od ratusza działkę). Oliwer Kubicki, rzecznik komisji weryfikacyjnej, w komunikacie wymienił wprost jedynie Marzenę K. Jak pamiętamy jednak, oprócz niej cenną działkę odzyskali również Grzegorz Majewski (były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie) oraz Janusz Piecyk - współpracownik mecenasa Roberta N., który zresztą dla tej trójki odzyskał Chmielną. O pozostałych nazwiskach Kubicki w komunikacie jednak nie wspomniał.
Po trzecie, przed komisję ponownie (zeznawał już w sprawie Twardej) wezwany został Krzysztof Śledziewski, były urzędnik Biura Gospodarki Nieruchomościami.
Ratusz uderza w Śledziewskiego
I w kontekście tego ostatniego, urzędnicy stołecznego ratusza przypominają w mediach społecznościowych: "Nie byłoby sprawy Chmielnej 70, gdyby Krzysztof Śledziewski nie zataił kluczowych dokumentów z Ministerstwa Finansów. Od 14 lutego 2011 roku Krzysztof Śledziewski wiedział (i zataił tę informację przed władzami miasta), że działka mogła być spłacona i mimo tej wiedzy 1,5 roku później przygotował decyzję zwrotową". Wpis tej treści pojawił się w środę wieczorem na profilu "Reprywatyzacja - fakty" na Facebooku prowadzonym przez pracowników ratusza, co potwierdzał nam kilka miesięcy temu jego rzecznik prasowy.
W załączniku urzędnicy dodali m.in. pisma BGN dotyczące Chmielnej, a na nich podpis Śledziewskiego.
"Człowiek, który ukrył dokumenty, który został zwolniony dyscyplinarnie za sprawę Chmielnej 70 jest 'autorytetem' i 'wiarygodnym' świadkiem dla komisji weryfikacyjnej" - czytamy we wpisie.
Przypomnijmy też, że Śledziewski był jednym z trzech urzędników (oprócz Marcina Bajki i Jerzego M.), którego Hanna Gronkiewicz-Waltz zwolniła w sierpniu 2016 roku, po wybuchu afery z Chmielną 70. Jego personalnie (wymieniając z imienia i nazwiska) obarczyła za zgubienie dyskietki z resortu finansów, na której miała być informacja, że przedwojennemu właścicielowi Chmielnej 70 wypłacono odszkodowanie za nacjonalizację nieruchomości.
Oddali cenny grunt...
I tu dochodzimy do historii, której nie sposób pominąć w sprawach związanych z reprywatyzacją. Jak to się stało, że tak cenny (jego wartość szacowana jest na około 160 mln zł) grunt w samym sercu miasta trafił w prywatne ręce - jak się potem okazało - niesłusznie?
Przedwojennym właścicielem działki był Jan Holger Martin - obywatel Danii. To jedno z państw, którym Polska Ludowa wypłaciła odszkodowania związane z dekretem Bieruta już w latach 50. Duńczycy otrzymali wówczas 5,7 mln koron i przejęli zobowiązania wobec swoich obywateli pozbawionych majątku w Polsce. Ci zatem nie mieli prawa domagać się od Polski ani odszkodowań, ani nieruchomości "w naturze". To wszystko nie przeszkodziło jednak miejskim urzędnikom, by działkę już raz spłaconą… oddać ponownie. Do transakcji doszło w 2012 r. Grunt odzyskał mecenas Robert N. specjalizujący się w odzyskiwaniu nieruchomości w Warszawie, a obecnie podejrzany w śledztwie dotyczącym reprywatyzacji. Jego klientami byli wspomniani już: Marzena K., Grzegorz Majewski i Janusz Piecyk.
Ze strony ratusza decyzję o zwrocie działki podpisał Jakub R., ówczesny wicedyrektor miejskiego BGN, (też podejrzany w śledztwie dotyczącym reprywatyzacji). Była to jedna z ostatnich spraw, którymi zajmował się w ratuszu. Kilka miesięcy później zrezygnował z pracy. Dziennikarki "Gazety Wyborczej" ujawniły, że panów R. i N. łączyły nie tylko urzędnicze sprawy w Warszawie, ale też wspólny biznes w Kościelisku na Podhalu. Obaj byli współwłaścicielami ośrodka wypoczynkowego Salamandra.
… pochopnie
Władze miasta początkowo nie miały sobie nic do zarzucenia. Od kwietnia 2016 roku (kiedy pojawił się pierwszy artykuł "GW" w sprawie działki) zarówno Hanna Gronkiewicz-Waltz, jak i jej zastępcy obarczali winą Ministerstwo Finansów. Gdyby nieruchomość przy Chmielnej 70 faktycznie była spłacona, to właśnie ono powinno był wpisać ją do Skarbu Państwa, czego nie uczyniło.
Ówczesny wiceprezydent Jarosław Jóźwiak przekonywał, że "wszystkie sprawy są przez ratusz sprawdzane bardzo starannie", a w związku z Chmielną 70 "miasto nie popełniło żadnego błędu". Dopiero w sierpniu prezydent Gronkiewicz-Waltz otwarcie przyznała, że z tą "starannością" bywało jednak różnie.
Po wybuchu afery i zatrzymaniu mecenasa Roberta N. troje właścicieli Chmielnej 70 zrzekło się do niej praw. Było to w lutym tego roku. Miesiąc później wiceprezydent Witold Pahl poinformował, że umowa użytkowania wieczystego została rozwiązana, a cenna działka wróciła w posiadanie miasta.
Tak przed blisko rokiem urzędnicy tłumaczyli się z reprywatyzacji Chmielnej 70:
Chmielna 70 2016
Chmielna 70 2016
Karolina Wiśniewska
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl